Pokemon Crystal
PBF Pokemon. Liczy się zabawa, a nie wygrana :3

Archiwum - You're the King, baby, I'm your Queen

Chmurek - 2015-04-11, 14:46
Temat postu: You're the King, baby, I'm your Queen
Nic nie czujesz. Już nie. Leżysz na boku z twarzą na podłodze, walcząc o każdy oddech. Resztami sił unosisz dłoń. Jest cała we krwi. Twojej i kogoś jeszcze. Nie możesz sobie przypomnieć kogo. Ciemnieje ci przed oczami, próbujesz przesunąć dłoń, sięgnąć ku czemuś, ale ręka zamiera po przesunięciu jej o kilka centymetrów. Czujesz łzę spływającą po policzku, po czym poddajesz się. Wiotczejesz. Umierasz.

Gwałtownie otwierasz oczy, budząc się z koszmaru. Śni ci się nie po raz pierwszy, a nadal nie do końca go rozgryzasz. To ostrzeżenie? Wizja? Dlaczego jesteś w nim człowiekiem? Wzdychasz, z powrotem kładąc łebek na trawie.
Leżysz w tej samej pozycji, w tym samym miejscu, w którym się położyłaś. Otoczona przez kolorowe kwiaty, grzana pełnią słońca i kołysana delikatnymi powiewami wiatrów. Kochasz swoją wolność. Tylko wolna czujesz, że żyjesz. Przeciągasz się leniwie, rozprostowując kości. Czas poszukać jakieś przekąski i ugasić pragnienie. Wyciągając przed siebie łapki widzisz, że są kremowe. Wciąż działa narzucona iluzja. Dla świata zdajesz się być uroczym, młodym Cyndaquilem. Uśmiechasz się łobuzersko.
Wtedy uświadamiasz sobie, że coś leży obok ciebie. Przekręcasz łebek, by zobaczyć, że przy twoim boku leży jajko. Najprawdziwsze jajo pokemona! Nie masz pojęcia do ono tutaj robi. Nikt nigdy nie podszedł do ciebie na tyle blisko, by podrzucić ci coś takiego. Ba, nawet kiedy głęboko śpisz pozostajesz czujna. Coś jest nie w porządku.
Zdezorientowana rozglądasz się dookoła w poszukiwaniu pokemona, który mógł zostawić ci ten prezent. W pierwszej chwili nie dostrzegasz niczego. Dopiero po chwili po przeciwnej stronie łąki miga ci fioletowy kształt. Szybko dociera do ciebie także ciche syczenie. Poznajesz je od razu. Ekans. Zapewne jest zainteresowany jajkiem, choć bynajmniej nie jest jego rodzicem. Wyczuł łatwą zdobycz na późne śniadanie.
Wstajesz na cztery łapki. Jeśli się nie pośpieszysz, ty także skończysz jako dodatek do jajecznicy. Masz trzy wyjścia - uciekać, ratować jajko i uciekać albo stanąć do walki. Nic tak nie rozbudza po drzemce jak porządna walka.

Matryoshka - 2015-04-11, 17:57

Wygrzewanie się na słońcu było jednym z jej ulubionych zajęć. O tej porze dnia drzemka w tych przemiłych warunkach stanowiła już niejaką tradycję. Niestety i tym razem niewiele to miało wspólnego z przyjemnością. I tym razem powodem był ten koszmar. Niezwykle okrutny, trzeba zaznaczyć. Nie dość, że wyobraźnia podsyła jej doprawdy realistyczne obrazy, to jeszcze ukazuje śmierć. Jej własną śmierć. Nie wspominając już, ze w tym śnie jest człowiekiem.
Rozmyślanie o tym sprawiło, że dopiero po chwili zauważyła „niespodziankę”. Natychmiast odskoczyła od jajka. Trudno jej było uwierzyć w to, że spała na tyle mocno, by ktoś mógł je tutaj podłożyć. Okrążyła znalezisko, badając je wzrokiem z każdej strony. Nie było pomyłki. Prawdziwe jajko. Nie wyglądała na zachwyconą owym prezentem.
Rozglądała się jeszcze chwilę w poszukiwaniu jakiegoś śladu, jednak jedyną rzeczą, którą wypatrzyła… Były kłopoty. Odruchowo zniżyła się na łapkach, jak to miała w zwyczaju. Automatycznie chowała się w trawie i obserwowała cel, określając swoją sytuację. Gdyby była sama, nie miałaby problemu z ucieczką. Zerknęła kątem oka na jajko. Jeśli miała większą wprawę w iluzji, mogłaby wystraszyć owego Ekansa wizją jakiejś potężnej legendy. Niestety nigdy nawet nie próbowała przybrać takiej formy. A teraz by się przydała. Ucieczka też mogłaby być problematyczna. Skrzywiła się lekko, ale długo nie zastanawiała się nad decyzją. Postanowiła walczyć.

Chmurek - 2015-04-11, 18:16

Bacznie śledziłaś ruchy pokemona węża. Zadałaś sobie sprawę, że wie o tobie i czujesz się delikatnie tym faktem dotknięta. Ekans uznał cię na tyle słabą, że odważa się zaatakować wprost, w dodatku w dzień i zupełnie pozbawiony elementu zaskoczenia. Gniew dodaje ci odrobinę więcej siły.
Stoisz przygotowana do ataku i do obrony podrzutka. Jaki pokemon wybrał ciebie na mamkę dla swego potomka. Przez głowę przemknęło ci parę niepokojących obrazów. Grimer, Slugma, Binacle. Wzdrygnęłaś się. Ta wizja nie napawała cię zbytnio do ryzykowania życia w obronie stworzonka. Choć z drugiej strony w jajku może kryć się jakiś słodki pokemon. Charmander, Igglybuff albo Togepi. Nie chciałaś, aby skończyło jako obiad nim będzie miało szansę zobaczyć świat.
Zawarczałaś. Miałaś nadzieję, że odstraszy to węża. W końcu wciąż wyglądałaś jak ognisty Cyndaquil. Gad powinien obawiać się spalenia. Niestety twoje działania przyniosły odwrotny skutek. Ekans podniósł się z ukrycia i głośno zasyczał, po czym splunął ... kwasem! Uskoczyłaś w ostatnim momencie, patrząc jak trawa w miejscu, gdzie jeszcze chwilę temu stałaś, rozpuszcza się.
Już mieliście wymienić kolejne ciosy, kiedy dosłownie w sam środek walki wbiegł młody mężczyzna. Nie miałaś czasu zbyt dobrze mu się przyjrzeć, gdyż na łące niemal natychmiast rozległo się donośne bzyczenie. Za przybyszem z lasu wyłoniła chmara Beedrilli w bojowych nastrojach. Nie mogłaś uwierzyć własnym oczom. To się nie dzieje. Odwróciłaś się do przeciwnika, tylko po to, by ujrzeć jego ogon znikający w trawie. Poddał się!?
Czułaś jak ogarnia cię furia, kiedy mając nadzieję, że mężczyzna już dawno dał nogi za pas, widzisz go jak przygląda się jajku pokemon. Czy ona życia sobie nie ceni?

Matryoshka - 2015-04-11, 19:08

Gad okazał się wyjątkowo nierozważny. Zdecydowanie zdenerwowało ją to, że ani trochę jej nie doceniał. Owszem, ona od razu zauważyła różnicę w ich sile, jednak… Nie była bez szans. Poza tym miała za sobą dodatkową motywację. W trawie wciąż w końcu spoczywało jajko, w którego obronie podjęła walkę. Przecież w środku siedział Pokemon podobny do niej. Nawet jeśli ich gatunki czy typy dzieliła przepaść, oboje zostali niejako porzuceni, czyż nie? Nie zamierzała jednak robić za matkę, nic podobnego.
Skupiła się całkowicie na pokonaniu przeciwnika. Nie wyobrażała sobie, żeby mogła przegrać. Niewystarczająco widocznie odstraszył ją jad trującego Pokemona. Była przygotowana do ataku, już miała pokazać, co umie, gdy nagle… Z lasu wybiegł człowiek. I to nie sam, a w towarzystwie całej chmary Beedrilli. Zorua mimowolnie musiała przyznać, że spodobał jej się ten widok, a kolejnym plusem tej farsy był odwrót Ekansa. Nie spodziewała się jednak, że człowiek w takim momencie zainteresuje się jajkiem. Sprawił tym samym, że znalazło się w podobnym niebezpieczeństwie. Z resztą, Zorua również. W końcu rozwścieczone Beedrille zazwyczaj nie koncentrowały się na rozróżnianiu przeciwników.
Przybrała formę, która wydawała jej się najwygodniejsza w obecnej sytuacji – Charmeleon. Warknęła głośno, dając upust swojej frustracji i prawdopodobnie chciała tym samym wystraszyć trenera.
Walka nie wchodziła w grę. Zamierzała zabrać mu jajko z oczu i uciec w las. Tak, tylko jajko ją interesowało. Nawet, jeśli w środku był Binacle, czy Magikarp – nie mogła pozwolić, by trafiło w ręce człowieka.

Chmurek - 2015-04-11, 19:46

Z iluzji w iluzję. Gdyby ktoś w tej chwili cię obserwował, pomyślałby, że Cyndaquil właśnie ewoluował w Charmeleona. Bądź co bądź nikt jednak nie zwracał na ciebie uwagi. Znów jesteś jawnie ignorowana. Osy nawet nie zatrzymały, a mężczyzna podniósł z trawy jajko i nagle, przypomniawszy sobie o ścigającej go chmarze - dał nogi za pas.
Nie możesz uwierzyć własnym oczom. Czy on właśnie porwał podrzucone ci jajko, w dodatku zostawiając na pastwę jadowitych Beedrilli? Niewiele myśląc rzuciłaś się za nim w pościg. Dlatego nienawidziłaś ludzi i nie zamierzałaś pozwolić, by cokolwiek siedziało wewnątrz skorupki, trafiło w ręce tego chama.
Pościg rozpoczął się na nowo. Wkrótce nie wiadomo już było kto ucieka, a kto goni. Chłopak jakby odzyskał energię, gnał na złamanie karku, nie zważając na nic. Po Beedrillach też nie znać było zmęczenia. Po kilkunastu metrach żałowałaś, że jednak nie starałaś się zmienić w tę legendę. Być może któraś ze stron by się poddała?
Kiedy myślisz już, że gorzej być nie może, mężczyzna zatrzymuje się, a ty wpadasz na niego. Łączycie w jedno kłębowisko ciał, po czym runiecie w dół. Dlaczego biegł wprost na przepaść?! To ostatnie co przemyka ci przez głowę, nim zanurzasz się w lodowatej wodzie płynącej w dole rzeki, a iluzja przestaje działać.

Udaje ci się wydostać na brzeg. Nie wiesz jak długo targał dobą nurt, ale jesteś przemarznięta do suchej nitki i poobijana. Ledwie podciągasz się na tyle, by całej wyjść z wody, kiedy całkowicie opadasz z sił. Nim zalewa cię ciemność widzisz jeszcze wychodzącego na brzeg chłopaka.

Śnisz? A może to dzieje się na prawdę. Trzyma cię w ramionach, tuli, ogrzewa własnym ciałem. Jest ci tak błogo. Patrzysz w jego błękitne oczy, które przywodzą ci na myśl niebo w piękne wiosenne popołudnia. W ucho drapie cię delikatny zarost na brodzie. Widzisz krótko ostrzyżone, brązowe włosy. Dlaczego twarz tego człowieka jest taka smutna, nieszczęśliwa? Stało się coś. Zasypiasz.

Słyszysz cichy trzask, który rozpoznajesz jako płonące drwa. Zdezorientowana uchylasz powieki. Leżysz na drewniane ławie przysuniętej pod kominek. Znajdujesz się w jakimś drewnianym domku spowitym ciemnościami, a rozjaśniany jedynie światłem ogniska. Udaje ci się dostrzec okno. Zapadł już zmierzch. Masz na sobie miękki koc, który przyjemnie grzeje. Czujesz, że znów coś obok ciebie leży. Odwracasz łebek pewna, że to jajko, kiedy twoje oczy napotykają śpiącego mężczyznę. Wygląda tak błogo, pogrążony w nieprzeniknionym śnie. To ten sam, który ukradł pokejajo.
JAJO!?
Rozglądasz się spanikowana. Nie ma go. Czyżby się ... stłukło?

Matryoshka - 2015-04-11, 20:37

Tak, właśnie dlatego nie pałała do ludzi sympatią. Nie chciała znowu przez to przechodzić. Doskonale pamiętała, jak ciężko było jej złapać oddech. Jak desperacjo chciała za wszelką cenę znaleźć się na brzegu. Pamiętała przemoczone futro i drażniący, nawet najsłabszy wiatr. Powtórka z rozrywki…
Bezmyślny człowiek. Nie dość, że zabrał coś, co nie należało do niego, to jeszcze w obliczu zagrożenia biegł prosto w stronę klifu. Nie wspominając już, że sam to zagrożenie prawdopodobnie wywołał. Chociaż rój Beedrillów nie potrzebuje zazwyczaj specjalnego zaproszenia do pościgu, mężczyzna musiał sprawić, że się nim zainteresowały. Nieważne zdaniem Zoruy, czy był przypadek, czy raczej zamysł.
Poczuła ulgę, kiedy znalazła się na brzegu. Niewiele jednak mogła już zdziałać. Próbowała ostatkiem sił wypatrzyć, czy mężczyzna wciąż ma w rękach jajko. Nic z tego. Obraz stawał się coraz bardziej rozmyty, aż w końcu zniknął. Sama nie była w stanie określić, na jak długo.
Obudziła się potem w ramionach mężczyzny. Przynajmniej tak jej się wydawało, bo może faktycznie to był tylko sen? Nigdy nie była tak blisko żadnego człowieka. Nie pozwoliła żadnemu podejść na tyle blisko, by ten ją dotknął. Próbowała tłumić wrażenie, że to uczucie ciepła i bezpieczeństwa daje jej właśnie ta „bezmyślna istota”. Prawda jednak była zgoła inna. Niedługo potem zaczęła zastanawiać się nad czymś innym. Co się stało? Dlaczego mężczyzna ma na twarzy wypisany smutek?

Przyjemne uczucie. Pod puchatym kocem, w cieple kominka mogła spędzić resztę swojego życia. Tak dokładnie pomyślała, zanim uświadomiła sobie swoje położenie. Do jej pamięci wróciły obrazy z ostatnich wydarzeń. Przestraszyła się. Jak można się domyślić, dojściu do siebie nie sprzyjał fakt, że obok siebie zamiast jajka, zobaczyła twarz mężczyzny. Cofnęła się gwałtownym ruchem, trochę źle wymierzając odległość, bo spadła z ławki na podłogę. Ale to nic. Przecież o to chodziło, żeby znalazła się jak najdalej tego człowieka. Ważniejszą sprawą było jednak jajko. Gdzie ta szuja je schowała? A może pozwolił, by się zbiło?
Spanikowała. W tym nikłym świetle, nie zważając na śpiącego towarzysza, zaczęła przestawiać i zrzucać z pólek dosłownie wszystko. Gdzieś tu musiało być…

Chmurek - 2015-04-12, 07:45

Szukając śladu pokejajka, żałujesz, że nie potrafisz wzniecać ognia. Zapewne jest gdzieś tutaj jakieś sztuczne światło, które już nie raz widziałaś w domach ludzi, ale nie chcesz ryzykować zbudzenia człowieka. Kto wie jakie ma zamiary. Wprawdzie jesteś cała, ale przecież niektóry pokemony też lubią się bawić jedzeniem. Kręcisz głową, by odgonić te straszne myśli i wszystkie wysiłki skupiasz na poszukiwaniach.
Jajka nie było na stole, pod kanapą ani nigdzie przy drzwiach. Znajdujesz za to skarpetkę nie do pary, coś klejącego rozlanego na drewnianej podłodze i kilka pokeballi. Nie sprawdzasz, czy są pełne, czy puste. Wiesz jedno. Pokój jest czysty, pozostają dwa pomieszczenia, do których dostępu blokują ci zamknięte drzwi. Byłaś niejako w potrzasku. Jedyne wyjścia z tego domku były zamknięte, a nie wiedziałaś, czy wybijanie okna jest dobrym pomysłem.
Odwróciłaś się, by sprawdzić, czy mężczyzna nadal śpi. Nie było go. Zastygłaś, wyczuwając, że stoi za tobą. Tak bardzo pogrążyłaś się w myślach planując ucieczkę i odzyskanie zguby, że dałaś się podejść.
- Nie bój się - usłyszałaś niski, uspakajający głos. - Nic ci tu nie grozi. Wszystko jest w porządku, widzisz?
Odwracasz się. Mężczyzna stoi przed tobą z uniesionymi rękami, z czego w jednej trzyma coś w rodzaju plastikowej miski. Uśmiecha się przy tym. Ma piękny uśmiech.
- Na pewno chce ci się pić - stwierdza, kucając i kładąc na ziemi miskę z czymś co wygląda jak woda. Instynktownie odskakujesz w tył i stajesz na baczność, gotować wgryźć się w te jego wyszczerzoną twarzyczkę.
- Nie wstydź się, pij - zachęca. - Miałaś dzisiaj wiele przygód.
Czy on myśli, że ile ty masz lat? Pięć?

Matryoshka - 2015-04-12, 13:35

Nie znalazła tego, czego szukała. Przekonała się tylko, że mężczyzna jest trenerem i nie lubi sprzątać. Właściwie to mogła się spodziewać, że przekopywanie tego całego bałaganu (bo tak to można było dokładnie nazwać, od kiedy wkroczyła do akcji) z pewnością sprawi, że się obudzi. I tak też się stało. Nie było go tam, gdzie powinien być. Straciła czujność. Nawet nie usłyszała, kiedy zaszedł ją od tyłu.
Odwróciła się i wbiła wzrok w mężczyznę. Wroga, trzeba zaznaczyć. Nie mogła sobie pozwolić, by spuścić z niego wzrok. Miała na względzie jego każdy, nawet najmniejszy ruch.
„Nie bój się?” Doprawdy, za kogo on się uważał? Warknęła ostrzegawczo. Co prawda, była ostrożna. W końcu nie wiadomo, co chodzi po głowie trenerowi. Nie odczuwała jednak strachu. Chyba. Chciała myśleć, że nie odczuwa w każdym razie. Cofnęła się, kiedy wróg schylił się, by postawić na podłodze miskę. Woda, czy nie woda? Spojrzała na niego, potem na miskę. Po chwili znów na niego i na ponownie na wodę. To była z pewnością trucizna. Wyczytała to z tego podejrzanego uśmiechu. Niech sam sobie ją pije. Podeszła bliżej naczynia i zahaczyła pazurkiem jego krawędź tak, by mogła tym rzucić. W mężczyznę, rzecz jasna. Starając się, by cała zawartość wylądowała na nim. Tak dokładnie to celowała w głowę.
Zaraz po tym, podbiegła do tych pierwszych drzwi i ponownie wbiła w niego wzrok. Warknęła. Jeśli jajka nie ma tu, to musi być za drzwiami. A przyznać trzeba było, że jej wzrok mówił „albo to otworzysz, albo sama sobie poradzę”. Już miała na myśli Rhyhorna i kilka innych stworzeń o podobnej sile destrukcji.

Chmurek - 2015-04-12, 13:51

Nieomal się śmiejesz, kiedy widzisz minę chłopaka zaraz po tym, jak woda z miski rozlewa się po jego spodniach. Zupełnie jakby się zmoczył. Patrzy na ciebie osłupiały. Wygląda na to, że zupełnie nie rozumie o co ci może chodzić. Bynajmniej nie masz zamiaru mu tego wyjaśniać.
Podbiegasz do pierwszych zamkniętych drzwi i szczekasz na człowieka, by natychmiast je otworzył. Chyba rozumie o co ci chodzi, gdyż natychmiast podchodzi do nich i naciska klamkę. Kiedy tylko dostrzegasz dość dużą szparę, by się przecisnąć, mkniesz do kolejnego ciemnego pomieszczenia. W pierwszej chwili niczego nie dostrzegasz. Chłopak zapala światło, które rozjaśnia pokój. Znajdujesz się w łazience. Dużo białych mebli, wielka miska, kilka dziwnych przyrządów. Nic więcej. Już masz zrezygnować, kiedy dociera do ciebie zapach. Taki, który wydają jedynie skorupki jajek. Nie potrafisz zapanować nad ogonem, który zaczyna rytmicznie się bujać, kiedy wskakujesz do wielkiej miski, by ujrzeć mniejszą, wypełnianą wodą, w której zanurzone jest pokejajo.
Znalazłaś je. Jest bezpieczne i całe!
- A więc o niego się martwiłaś - powiedział chłopak, wycierając ręcznikiem spodnie. - Nie sądziłem, że tak cię zezłości ... - urwał, gdyż rozległo się głośne pukanie do drewnianych drzwi chatki. - A kogo to niesie w środku nocy? - wyszeptał bardziej do siebie niż do ciebie i wyszedł z łazienki. Ostrożnie wyskoczyłaś z "miski" i wyjrzałaś przez uchylone drzwi.
W głównym pomieszczeniu pojawiła się kobieta z nieprzytomnym pokemonem na rękach. Mówiła tak szybko, że nie potrafiłaś jej zrozumieć. Widzisz jednak, że jest spanikowana i bezradna, a chłopak nie jest w stanie jej uspokoić. Wreszcie zabiera od niej omdlałego Meowtha i kładzie na ławie, na której jeszcze kilka minut spałaś ty. Podbiega do jednej z szafek, otwiera ją, wyjmuje jakąś torbę i wraca do rannego. Kobieta cały czas nerwowo zagląda mu przez ramię.
Twoją uwagę przykuwa jednak coś jeszcze. Drzwi do chaty są otwarte. Z tego wszystkie zapomnieli je zamknąć. Wystarczy wrócić po jajko i wymknąć się. Na to czekałaś.

Matryoshka - 2015-04-12, 14:26

No cóż, nie do końca tak to sobie zaplanowała, ale rezultat był zadawalający. Nawet bardzo. Długo jednak nie pozwoliła sobie popatrzeć na jego reakcję. W końcu bardziej interesowało ją jajko. To, które ukradł jej sprzed nosa, trzeba zaznaczyć.
Kiedy wbiegła do pomieszczenia, miała zamiar zrobić dokładnie to, co w poprzednim – poświęcić ład, porządek i ewentualnie szklane przedmioty na wysokich półkach. Oczywiście nie ze złośliwości, a w poszukiwaniu jajka. Chociaż może trochę i ze złośliwości. Tak odrobinę.
Zrezygnowała jednak z tego, kiedy doszedł do niej znajomy zapach. Nie zastanawiając się długo, ruszyła w jego kierunku. Doprawdy, nie spodziewała się, że poczuje tak dużą radość, gdy tylko zobaczy swoją zgubę. Ulżyło jej. Zerknęła na człowieka z miną „masz szczęście” i szybko straciła nim zainteresowanie na rzecz jajka. Przynajmniej do momentu, w którym nie usłyszała pukania do drzwi. Kolejny człowiek. Zmarszczyła nosek widząc, że niesie na rękach nieprzytomnego Meowhta. Była pewna, że jego stan wynika wyłącznie z jej winy, no bo jak inaczej? Niemniej kocur sam wybrał życie u boku trenera, dlatego to nie była jej sprawa. Prawdę mówiąc, zbytnio się nim nie przejęła. Miała swój problem. Pierwszy tak poważny, od dłuższego czasu. Poczuła jednak, że znalazła dla niego szybkie rozwiązanie, kiedy zlokalizowała uchylone drzwi. To była jej szansa. Jej i tego malucha w jajku.
Wróciła do wnętrza łazienki. Nie miała wygodnych warunków, by po prostu wyjąć jajko z wody i uciec. Musiała sobie poradzić inaczej. Miała nadzieję, że nie narobi przy tym wystarczająco dużo hałasu, żeby "człowieki" zorientowały się, co się dzieje. Ustała przy dużej misce i zaczęła napierać na nią przednimi łapkami, by się przewróciła. Chciała, by woda się wylała, a jajko wyturlało na podłogę. Wtedy mogłaby je noskiem pchać do drzwi frontowych. Nie było to najbezpieczniejsze wyjście, przynajmniej dla jajka. Zorua jednak była pewna jednego - nie mogą tutaj zostać.

Chmurek - 2015-04-12, 21:13

W myślach widzisz wyraźnie swój plan. Uratować jajko, uciec i żyć z dala od ludzi, którzy mogliby wykorzystać ciebie lub tego niewinnego jeszcze malucha, kimkolwiek jest. Oby nie Binaclem. Musisz wyjąć jajko z małej miski, która znajduje się w dużej misce. Nic bardziej prostego. Z powrotem wskakujesz do środka, tym razem ślizgając się. To podsuwa ci pewną myśl. Przesuwasz miskę w stronę gładkiego, śliskie spadu, pod który łatwiej będzie ci ją pchać. Przykładasz czoło do krawędzi przedmiotu i zaczynasz pchać.
Wyjęcie jajka z tej olbrzymiej, metalowej misy było czymś, o czym chcesz zapomnieć. Niemniej po wielu próbach i niepowodzeniach udaje ci się przenieść je na podłogę. Tam przechylasz małą miskę, wylewając wodę i pozwalając, by jajko wolno wyturlało się na zewnątrz. Teraz pozostaje się stąd wynieść. Pchając przed sobą jajeczko ruszasz przed siebie.
Opuszczenie łazienki nie jest trudne. W głównym pomieszczeniu wciąż panuje zamieszanie. Kobieta to usiada, to wstaje. To wzdycha, to płacze, a młody chłopak ciągle wygrzebuje coś ze swoje torby i podaje to Meowthowi. Nikt nie zwraca na ciebie uwagi, kiedy przemykasz cichaczem za kanapę, a później ku drzwiom. Jesteś już nieomal przy wyjściu, kiedy zauważa cię kobieta.
- Doktorze, to pański pokemon?
- Hmmm? - mruczy chłopak, unosząc głowę i spoglądając w kierunku, który wskazała kobieta. Wasze spojrzenia skrzyżowały się.
Sądziłaś, że mężczyzna spanikuje, rzuci się do drzwi, by je zatrzasnąć. Spróbuje cię powstrzymać, złapać. On jedynie uśmiechnął się ze zrozumieniem. Widzisz jak spogląda na jajko, obdarza cię spojrzeniem pełnym szacunku, po czym wraca do pracy.
- Uważaj na siebie malutka, las to niebezpieczne miejsce - żegna cię, po czym przemawia do kobiety. - Zamknij drzwi jak Zorua wyjdzie, proszę.
Zdezorientowana wracasz do swojej ucieczki i kilka kroków dalej znajdujesz się znów w lesie. Poznajesz to miejsce. Jesteś na skraju lasu. Gdyby było widno na pewno dostrzegłabyś miasto. Wzdrygasz się na myśl o murowanej dżungli pełnej wstrętnych ludzi. Biegniesz głębiej w las, zatrzymując się dopiero, kiedy opadasz z sił.
Udało się. Znów na wolności. Tylko co teraz?

Matryoshka - 2015-04-13, 00:54

Tak, to był jej plan i odbywał się dokładnie tak, jak sobie zaplanowała. Pomijając oczywiście siłowanie się w miskami. Zregenerowała jednak na tyle sił, by sobie z tym poradzić. Niemniej jej szczęście trwało do momentu, w którym nie przyuważyła jej kobieta. Ta sama, która nie mogła się zdecydować czy usiąść, czy może stać wciąż za plecami „doktora”, jak go nazwała.
Była przekonana, że mężczyzna zaraz podejmie odpowiednie kroki, żeby jej stąd nie wypuścić. Ustawiła się od razu w pozycji obronnej i warknęła. Była gotowa, by rzucić mu się pazurkami na twarz lub by walczyć z każdym, wystawionym przez niego Pokemonem. W końcu był trenerem. Właściwie była gotowa na wszystko, tylko nie na to. Po prostu pozwolił jej odejść. Zmrużyła lekko oczy, kiedy na niego patrzyła. Czyżby próbowała wywęszyć jakiś podstęp? Niewiele jednak o tym myślała. Postanowiła wykorzystać tą szansę. W końcu była już tak blisko drzwi.
Kiedy wyturlała jajko na zewnątrz, od razu przyśpieszyła. Miała oczywiście wciąż pod względem bezpieczeństwo jajka. Mogła jednak dopiero odczuć ulgę, kiedy znalazła się spory kawałek od domu niejakiego „doktora”. Pora dnia jej nie sprzyjała. Mimo, że Zoruy to Pokemony typu mrocznego, ten wyjątkowy egzemplarz nie był zwolennikiem takich warunków.
Postanowiła przede wszystkim znaleźć bezpieczne miejsce, by w nim przeczekać do rana. Kiedy zrobi się wystarczająco widno – jej celem będzie woda i śniadanie.

Chmurek - 2015-04-13, 15:52

Coś, co sklasyfikowałaś jako instynkt macierzyński, nakazało ci troszczyć się o jajko. Nie sądziłaś, że go posiadasz, a już na pewno nie brałaś pod uwagę, że tak szybko tobą zawładnie. Wiesz, że nie jesteście tutaj bezpieczni, nie w nocy, w środku lasu, gdzie aż roi się od drapieżników. Normalnie przespałabyś ją schowana w swojej norce przy niewielkim jeziorku na północnym-zachodzie. Nie bierzesz jednak pod uwagę, że uda ci się tam dotrzeć szybko i w dodatku tak, by nie zwrócić na siebie niczyjej uwagi.
Dzięki swojemu gatunkowi widziałaś w mroku lepiej niż przeciętny pokemon. Oczywiście, nie oznaczało to, że nie sprawiało ci różnicy, czy świeci słońce czy nie. Po prostu wyraźniej widziałaś kształty, dzięki czemu rozróżniałaś drzewa, krzaki, kamienie. Odnajdujesz wzrokiem plątaninę krzaków, wśród których można by się ukryć, po czym chowasz się tam z jajkiem u boku. Owijasz się obok niego, by go ogrzewać. Zasypiasz niemal natychmiast.

Budzisz się zdrętwiała i wiesz, że twoje futerko wygląda, jakbyś przebiegła obok tornado. Wypełzasz spod krzaków, by sprawdzić gdzie dokładnie się znajdujesz. Słońce świeci już wysoko na niebie, co tłumaczyłoby skąd ten przytłaczający głód. Czas na późne śniadanie. Przeciągasz się rozglądając wokoło. Wprawdzie dostrzegasz kilka krzaczków jagodowych, ale są doszczętnie obrane. Zaglądasz z powrotem do kryjówki, by sprawdzić co z maluchem. Jajko leży bezpiecznie na trawie. Coś jednak zmieniło się przez noc. Nie było już białe, a brudnoróżowe z dziwnym zawijasem an czubku. Oznaczało to, że weszło w drugą fazę lęgu i zapewne wykluje się na dniach. Wbrew sobie uśmiechasz się.

Matryoshka - 2015-04-13, 20:09

Nie spodziewała się, że kiedyś dozna takich odczuć. Instynkt macierzyński, huh? Kierowała się jak na razie tylko tym, by uratować jajko. Nie wyobrażała sobie chodzić za malcem i uczyć go życia, kiedy tylko się wykluje. Co to to nie. Zdecydowanie ujęłoby jej to nieco wolności, którą przecież tak sobie ceni. Z drugiej jednak strony… Naprawdę nie chciała, by mu się w przyszłości stało coś złego. Patrzyła chwilę na swoje znalezisko. Merdała lekko ogonkiem, na widok całego, bezpiecznego przyszłego żyjątka. Różowego, trzeba zaznaczyć. Niewiele w swoim życiu różowych Pokemonów widziała. Męczyła ją ciekawość.
Ale jednak coś innego pochłaniało jej uwagę. Śniadanie. Trzeba w końcu coś zjeść, co dość skutecznie przypominał jej żołądek od momentu, w którym wstała.
W pobliżu nie zlokalizowała jednak nic jadalnego. Wygląda na to, że musi zapuścić się trochę dalej. Zdecydowała, że jajko na krótką chwilę zostawi na miejscu. Była pewna, że tak będzie bezpieczniej, aniżeli miałaby znów turlać je po kamieniach i dodatkowo wystawiać je na widok innych, drapieżnych Pokemonów. Tak… Niech tu zostanie.
Dla większej ochrony, Zorua zakryła je jeszcze liśćmi i choć niepewnie, oglądając się wciąż za siebie – oddaliła się od niego. W poszukiwaniu jedzenia i wody. Trzeba przyznać, że wczoraj była naprawdę spragniona. Miała tak naprawdę wielką ochotę na tą miskę „niby” wody, którą podał jej „doktorek”. Nie żałowała jednak swojej decyzji, wciąż zaprzątając sobie głowę podejrzeniami na temat człowieka. Poza tym umie sobie poradzić sama! Co on sobie myślał? – Przez te wszystkie rozmyślania, szła przez las z mało przyjemną miną. Trudno było się dziwić jej brakiem humoru. Ale mniejsza. Skupiła się na tym, by znaleźć coś jadalnego i napić się wody. Musi przecież szybko wracać do swojej różowej kulki.

Chmurek - 2015-04-13, 21:25

Rozglądałaś się dookoła, ale jak na złość nie mogłaś wypatrzeć ani jednego owocu. Coś było nie tak, bardzo nie tak. W tym lesie zawsze roiło się od jagód, choć mieszka w nim mnóstwo pokemonów. Wprawdzie od kilku dni nie spotkałaś ich za wiele, ale przecież to duży las. Traciłaś woli ochotę na marsz. Przynajmniej woda była niedaleko. Znałaś teren doskonale, więc bez trudu doczłapałaś do leśnego potoku, by ugasić pragnienie. Woda na chwilę pozwala ci zapomnieć o głodzie. Zdajesz sobie jednak sprawę, że wkrótce powróci.
Postanawiasz zawrócić. Wprawdzie ukryłaś jajo, ale bałaś się o nie. Miałaś złe przeczucia. Coś dziwnego dzieje się w tym lesie. Mimowolnie przyśpieszasz. Droga powrotna mija ci w zastraszająco szybkim tempie. Po drodze nie napotykasz nikogo prócz przelatującego ptaka, którego nie udaje ci się rozpoznać. Kiedy zbliżasz się do kryjówki znów słyszysz syczenie. Zwalniasz i podkradasz się, ukrywając się za jednym z drzew. Niedaleko od krzaków wśród których ukryłaś swój różowy skarb pełzł Ekans. Zapewne wyczuwał jajko, choć nie mógł go zlokalizować. Czy on nigdy się nie poddaje?
Jakby tego było mało wyczułaś coś jeszcze. innego pokemona, który zdaje się idzie twoim śladem. Na szczęście wiatr wiał tak, że byłaś go w stanie wyczuć. Na nieszczęście rozpoznałaś tego pokemona - Ursaring. One rzadko bywają w dobrym humorze, a skoro podąża twoim śladem to na pewno czegoś chce. Pytanie tylko czego. Znalazłaś się między młotem, a kowadłem.

Matryoshka - 2015-04-14, 17:24

Nie dało się z tym nie zgodzić. Biorąc pod uwagę, że Pokemonów przez ostatni czas ubyło, na krzakach powinno być więcej jagód. Tym razem jednak temu wyjątkowemu stworkowi nie dane było zaspokoić głodu. Musiała się zadowolić tylko wodą, ale to nic. Przyzwyczaiła się już do trudnych warunków. Opanowała sztukę przetrwania i te sprawy. Wprawdzie miała w swojej norce schowanych całkiem sporo jagód. Niestety to miejsce było zbyt daleko i nie mogła sobie pozwolić, by teraz się tam udać. W końcu jej priorytetem była ochrona przyszłego żyjątka z jajeczka. A jeśli o nim mowa, to coś nie dawało jej spokoju. Czuła by się pewniej, gdyby jednak zabrała je tutaj ze sobą. Dlatego właśnie postanowiła wrócić i cóż, to była jedna z lepszych rzeczy, które mogła dzisiaj zrobić.
Uparty gad. Chociaż z nim samym to jeszcze mogłaby sobie poradzić. Jej sytuacja stała się beznadziejna, kiedy zorientowała się, że zbliża się coś jeszcze. Ursaring. Zagadka pustych jagodowych krzewów rozwiązana. Przecież ten misiek to czarna dziura. Na pewno to on zjadł je wszystkie, a teraz jeszcze przyczepił się do Zoruy. Ta to ma szczęście.
Czaiła się krótką chwilę w trawie, nie miała zbyt dużo czasu do namysłu. Całkiem wątpliwe, by poradziła sobie z dwoma Pokemonami. Jednego więc chciała się pozbyć dość oklepanym sposobem. Przynajmniej dla niej, bo w końcu iluzja nie raz uratowała jej futerko.
Zorua ostrożnie wyszła z trawy, warcząc ostrzegawczo. Ustała przed Ekasem, jakby gotowa do ataku, skoku. Ten jednak widział ją jako dużego, biało-czerwonego królika – Zangoose. Uznała, że widok takich długich pazurów będzie wystarczającym powodem dla gada, by opuścić to miejsce. Chyba.

Chmurek - 2015-04-14, 21:00

Skupiasz się na gniewie jaki odczuwasz. Nikt nie skrzywdzi maleństwa, kiedy ty jesteś na straży. Czujesz jak zasłania cię optyczna iluzja. Dla świata stałaś się Zangoose, pokemonem, który nie słynie z zamiłowania do węży. W kamuflażu wychodzisz z ukrycia, głośno tupią nogą, by zwrócić na siebie uwagę przeciwnika.
Ekans napina się i podnosi szykując do obrony. Wyczuwa zagrożenie, ale z jakiegoś powodu nie ucieka. Ponownie postanawia walczyć o jedzenie, choć wie, że może przegrać sromotnie, szczególnie przeciwko wściekłemu królikowi. Dla pokreślenia efektu przyjmujesz pozycję do ataku, specjalnie odsłaniając szpony i kły. Wąż jednak ani drgnie.
Jesteś zmuszona z nim walczyć. Miałaś nadzieję, że pokemon przestraszy się i ucieknie, a ty i jajko szybko się ewakuujecie przed nadejściem Ursaringa. Nic ostatnio nie idzie po twojej myśli. Ekans znów napina się i pluje kwasem. Zgrabnie odskakujesz. Udaje ci się utrzymać iluzje, choć mało brakuje. Walka wymaga pełnego zaangażowania, a nie będziesz mogła sobie na nie pozwolić, jeśli będziesz cały czas martwiła się kamuflażem.
Twój wzrok pada na kryjówkę. Jajko. Nie po to tyle przeszłaś, by się teraz poddać.
Wyczuwasz, że poke niedźwiedź jest coraz bliżej. Masz mało czasu. Nadchodzi czas, by wreszcie raz na zawsze rozprawić się z Ekansem.

Matryoshka - 2015-04-14, 22:51

Zdecydowanie zbyt wiele oczekiwała, kiedy myślała, że Ekans przestraszy się tego króliczego przebrania. Nawet nie był ostrożniejszy. Cisnął jadem zupełnie jak wtedy, kiedy hasała po łące jako Cyndaquil.
„Uparty gad” – powtórzyła w myślach i zerknęła w stronę, z której przybywał Ursaring. Zmarszczyła nosek i chcąc, nie chcąc… Musiała podjąć walkę. Nieważne jak się zakończy – nie mogła zostawić tu jajka. To było zupełnie w jej stylu. Mimo, że nie obcowała specjalnie z Pokemonami z tego lasu to kiedy tylko miała ku temu okazję – stawała w obronie tego, który według niej tej obrony potrzebował. Trudno tu się sprzeczać, że tym razem tym stworzeniem było jajko.
Ustała w pozycji bojowej, gotowa do ataku. Musiała to załatwić szybko, ale zaoszczędzić wystarczająco dużo energii na drugiego przeciwnika. W końcu nawet nie wyobrażała sobie, że misiek tak po prostu zrezygnuje i odejdzie. Brała teraz pod uwagę tylko ten najczarniejszy scenariusz. Dlatego była ostrożna.
Zaatakowała. W stronę przeciwnika skoczył Zangoose, jednak Pokemon w połowie tej krótkiej drogi przybrał swoją prawdziwą formę. Musiała zrezygnować z iluzji. Nigdy nie potrafiła jej utrzymać w czasie walki. W takim razie to Zorua wbiła pazury i żeby w to oślizgłe, fioletowe ciało.
Odskoczyła po ataku, czekając na ruch przeciwnika. W odpowiednim momencie, kiedy sunął do niej między kępkami trawy i miał tym samym wystarczająco nisko pyszczek – Pokemon zgarnął łapą nieco ziemi i wycelował nią prosto w oczy wroga. Marna imitacja ziemnego ataku, jednak Zorua miała nadzieję, że dzięki temu zyska przewagę. A przynajmniej szansę, by mogła zaatakować ponownie. Tym razem atakiem, który stał się jej specjalnością ostatnimi czasy – Pursuit.

Chmurek - 2015-04-14, 23:09

Liczyła się każda minuta, być może nawet sekunda. Nie wiedziałaś co ciągnie tutaj niedźwiedzia, Ekans, ty, czy poke jajo, ale jeśli nie chodziło mu o tego pierwszego, nie zamierzasz pozostać tutaj ani chwili dłużej niż to koniecznie.
Wykonujesz skok, w powietrzu usuwając kamuflaż. Zdezorientowało to węża do tego stopnia, że z łatwością wbiłaś w niego zęby i pazury. Ogarnął cię szał bitewny, którego nigdy wcześniej nie odczułaś. Szamotałaś nim długo i boleśnie nim wreszcie wycofałaś się, gotując do następnego ciosu.
Tak jak się spodziewałaś, Ekans postanawia odwdzięczyć się pięknym za nadobne. Daje ci to doskonałą okazję, by wykonać kolejny ruch. Zgrabnym ruchem wyrywasz razem z ziemią kawałki roślin, które rozbijają się o pysk węża, oślepiając go na parę sekund. To ci wystarcza. Używasz Pursuit - znikasz z pola widzenia przeciwnika, wtapiając się w cień, tylko po to, by uderzyć w jego bok z siłą, o którą siebie nie podejrzewałaś. Niestety zbliżenie się do przeciwnika dało mu szansę na atak. Wgryzł się w twoją nogę. Przeszył cię okropny ból, jednak nie na tyle silny, by cię sparaliżować. Uderzyłaś jeszcze raz, by uwolnić się z paszczy węża i umknęłaś w tył.
Noga okropnie bolała. Czułaś w sobie truciznę Ekansa. Udało u się trafić, ale sam wygląda znacznie gorzej. Nawet bardziej niż powinien po otrzymaniu, bądźmy szczerzy niespecjalnie silnych ciosów. Co go tak osłabiło? Nie masz czasu na rozmyślanie. Wąż wykonuje kolejny ruch. Acid. Uskakujesz i lądując na ugryzionej nodze piszczysz z bólu, nieomal przewracając się. Podnosisz głowę, posyłając Ekansowi zagniewane spojrzenie mówiące, że właśnie rozdrażnił byka. Teraz poczuje czym jest prawdziwy ból.

Matryoshka - 2015-04-15, 19:12

Nie odskoczyła wystarczająco szybko, czego efektem była zraniona łapa. Niedobrze. W żadnym jednak wypadku nie miała zamiaru przerwać walki. Nie przeszło jej nawet przez myśl, żeby stąd uciec i zostawić malca na pastwę losu. Nic z tych rzeczy. W tym lesie doświadczyła już podobnych uszczerbków na zdrowiu. To nic takiego, prawda? Adrenalina krążąca w jej żyłach pozwoliła na razie skupić się jej bardziej na starciu, a nie na bólu. Przynajmniej po części.
Warknęła głośno i groźnie w pozycji, która zdradzała, że zaraz zaatakuje ponownie. Co prawda lekko się chwiała, ale w końcu miała jeszcze trzy łapki, na których mogła pewnie stanąć.
Spojrzała ukradkiem najpierw w prawo, potem w lewo. Szukała wzrokiem czegoś, co może choć trochę wspomóc ją w tej walce. I nagle… Szybkim ruchem znikła w krzakach. Nie miała zamiaru uciekać. Skuliła się nieco i cofnęła, czekając na odpowiedni moment. Miała nadzieję, że w szale walki przeciwnik za nią ruszy lub chociażby zobaczy, czy po futrzaku nie ma już śladu i czy będzie mógł spokojnie przystąpić do śniadania.
Kiedy tylko Ekans wepchnął głowę w zielsko, by rozeznać się w sprawie, Zorua puściła jeden z grubszych gałęzi, który złapała w pyszczek gdy się cofała. Niestety zdołała już poznać mało przyjemny efekt odkształcania w ten sposób gałęzi, kiedy biegła pewnego dnia za pociesznym Geodudem. Stanowił swego rodzaju taran odginający lub łamiący wszystkie pędy, które znalazły się na jego drodze. Jak można się domyślić, wyryło się to w pamięci futrzakowi. Dzięki temu właśnie zdołała wpaść na ten „mini plan”. Nie miała nadziei, że mocno zrani swojego przeciwnika. Potrzebowała po prostu okazji do następnego ataku – wyskoczyła i uderzyła swoim łebkiem prosto w jego nos. Przynajmniej tak celowała. Prowizoryczny Headbutt, jednak o znacznie mniejszej sile. Korzystając też z małego dystansu – ponownie wbiła zęby w ciało Ekasna.

Chmurek - 2015-04-15, 20:25

Sama nie wierzysz, że Ekans daje się nabrać i próbuje wejść za tobą w krzaki. Chyba nie należy do najbystrzejszych pokemonów. Prawie się roześmiewasz, kiedy patyk tak mocno uderza go w pyszczek, że pokemon aż odgina się w tył. Wygląda przy tym komicznie, niczym akordeon. Masz wrażenie, że w każdej chwili, kiedy tak prostuje się i znowu zgina, by otrząsnąć się z bólu, wyda z siebie jakąś melodię. Opamiętujesz się jednak. Choć lubisz psoty, nie czas na to. Musisz dokończyć walkę.
Wyskakujesz z ukrycia, uderzając swoją głową wprost w miejsce, gdzie przed chwilą uderzyła go gałąź. Ekans syczy groźnie, miotając się jak szalony. Chyba zmienia taktykę i zamiast atakować, próbuje nie dać się trafić. Delikatnie cofasz się, by nie znaleźć się w zasięgu maniakalnych pląsów pokemona. Widzisz jednak, że przeciwnik jest już u kresu sił. Decydujesz się na ostateczny cios, frontalny atak, w który wkładasz niemal wszystkie siły. Odbijasz się na tylnych łapkach i wbijasz kły tuż pod głową poke gada. Ściskasz tam mocno, że czujesz w ustach krew pokemona, a szczęka boli okropnie. Nie puszczasz jednak do czasu, aż Ekans nie zwiotczeje w twoim uścisku. Dopiero wtedy puszczasz, go wycofując się.
Wciąż czujesz płynącą w twoich żyłach truciznę. Wiesz, że musisz przenieść jajko nim adrenalina przestanie działaś, a noga uniemożliwi ci jakikolwiek ruch. Wiesz, gdzie rosną Pecha Berry, musisz tylko dam dotrzeć. Nie jesteś pewna czy dasz radę. Być może jeśli zostawisz jajko i pobiegniesz najpierw się uleczyć? Transport malucha na pewno zajmie ci zbyt dużo czasu, którego nie masz.
Ciszę i twoje rozważania przerywa ryk. Ursaring już tu jest. Masz najwyżej minutę, może dwie na podjęcie decyzji. Gdy ryk ucicha, słyszysz coś jeszcze. Coś cichszego, lżejszego. Odgłos pękającej skorupki.

Zorua lvl up ! + Lv1

Matryoshka - 2015-04-15, 22:29

Cofnęła się nieco, patrząc na swojego przeciwnika. Na szczęście już pokonanego. Oddychała szybko, nie była w stanie zaczerpnąć porządnie powietrza. Nie mogła jednak świętować swojego zwycięstwa. Niewątpliwie Ursaring, który właśnie nadchodził był znacznie silniejszym przeciwnikiem, niż leżący przed nią gad. Nie wiedziała, czy sobie z nim poradzi. Chociaż nie. Zdawała sobie sprawę, że byłaby to jedna z najcięższych, czy nawet najcięższa walka, jaką kiedykolwiek przeżyła w tym lesie. Oczywiście, jeśli udałoby jej się przeżyć. Owszem, była nierozważna, ale porywanie się na prawie dwumetrowego niedźwiedzia byłoby zwykłą głupotą. Przynajmniej w tej sytuacji. Jeśli jeszcze miała taką możliwość to chciała oczywiście uniknąć walki. Szansa na to stawała się jednak mniejsza z każdą, straconą sekundą.
W podjęciu szybkiej decyzji „pomógł” jej ryk Ursaringa. Zazwyczaj na ten sygnał oddalała się od tego wiecznie niezadowolonego Pokemona na bezpieczną odległość. Tym razem chciała zrobić to samo. Podbiegła więc do jajka i zaczęła mało delikatnie niszczyć kamuflaż, jaki stworzyła dla bezpieczeństwa. Nie mogła uwierzyć, kiedy do jej uszu doszedł dźwięk pękającej skorupki. Idealny moment, trzeba przyznać. Cholera, maluch na pewno będzie miał wyczucie czasu. Niemniej Zorua miała nadzieję, że ten cały proces trwa na tyle długo, że zdąży dotrzeć z jajkiem w jakieś bezpieczne miejsce. To był jeden z tych momentów, w którym nie przejmowała się sobą, dlatego zrezygnowała z jagód.

Chmurek - 2015-04-15, 23:05

Wybierasz bezpieczeństwo malucha ponad swoim. To jedyne co możesz mu teraz ofiarować, a jednocześnie wszystko. Zbierając go stąd dasz mu szansę na przyszłość. Ignorując ból w nodze i ogólne coraz to gorsze samopoczucie, niszczysz to co zbudowałaś, by dać jajku ochronę. Kilka szybkich ruchów i twoim oczom ukazuje się pękająca skorupka. Cokolwiek jest w środku, chce wyjść na zewnątrz.
Chciałabyś móc usiąść i spokojnie przyglądać się narodzinom nowego mieszkańca lasu. W innej sytuacji czekałabyś w napięciu, aż pierwszy odłamek skorupki odpadnie i ujrzysz małego pokemona. Nie tym razem. Wpadasz do kryjówki i zaczynasz toczyć noskiem wykluwające się jajo. Nie urodzi się tutaj, nie pod nosem głodnego, wściekłego pokemona. Nieomal już tylko na trzech nogach pchasz jajko na zewnątrz i przed siebie. Nie wiesz nawet, w którą stronę podążasz, byleby jak najdalej stąd. Ciągle słyszysz za sobą ryki Ursaringa, w dodatku wyczuwasz drżenie podłogi, kiedy stawia swoje ciężkie kroki.
Potykasz się.
Upadasz, mocno uderzając pyszczkiem o ziemię. Nie zwracasz jednak uwagi na ból, gdyż wzrok cały czas masz utkwiony w oddalającym się od ciebie jajku. Z każdym kolejnym obrotem poke jajo gubiło kolejne fragmenty skorupki ukazując znajdującego się w nie różowego pokemona. Kręci ci się w głowie, a ciało trawi gorączka. Nie po to jednak walczyłaś, by teraz je stracić. Kuśtykając na trzech łapkach i walcząc, by zachować przytomność, wleczesz się za jajkiem. Zbierając resztki sił, biegniesz, wyprzedzasz jajko i kładziesz się tak, by miękko zatrzymało się na twoim boku, dokładnie w miejscu gdzie je znalazłaś. Nim jednak się doturlało, wykluło się. Poczułaś jak coś miękkiego kładzie się na twoim futerku. Obracasz głowę.
Cleffa.
Maluch zastrzygł swoimi brązowymi uszkami, otworzył zaspane oczka, wyciągnął łapkę i spoglądając na ciebie uśmiechnął się słodko.
- Fa ! - zawołał, chwiejnie przyczłapując do ciebie i dotykając cię noskiem.
Wtedy wreszcie dopada was Ursaring. Dwumetrowy niedźwiedź stał nad wami na dwóch nogach rycząc głośno.
- Faaaaaaa....!!! - maluch rozpłakał się.
Ursaring zamachnął się. Byłaś gotowa na cios. Słyszysz uderzenie, ale nie czujesz ciosu. Otwierasz oczy, choć nawet nie wiesz kiedy je zamknęłaś. Przed Ursaringiem stał mężczyzna, który wczoraj cię uratował. Siłowali się. Człowiek próbował go powstrzymać. Nie rozumiesz dlaczego nie użył pokemona, ale nie zrobił tego. Osłaniał was własnym ciałem.
- Uciekaj - powiedział, nie odwracając się do ciebie.

Matryoshka - 2015-04-16, 01:36

Doprawdy inaczej to sobie wyobrażała. W końcu to miała być szczęśliwa chwila, której skrycie przecież tak bardzo wyczekiwała. Straciła jakiekolwiek szanse na to, że nowe stworzonko przywita świat jak należy z chwilą, kiedy upadła i zobaczyła przed sobą tworzącą się za jajkiem dróżkę z różowych odłamków skorupek. Sam stworek już chciał wyjść z bezpiecznego względnie jajka, a ona mu chyba w tym dodatkowo pomogła tą całą „przeprowadzką” w zaciszne miejsce. To nie tak miało być. Była właściwie bardzo niecierpliwa i dla niej jajko mogło się wykluć nawet wczoraj, gdy tylko opuścili dom człowieka. Teraz nie miałaby nic przeciwko czekaniu. Godzinę? Dwie? Kilka dni? Tak by było zdecydowanie lepiej.
Nie jej było jednak dane o tym decydować. Kiedy udało jej się zatrzymać toczące się samoistnie jajko, poczuła niejaką ulgę. Niemniej była świadoma, że wciąż są za blisko wroga. Już była gotowa do pokonania dalszego dystansu, kiedy zorientowała się, że to wcale nie jajko opiera się o jej futerko. Wykluło się!
Zorua patrzyła na istotkę z przestrachem, ale przede wszystkim fascynacją. Pierwszy raz widziała takie stworzenie. Znacznie mniejsze od niej, różowe i trzeba przyznać, że aż nazbyt urocze. Niezwykle rozczulający widok. To był właśnie ten moment, dzięki któremu zapomniała o beznadziejnej sytuacji, w której się znaleźli. O rannej łapie, uciążliwej gorączce i niedźwiedziu, który kroczył w ich stronę. Ten ostatni jednak bardzo szybko i to w wyjątkowo okrutny sposób przypomniał o swoim istnieniu…
Nie mogła uwierzyć w to, co się stało później. Nie spodziewała się w ogóle, że zdoła natknąć się ponownie na tego człowieka. Nie wiedziała, co o tym myśleć i prawdę mówiąc nie miała nawet na czasu. Postanowiła skorzystać z szansy na ucieczkę, którą dla nich stworzył.
Była ponad dwa razy większa od stworzonka. Mogła je przenieść na grzebie, czy delikatnie złapać ząbkami. Prawdę mówiąc bała się każdego z tych sposobów. Raczej nie była zbyt delikatna. Popychała więc różową kulkę noskiem, przyśpieszając co chwilę.

Chmurek - 2015-04-16, 17:10

- Uciekajcie - powtarza mężczyzna. - Nie wytrzymam długo.
Próbujesz się podnieść, ale jesteś za słaba. Choć mobilizujesz wszystkie siły jakie ci pozostały, twoje ciało nie słucha cię. Wysiłkiem jest pozostanie przytomną, utrzymanie oczu otwartymi. Cleffa wtula się w ciebie przerażona. Tulisz ją. Tyle możesz zrobić.
Unosisz wzrok. Mężczyzna dzielnie siłuje się z przeciwnikiem. Przypominają dwa drzewa siłujące się każdy skrawek terenu. Żadne z nich nie chce się poddać, choć jasne jest, że człowiek jest bez szans, że jego walka to tylko wydzieranie czasu, który potrzebowałyście na ucieczkę, gdybyś tylko nie była tak słaba, tak śpiąca, tak ... lekka.
Zamykasz oczy. Nie masz ich już siły otworzyć. Nim zupełnie stracisz kontakt z rzeczywistością słyszysz jeszcze ciche pochlipywanie Cleffy i przerażony głos doktora, którego słowa zlewają się w jeden dźwięk.

Czujesz, że się przemieszczasz. Nadal nie potrafisz otworzyć oczu. Masz wrażenie, że przemieniłaś się w lawę - gorącą, rozpływającą się ciecz. Kurczowo trzymasz się tej odrobiny świadomości, którą odzyskałaś. Ktoś cały czas do ciebie mówi - człowiek, pokemon, oboje. Tak strasznie boli. Nie potrafisz rozróżnić słów, dźwięków. Zupełnie jakby twój mózg nagle zapomniał wszystkiego czego się nauczył. Wyczuwasz nadchodzącą ciemność.
- Wytrzymaj.

Przełykasz. Czujesz, że gardłem spływa ci dziwna, słodkawa ciecz. Krztusisz się, ale ktoś podaje ci wodę. Z ulgą przyjmujesz płyn. Słyszysz szum wody i świergot jakiegoś pokemona. Ktoś cię głaszcze - malutka łapka. Słyszysz ciche nucenie. Zasypiasz.
- Fafa! Fa! fafafa!

Budzi cię niesforny promień słońca przenikający przez gęste listowie. Przeciągasz się, szeroko ziewając. Czujesz jakbyś spała przez wiele dni. Po bólu nie zostało nawet śladu. Nie byłaś głodna ani spragniona. Byłaś zdrowa. Przy twym boku spała mała, różowa kuleczka, pochrapując cicho.
Leżałyście w małej skalnej wnęce, z której ktoś zrobił prowizoryczne gniazdo wypełnione liśćmi. Po jednej stronie zauważyłaś kilka jagód, niemal wszystkie ugryzione przez małe ząbki. Obok nich stała miska z wodą, którą od razu rozpoznałaś. Doktor.
Miejsce też rozpoznawałaś. Tuż obok płynęła rzeczka. Znajdowałaś się w głębi lasu, gdzie było najbezpieczniej. Jesteś, jesteście bezpieczne. Udało się.
- Fa? - zaspana Cleffa siada, przecierając oczy. Kiedy widzi, że masz otwarte oczy, rzuca ci się na szyję mocno tulą.

Matryoshka - 2015-04-16, 23:03

Właśnie to próbowała zrobić. Starała się resztą sił dźwignąć na łapki i zostawić niebezpieczeństwo w tyle. Nie chodziło tu przecież tylko o nią, ale też o nowo narodzonego, różowego stworka. Jej ciało jednak odmawiało posłuszeństwa. Z każdą chwilą obraz stawał się coraz bardziej rozmazany, aż w końcu pochłonęła go ciemność. Niewiele mogła zrobić.

Dotyk małej łapki gładzącej jej futro i łagodna, niezwykle uspokajająca melodyjka. Przez tą krótką chwilę, w której odzyskała świadomość, czuła się nieziemsko błogo. Jakoś tak bezpiecznie i lekko. Przez myśl jej nawet przeszło, że to właśnie odczuwają Pokemony kiedy umierają…
Los miał jednak co do niej inne plany. Obudziła się jak nowo narodzona w towarzystwie przyjemnego dotyku małej, różowej kulki. Mimowolnie uśmiechnęła się w stronę malca. Był cały, bezpieczny. Zupełnie tak, jakby ostatnie wydarzenia nie miały miejsca. A jeśli o nich mowa, to powoli Zorua zaczęła sobie wszystko przypominać, chociaż doprawdy wolałaby to wyrzucić z pamięci.
Zlokalizowała miskę z wodą i od razu skojarzyła ją z doktorem. On też tam był, prawda?. Ciężko było jej się do tego przyznać, ale uratował jej życie. Ciekawa była, jaki miał w tym motyw? Nie interesowała się jednak jego losem tak, jak powinna. Ludzie w dalszym ciągu ją nie interesowali. Nie prosiła go o pomoc.
Poza tym coś innego zajmowało jej uwagę. Mały, różowy stworek, który właśnie się obudził. Czy Zorua mogła prosić o piękniejszy widok po takiej przerwie od życia? Niemniej sama była zaskoczona swoim zachowaniem. Nie spodziewała się, że tak przywiąże się do różowej kulki. Miała jednak w sobie coś… Urzekającego?

Chmurek - 2015-04-16, 23:39

Cleffa poklepała cię delikatnie po pyszczku, po czym przeszła obok siadając przy jedzeniu i podnosząc z ziemi jagodę. Idziesz w jej ślady, tyle, że zamiast do jedzenia, podchodzisz do wody i pijesz łapczywie. Nie zdawałaś sobie sprawy jak bardzo spragniona byłaś.
Maluch nagle odkłada niedokończony owoc i wybiega z kryjówki. Przerażona rzucasz się za nią, zastanawiając się co ja tak zainteresowało. Mogłaś podejrzewać, że kiedy spałaś, malutka niejednokrotnie zwiedzała okolicę, ale wtedy nie byłaś tego świadkiem i nie martwiłaś się. A może cały czas czuwała przy tobie?
Opuszczając zagłębienie, sprytnie schowane za parawanem z wiszącej paproci, wychodzisz na otwarty teren. Otaczają cię wiekowe, zielone drzewa, krzewy, a nawet kilka kwiatów. Nie widzisz jednak żadnych pokemonów. Dziwne. Nie powinno ich tutaj być co najmniej kilka?
- Fa ! - słyszysz rozradowany pisk Cleffy.
Wychodzisz za krzaków, stając oko w oko z powracającym młodym mężczyzną, który obracała się dookoła z małą, różową kuleczką w rękach. Na twój widok zatrzymał się i ostrożnie odłożył pokemona na ziemię z miną, która mówiła, że nauczył się, że nie należy z tobą zadzierać.
- Mama! - zaśmiała się Cleffa, chwiejnie biegnąc w twoja stronę.
- Witaj- przywitał się mężczyzna. - Przepraszam, jeśli znów wkraczam na twój teren, ale chciałem sprawdzić, czy wszystko w porządku i przynieść świeże jedzenie. W lesie nie znajdziesz nic co można zjeść - dodał, klękając, otwierając torbę i wyjmując z niej kilka kolorowych jagód. Cleffa od razu podbiega do niego, łapie za jedną, na twoje oko największą i siłując się z owocem idzie w kierunku schronienia.
Doktor patrzył chwilę za nią, po czym spojrzał na ciebie już nieco smutniej.
- Uważajcie na siebie. Nie wie jeszcze co, ale las nie jest teraz najbezpieczniejszym miejscem. Dzieje się coś dziwnego. - rozgląda się, jakby sprawdzając czy w pobliżu nie ma nikogo. - Miej oko na małą. I już sobie idę. Nie chcę mieć znów mokrych spodni - uśmiechnął się tym swoim powalajacym uśmiechem.
Skina ci głową na pożegnanie, po czym powoli oddala się.
- Fa? - Cleffa pojawia się obok ciebie i patrzy w ślad za oddalającym się mężczyzną. - Tafa?
Owiał cię chłodny, porywisty wiatr. Czy mężczyzna przychodził tutaj codziennie przynosząc wam jedzenie i wodę? Co dzieje się ww tym lesie? Czyżbyś coś przeoczyła?

Matryoshka - 2015-04-17, 01:26

Mimowolnie pomerdała ogonkiem, przyglądając się poczynaniom Cleffy. Pocieszne to było stworzenie, temu nie można było zaprzeczyć. Czegokolwiek nie zrobiła. No… Chyba, ze bez ostrzeżenia wybiegała w dzicz. Zorua zaczęła zastanawiać się, jak często maluch spacerował sobie tak poza bezpieczną norką.
Wybiegła oczywiście za nią, nie spodziewając się widoku, który zastała. Człowiek. Ten sam, który uratował je przed Ursaringiem i dbał o to, by maluch miał jedzenie, co wynikało z jego słów. Powinna być mu wdzięczna, jednak z jakiegoś powodu wciąż go nie trawiła. Miała co do niego wiele wątpliwości. Może miał ukryty motyw i chciał zyskać jej zaufanie?
Zmarszczyła nosek i patrzyła na niego w sposób, który bezsprzecznie można było identyfikować jako ostrzeżenie. Nawet nie zdołała poświęcić temu wyjątkowemu określeniu Cleffy wystarczającej uwagi. Słaba była z niej "mama", skoro nawet nie zdołała jej sama ochronić.
Futrzak ustał tak, żeby zakryć malucha przed wzrokiem mężczyzny. Kulka jednak pokusiła się na świeże jagody, za co Zorua skarciła wzrokiem nie ją, a trenera. Mimo wszystko, nie ufała mu. Nie była też Pokemonem, który okazuje wdzięczność. Żaden człowiek jednak nie mógł na coś podobnego liczyć.
Prawdę mówiąc Pokemon sam zdołał zauważyć, ze coś wisi w powietrzu. Niestety nie była w stanie określić co jest nie tak.
Odprowadziła mężczyznę wzrokiem, póki wystarczająco się według niej nie oddalił i wróciła do swojego malucha. Tytuł, jaki nadał mężczyźnie był dla niej czymś w rodzaju ciosu. Mogła się jednak tego spodziewać. W końcu to on prawdopodobnie zajmował się nią i różową i przez ostanie dni. Westchnęła. – Żaden tata, to człowiek… - Odpowiedziała cicho. Wygląda na to, że knypek polubił go bardziej, niż można się było spodziewać.

Chmurek - 2015-04-17, 10:40

Wróciłaś do kryjówki, gdzie Cleffa porządkowała jagody. Nie wiesz skąd nabrała tego zwyczaju, ale najwyraźniej świetnie się przy tym bawiła. Podzieliła je ze względu na kolor, kładąc te najbardziej zjedzone z przodu, a te tylko zaznaczone jej ząbkami z tyłu.
Położyłaś się na posłaniu, rozmyślając o wszystkim co dzieje się dookoła. Znikają jagody i pokemony, las wygląda na wymarły. Pozostałe pokemony są agresywne i atakują bez wyraźnego powodu. Nie potrafisz znaleźć sensownej odpowiedzi. Nie wiesz nawet kiedy ponownie zasypiasz.

Biegniesz ciemnym, ciasnym korytarzem. Ktoś biegnie przed sobą. Znów jesteś w skórze człowieka, młodej kobiety. Słyszysz jak dyszy, czujesz jej bolące mięśnie, wiesz, że już długo nie pociągnie. Jesteście jednością. Ona to ty i ty to ona. Wyciągasz rękę, by chwycić kogoś kto biegnie przed tobą. Przez mrok nie możesz rozpoznać czy to człowiek czy wysoki pokemon. Wołasz jego/jej/tego imię, ale nie słyszysz go przed mocne buczenie dochodzące zewsząd. Dostrzegasz światło, wylot tunelu. Wolność. Nie masz pojęcia skąd ta myśl, ale twoje serce aż skacze z radości. Jeśli się wam uda, będziecie bezpieczni.

Gwałtownie otwierasz oczy, budząc się z koszmaru. Śni ci się kolejny, a nadal nie możesz go rozgryźć. Omiatasz wzrokiem wnękę, wszystko jest na swoim miejscu. U wylotu stoi Cleffa, chociaż może nie do końca stoi. Tańczy? Patrzysz na jej niezgrabne ruchy rąk, bujanie i podreptywanie. Chyba próbowała wykonać coś na kształt tańca hula, a nie do końca jej szło. Gdybyś miała to jakoś nazwać, użyłabyś raczej słów - napad padaczki.
Podnosisz się na cztery łapki, otrząsając się ze snu. Jest późne popołudnie. Czas na spacer i kolację. Dawno też nie miałaś okazji pobiegać.
Ciszę i posapywanie maluszka przerywa wrzask. W pierwszej chwili jesteś przekonana, że to Ursaring wrócił by dokończyć dzieła. Nastroszasz więc się i gotujesz do walki. Zajmuje ci kilka sekund zorientowanie się, że krzyk dochodzi ze znacznej odległości i nie jest to wołanie pokemona. Człowiek. A co gorsza znasz te głos. Cleffa także.
- Tafa! - spogląda na ciebie wielkimi oczami. Podbiega i łapie za futerko. - Tafa!!

Matryoshka - 2015-04-17, 14:26

I znów ten koszmar. Tym razem rozgrywa się w innych okoliczność, lecz motyw przewodni jest ten sam. Zorua jako człowiek, mocno nieprzyjemny klimat i ta… Bezsilność.
Na szczęście po przebudzeniu doświadczyła dość zabawnego widoku – Cleffa zdecydowała się uprawiać doprawdy dziwny sport. Niemniej widok jej padaczki poprawił humor futrzakowi. Na krótki czas, jak się później okazało.
Usłyszała wrzask. Nawet Cleffa była w stanie po chwili poznać, do kogo należał. Zdecydowanie lepiej byłoby dla niej, gdyby nic z tym nie robiła. A jednak… Chciała rozeznać się w sytuacji.
- Zostań tu. – Rzuciła stanowczo do Cleffy i ruszyła w kierunku, z którego dochodził hałas.

Chmurek - 2015-04-17, 14:56

Wypadasz z kryjówki niesiona ciekawością, wątpliwościami i wciąż żywą senną wizją. Nogi same niosą cię w kierunku rzadkich wrzasków, które im wyraźniejsze tym bardziej bolesne. Łączą się też z innymi dźwiękami - rubasznym śmiechem, sykiem pokemonów, odgłosami upadku. Nieświadomie przyśpieszasz.
Urodziłaś się w tym lesie, wychowałaś, przeżyłaś chwile szczęśliwe i te mniej zabawne. To był twój dom, a teraz go nie rozpoznawałaś. Brakuje pokemonów, brakuje jedzenia, brakuje życia i tej lekkości. Wszystko jakby zamarło, przyległo do ziemi. Od kiedy się to dzieje? Czy mogłaś być aż tak ślepa? Czy wszystko znikało, a ty nawet nie zauważyłaś, że ktoś lub coś odbiera ci dom?
Wreszcie docierasz na miejsce. To niesamowite jak w takiej cichy daleko niosą się dźwięki. Zatrzymujesz się na skraju niewysokiego wzniesienia przez które przechodziła droga. Dokładnie między dwoma wzniesieniami, na twardym bruku leżał dobrze znany ci człowiek. Choć jego twarz była posiniaczona, bez problemu rozpoznałaś go. Przed nim stał niewiele starszy chłopak o krótkich fioletowych włosach i dziwnym ubraniu. Towarzyszył mu Ekans i Meowth. Wąż wydał ci się znajomy, ale przecież jaka jest szansa, że ... ?
- Gdzie ono jest? - zapytał fioletowowłosy, nadeptując nogą na tors mężczyzny. - Ty i ta twoja podstępna mała Zorua ukradliście coś i teraz to zwrócicie.
- Nie wiem o czym mówisz!- wystękał doktor, walcząc o oddech.
- Kłamie. Wydłubmy mu oko, wtedy rozwiążemy język - zaśmiał się Meowth, pokazując pazury i wymachując nimi niebezpiecznie blisko twarzy czarnowłosego.
Gdy groza sytuacji staje się możliwa do ogarnięcia, docierają do ciebie trzy rzeczy. Pierwsza, że ten Meowth mówi. Druga, że Ekans to ten sam wąż z którym walczyłaś, o czym świadczy ślad po ugryzieniu tuż poniżej jego głowy i wreszcie trzecia. Najgorsza ze wszystkich. Cleffa pojawia się obok ciebie. Nim zdążysz ją powstrzymać, wychyla się ponad urwisko i spogląda w dół. Odwraca się i patrzy wymownie.

Matryoshka - 2015-04-17, 15:50

Zaintrygowana oglądała tą całą scenę. Pierwszy raz widziała, żeby człowiek był wrogiem dla innego człowieka. Zmarszczyła nosek i warknęła cicho, kiedy padło jej „imię”. Nie wątpiła, że godzi o nią. W końcu w tym lesie nigdy nie widziała żadnej, innej Zoruy.
Jajko. Właśnie tego szukał Ekans, chociaż teraz… Jajka już nie ma. Na szczęście mała kulka siedzi właśnie z bezpiecznej kryjówce, kawałek stąd. No chyba, że całkowicie postanowiła zignorować „prośbę” Zoruy i właśnie nachyla się nad przepaścią. Futrzak nie mógł wyjść z podziwu. Była zła? To mało powiedziane.
Rozejrzała się po najbliżej okolicy i zlokalizowała wzrokiem kawałek giętkiego pędu. Była zmuszona zastosować odpowiedniejsze środki. Chyba nie zdawała sobie sprawy jak bardzo dzieci mogą być nieposłuszne. Zrobiła to, co musiała. Zawiązała pętelkę wokół różowej kulki i tak. Przywiązała ją do młodego drzewka.
- Ty mały, różowy rebeliancie… Pomogę mu, ale nie waż się nawet pisnąć. Jasne? – Zabrzmiało jak groźba, ale cóż… Nie chciała, by stała jej się krzywda. Poza tym zdecydowanie nie miała żadnego podejścia do dzieci.
Zerknęła jeszcze raz na ten nieprzyjemny obraz. Gdyby była Pokemon większym, silniejszym – po prostu ukradłaby im doktorka. Niestety musiała sobie radzić inaczej. Wróciła do standardów – postanowiła ich wystraszyć, a nic gorzej jej się ostatnio nie kojarzyło, niż wielki niedźwiedź.
Westchnęła. Nie robiła tego dla tego człowieka, nic z tych rzeczy. Po prostu Cleffa na nią liczyła, a poza tym… Jej również dotyczyła ta sytuacja.
Skoczyła w dół. Nie było już jednak Zoruy [*], był Ursaring. Wielki niedźwiedź wylądował na samym środku, odgradzając napastników od tego ciekawszego człowieka. Zorua sprawiła, że ziemia przy lądowaniu popękała, a sam Ursaring wydał z siebie głośny, groźny ryk. Zupełnie, jakby właśnie ktoś wybudził go z zimowej drzemki. Nie łudziła się, że fioletowy od razu zrezygnuje. W razie czego – była gotowa na walkę.

Chmurek - 2015-04-17, 16:24

Lądujesz dokładnie za doktorem, odstraszając skutecznie przyległe do niego pokemony i drugiego człowieka. Sądząc po minie pobitego, jesteś pewna, że gdyby był w stanie sam by uciekł. Okryta iluzją zatrzymujesz pomiędzy walczącymi i kolejny raz ryczysz.
- Czy nie złapaliśmy Ursaringa dwa dni temu? - zapytał fioletowo włosy.
Poczułaś, że panikujesz. Twój plan wydawał się genialny - Ursaring był silny, groźny, wiecznie głodny, a co najważniejsze przebywał w tym lesie. Skąd mogłaś wiedzieć, że ... co?! A więc to oni stoją za zniknięciem tych wszystkich pokemonów. Wpakowałaś się. A to wszystko przez Cleffę i dla zwykłego człowieka, nie ważne jak powalający był jego uśmiech i jak błękitne były jego oczy.
- Co ty wyprawiasz? - słyszysz za sobą ciche jęknięcie chłopaka, którego pozostali zdawali się nie słyszeć.
Meowth przyglądał ci się badawczo jakby chciał przejrzeć cię na wylot. Ekans syczał gniewnie, ale trzymał się w bezpiecznej odległości. Mężczyzna główkował z nieprzeniknionym, acz nieprzyjemnym wyrazem twarzy.
- Może to pokemon doktorka, na takiego wygląda - zapytał pokemony, które niemal jednocześnie westchnęły. - W każdym razie jeden pokemon więcej nie zrobi różnicy, a zawsze więcej forsy - dodaje. - Meowth, załatw go.
- Postraszyło cię? - rzucił z niezadowoleniem kot. - Chyba nie sądzisz, że masz szansę z tym gigantem !
Musisz coś zrobić i to szybko. Jeśli zaatakują, którekolwiek, będziesz w poważnych tarapatach i zamiast pomóc doktorowi, przysporzysz mu jeszcze więcej problemów. Jak zwykle, kiedy myślisz, że gorzej już być nie może, słyszysz pisk małej. Unosisz wzrok, by zobaczyć spoglądającą w dół kobietę o długich, purpurowych włosach, którą trzymała Cleffę na uwięzi, którą własnoręcznie przygotowałaś. Od razu rozpoznałaś kobietę. To jej wtedy w nocy pomagał doktor.
- Patrzcie co znalazłam - zarechotała. - Ktoś zostawił nam prezent.

Matryoshka - 2015-04-17, 17:54

Kim w ogóle był ten fioletowłosy? Czy to on wyłapał wszystkie Pokemony z lasu? On jest właśnie powodem tej pustki i przytłaczającej ciszy w jej własnym domu? Jedno było pewne. Był wrogiem. I to zdecydowanie większym, niż leżący za nią doktor. Wpakowała się w beznadziejną sytuację.
Odwróciła się przez ramię i spojrzała rozwścieczona na doktora. Jak to „co wyprawia”? Chciała mu pomóc, Cleffa tego chciała. Zrezygnowała nawet z bezpiecznej nory, by dotrzeć tu za jego głosem.
Nie wiedziała co zrobić. Jej plan skończył się właśnie w tym momencie i nie znała jego dalszej części. Zerknęła w górę, na kobietę i zamarła. Cleffa… Jak mogła do tego dopuścić? To wszystko jego wina, on pomagał tej kobiecie. Dlatego właśnie nie ufała ludziom.

Chmurek - 2015-04-17, 19:24

- Zmywamy się - rzuca dziewczyna i znika ci z oczu. Spanikowana spoglądasz na pozostałych, który już rzucili się do ucieczki.
Instynktownie rzucasz się za nimi. Nie zabiorą jej. Nie Cleffę. Miałyście być już bezpieczne, szczęśliwe. Od kiedy twoje proste życie tak bardzo się skomplikowało. Masz ochotę krzyczeć, co też robić. Przez las raz za razem przetacza się fala ryku, który wydobywa się z twojego gardła, a iluzja zmienia go w głos Ursaringa.
Złoczyńcy znikają nagle w kurze pyłu, który po rozwianiu się ukazuje pustą drogę. Zniknęli. Zawiodłaś maluszka. Biegniesz jeszcze przez kilka metrów, aż z wyczerpania iluzja przestaje działać. Już jako Zorua zatrzymujesz się i wyjesz cicho za pokemonem.
Wieczorne słońce ogrzewa twoje czarne futerko. Zachodził zmierzch, wkrótce nastanie noc. Zrywa się chłodny wiatr. Las topi się w jeszcze większej ciszy. Masz ochotę płakać, ale nie robisz tego, nie potrafisz.
- Odzyskamy ją - usłyszałaś głos doktora. Opadł obok ciebie na kolana, ręką trzymając się za bok. Musiał znieść zapewne znaczniej więcej niż sugerowałoby jego obrażenia na twarzy. - Tak mi przykro.
To tylko słowa, ale w jego głoście wyczułaś autentyczny smutek. Żałował, że to się wydarzyło.
- Dlaczego mnie ratowałaś? - zapytał, spoglądając w twoje oczy. - Ukryłem was, chciałem byście były bezpieczne. Dlaczego? - wyszeptał, choć nie oczekiwał odpowiedzi. Być może zadał je sam sobie i natychmiast mógł odpowiedzieć. Bo tak należało postąpić, a później, bo nie zostawia się przyjaciół na pastwę losu.
- Muszę wrócić do mojej chaty ... - wystękał, zaciskając zęby. - W tym stanie nie pomogę ci odzyskać Cleffy, choć zakładam, że ona nie jest tak naprawdę twoim dzieckiem - próbuje się uśmiechnąć, ale natychmiast wykrzywia się w grymasie bólu.

Matryoshka - 2015-04-18, 02:26

Nie chciała, żeby to się tak skończyło. Jeszcze nie zdołała spędzić wystarczająco czasu z Cleffą, nie zdążyła jej nauczyć właściwie niczego o tym świecie. Nie chciała, by poznała okrucieństwo ludzi tak wcześnie. Za wszelką cenę chciała ją przed tym uchronić. Dlaczego stało się zupełnie odwrotnie?
Biegła ledwo łapiąc po drodze oddech. Przebierała łapkami tak szybko, jak tylko mogła, ale… Nie mogła ich dogonić. Miała przed sobą oddalającą się kobietę, która trzymała JEJ maleństwo, ale nie zdołała się już do niej zbliżyć. Może gdyby nie przywiązała Cleffy, ta zdołałaby uciec.
W końcu znikli, zgubiła ich. Cholera.
Wypełniały ją gniew i żal. Jak mogła w ogóle do tego dopuścić?
Łypnęła na doktora, kiedy się odezwał. Właściwie to mało interesował ją jego stan. Wygląda na to, że był w stanie biegać, więc dlaczego po prostu nie uciekł? Leżał tam i czekał… Na co? Aż go wykończą?
Jej spojrzenie mówiło dużo, jednak miała ochotę mu wszystko wygarnąć. Tak też zrobiła.
- My? – Warknęła przy tym. Bez wątpienia ten głos, który teraz rozbrzmiewał w myślach doktorka należał do Zoruy. Nie brzmiał zbyt przyjemnie zważając na okoliczności. Niemniej mężczyzna był pierwszym, który mógł go „usłyszeć”.
- Wystarczająco już pomogłeś, człowieku. Między innymi kobiecie, która właśnie zaniknęła z maluchem. – Z każdym słowem zbliżała się do niego bardziej, jakby chciała się co najmniej na niego rzucić. – Przyzwyczaiłeś ją do siebie. Sprawiłeś, że wzięła cię za ojca. Co ty sobie myślałeś?! Przez to nie posłuchała mnie i przybiegła tu, bo usłyszała twój krzyk. – Stanęła i spuściła z niego to zimne spojrzenie. – Ludzie przynoszą tylko kłopoty… Nie stanowisz wyjątku. – Dokończyła, jakby nieco zawiedziona. Jak mogła chociaż przez chwilę myśleć, że on jest inny?

Chmurek - 2015-04-18, 10:18

Mężczyzna patrzył na ciebie przez chwilę. Jego twarz wyrażała zdziwienie, które szybko przerodziło się w smutek. Opuścił wzrok, nie potrafił patrzeć ci w oczy.
- Ja... - zaczął, ale chyba brakowało mu słów. Widziałaś jak próbuje zebrać się w sobie, odpowiedzieć, ale nic nie przychodziło mu do głowy.
Z jednej strony nie mogłaś mu się dziwić, bo co miał powiedzieć? Że mu przykro? Że nie chciał? Że próbował was chronić? Nic co powie nie zwróci ci Cleffy, a próby wyjaśnienia jedynie bardziej cię rozzłoszczą.
Nagle zupełnie się zmienia. Widzisz jak twoje kolejne słowa złoszczą go, jak jego twarz wykrzywia wściekłość. Teraz oboje czujecie się podobnie i dajecie ponieść emocjom nie zważając na to jaką krzywdę i głęboką ranę mogą przynieść wypowiedziane słowa.
- Przepraszam, że nie chciałem, byście zdechły z głodu, kiedy jak idiotka walczyłaś z wężem i dałaś się ugryźć. Mogłem was tam zostawić. Założę się, że Cleffie byłoby przyjemniej w żołądku Ursaringa - wstał. Złość i adrenalina dodały mu sił. Górował teraz nad tobą, a jego oczy z błękitu zrobiły się niemal zupełnie czarne. - A tak poza tym, to przyganiał kocioł garncowi! Matką roku na pewno nie zostaniesz. O ile w ogóle planowałaś nią zostać. Komu ukradłaś to jajko? Chciałaś je zjeść, by wytrenować sobie obrońcę, kiedy jesteś do niczego w walkach - odwrócił się do ciebie plecami. - Nic dziwnego, że nienawidzisz ludzi. Założę się, że miałaś kiedyś trenera, ale kiedy zorientował się jak beznadziejnym pokemonem jesteś, porzucił ci - ruszył przed siebie, jedną ręką trzymając się za brzuch, a drugą za udo, by jakoś posuwać się do przodu. - Powodzenia w ratowaniu Cleffy. Z twoimi zdolnościami na pewno ci się powiedzie. Postaraj się chociaż dostać do ich kwatery.
Patrzyłaś za odchodzącym mężczyzną z otwartym pyszczkiem. Czy on właśnie ... . Nie podejrzewałaś, że ... .
Zatrzymał się. Jesteś pewna, że odwróci się, przeprosi. Usłyszałaś jedynie jego twardy, beznamiętny głos, którego już nie rozpoznałaś.
- Od teraz jesteś zdana na siebie. Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. Skończyłem z pomaganiem.

Matryoshka - 2015-04-18, 18:36

Nawet przez chwile nie sądziła, że przesadziła. Przez narastające w niej uczucia zupełnie zapomniała, dzięki komu maluch i ona jeszcze żyją. Co prawda lekarz w mało przyjemny sposób jej to przypomniał, ale futrzak niewiele się nad tym rozwodził. W końcu nie prosiła go nigdy o pomoc. Z resztą po tym przyszły coraz bardziej dotkliwe uwagi i najgorsze jest to, że były prawdziwe. Po części przynajmniej.
Zorua zdawała sobie sprawę, że wina leży też po jej stronie. Wiedziała, że biorąc pod uwagę jej nikła siłę, często działa mało rozważnie, zbyt pochopnie. To oczywiste, że nie jest dobrym materiałem na opiekunkę dla Cleffy. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę!
Niemniej nigdy nie miała trenera i mimowolnie przeszło jej przez myśl, że gdyby takowego miała, mogłoby to się skończyć dokładnie tak, jak ujął to doktor. Nie spodziewała się takiego wybuchu z jego strony, ale sama go do tego sprowokowała.
Pomachała łebkiem, odganiając od siebie wszystkie niepotrzebne myśli. Wciąż była zła, ale dało jej to do myślenia. Emocje opadły szybciej, niż mogła się tego spodziewać. Podniosła głowę i spojrzała na odchodzącego trenera. I dobrze. Do niedawna radziła sobie sama i teraz też nie ma zamiaru polegać na człowieku. Zwłaszcza na człowieku. Sama zabierze Cleffę, znów będą razem. Tylko jeszcze nie teraz…

W tym stanie nigdy nie zdoła jej uratować. Nie ma zbyt wiele czasu, nie poczyni wielkich postępów, ale postanowiła zrobić cokolwiek, co zwiększy jej szanse. Wzięła się za to od razu, póki emocje do końca nie opadły. Czas na trening.
Ustała naprzeciwko jednej, większej skały pośród drzew. Znaczne poprawienie kondycji czy szybkości przez tak krótki czas jest słabą opcją. W końcu chciała wyruszyć po Cleffę jak najszybciej. Pozostała jej w tym wypadku nauka nowego ataku. Skutecznego i najlepiej dystansowego. Tego brakuje w jej „taktykach”, w których zawsze polegała na sile mięśni i ostrości swoich pazurków. W końcu gdyby mogła w walce nie zbliżyć się do Ekansa, nie dałaby się ugryźć.
Skupiła się. Widziała kiedyś jak Murkrow zaatakował w ten sposób Beedrilla, który chciał się dobrać do jego jagód. Wróciła do tego pamięcią- Ptak stworzył przed sobą czarno-fioletową kulę wielkości jego głowy, która pozostawiała po sobie charakterystyczny dźwięk i granatową smużkę dymu. Shadow Ball. Skoro dzielą ten sam typ, dlaczego jej miałby się to nie udać?
Nie było to jednak takie łatwe, jak myślała. Purstuit wykonała pewnego razu dość intuicyjnie i nigdy nie uczyła się nowych ataków. Zamknęła oczy i wzięła głębszy oddech. Najpierw wyobraziła sobie kolejne etapy powstawiania tego ruchu. Postanowiła oprzeć się nieco na swoim ataku typu dark. W końcu do jego użycia też korzysta z cienia, a Shadow Ball był dla niej niczym więcej, jak zlepkiem podobnej energii. Przeszła do działania, starając się wycelować w kamień.

Chmurek - 2015-04-18, 21:43

Cel obrałaś sobie jasny. Uwolnić Cleffę. Nie jesteś jednak w stanie tego dokonać. Nie teraz. Musisz stać się silniejsza. Chcesz poznać nowy atak. To możesz zrobić. Z dnia na dzień nie zwiększysz swojej szybkości ani siły, ale jeśli poświęcisz tę noc na naukę, jesteś pewna, że opanujesz wymarzony atak.
Znajdujesz odpowiednie miejsce na trening jeszcze przed zapadnięciem zmroku. Duży głaz w pobliżu potoku i wystarczająco oddalony od drzew, aby w razie niskiego współczynnika trafień, nie zrobić krzywdy komuś postronnemu. Choć w obecnej sytuacji nie musiałaś się raczej tym martwić. Las był pusty. Pozostałaś tylko ty. A gdzieś tam, w chacie na obrzeżach doktor.
Wyobraziłaś sobie atak - wiesz jak powinien wyglądać. Musisz stworzyć kulę ciemnej energii, a później cisnąć nią w przeciwnika. Skupiasz się więc i gromadzisz tę energię. Przynajmniej myślisz, że to robisz. Choć pot występuje ci na czoło nie jesteś w stanie wygenerować nawet cieniutkiej wiązki, a co dopiero mówić o ogromnej kuli. Nie zamierzałaś się jednak poddać. Musisz to zrobić. Dla Cleffy. Dla siebie. I aby udowodnić doktorowi, że się myli.

Księżyc w pełni oświetlał miejsce, gdzie ćwiczyłaś zupełnie jakby chciał wyrazić swoje wsparcie. Nie jesteś pewna ile godzin minęło, ale wreszcie udało ci się stworzyć kulkę ciemnej energii. Nie jest duża, ale jest. Potrafisz nawet nią rzucić. Wprawdzie nie dociera do kamienia, po prostu znikając po drodze. Niby nie osiągnęłaś niczego, a i tak byłaś niesamowicie z siebie dumna. Całkiem nieźle jak na słabego pokemona, prawda doktorze? Ugasiłaś szybko pragnienie, zanurzyłaś pyszczek w chłodnej wodzie, by spłukać pot i wróciłaś do treningu. Nie spoczniesz dopóki tego nie opanujesz.

Ogromna kula ciemnej energii uderza w kamień pozostawiając w nią pokaźną wnękę. Dyszysz ciężko, słaniając się na nogach. Nadszedł poranek. Słabe słońce oświetla polanę. Udało ci się. Zrobiłaś to. Pociemniało ci przed oczami. Zachwiałaś się, nogi się pod tobą ugięły i czujesz, że się przewracasz. Ktoś cię łapie. Z wdzięcznością odwracasz głowę i spoglądasz w oczy doktora. Wrócił. Jego twarz wyglądała gorzej niż wczoraj, jednak w oczach znów płonął dawny blask. Nie zapomniałaś jednak jego słów. Otrząsając się natychmiast ze zmęczenia choć odrobinę, wycofujesz się, nie spuszczając jednak z niego wzroku.
Mężczyzna wyciąga dłoń na której leżą trzy duże Oran Berry.
- Poczęstuj się. Musisz mieć energię, kiedy wejdziemy do bazy wroga.

Zorua 0,5 lvl up !
Learned Shadow Ball

Matryoshka - 2015-04-21, 19:29

Owszem, miała ogromną motywację. Zdawała sobie sprawę, że będzie musiała się bardzo natrudzić, by osiągnąć swój cel. Nowym atakiem chciała choć trochę podnieść swoją szansę na sukces. Sama nie wiedziała, skąd w niej tyle altruizmu. W końcu mogła zostawić Cleffę na pastwę losu. Coś skutecznie ją przed tym powstrzymywało.

Idealne warunki i przede wszystkim niezachwiany przez całą noc spokój. Nie licząc oczywiście tych wszystkich negatywnych myśli, które kłębiły jej się w głowie. One podnosiły sukcesywnie determinację, działały na jej korzyść.
Rezultat zaskoczył samą Zoruę. Zdołała opanować swój najsilniejszy do tej pory ruch. Cóż, wcześniej żadnego nie próbowała się nauczyć. Wygląda na to, że potrzebowała do tego bodźca. Kogoś, kto uświadomi jej, jak jest słaba. Nieważne w jaki sposób. Dzięki temu ostatecznie zrozumiała działanie Shadow Ball, chociaż wiedziała, że nie zdoła wykorzystać jego pełnego potencjału. Przynajmniej nie teraz, nie od razu. Jedno było pewne. Sama nauka trwała długo i zmęczyła Zoruę do takiego stopnia, że nie mogła ustać na własnych nogach. Ktoś uchronił ją przed upadkiem. Podniosła łepek i otworzyła szerzej oczy, jakby miała wątpliwości dotyczące tego co, a raczej kogo widzi przed sobą. C
Cofnęła się nieco, ale… Jagody kusiły ją na tyle, że się poczęstowała. Najpierw wzięła delikatnie jedną, później kolejne dwie. Przypomniało jej się tym samym, że dawno już nic nie jadła.
- Człowiek, niesłowny jesteś… - Powiedziała do niego i po chwili spuściła wzrok na jego dłoń, w której przyniósł jagody. - Masz więcej? - Zapytała podnosząc łepek, chciała widocznie wykorzystać sytuację. Ostatnie dni spędziła na samej wodzie. Nie wynikała już, jak ją znalazł, ale była tym zaskoczona. W końcu ten las mały nie był.

Chmurek - 2015-04-22, 09:52

- Zrzucę to na kompleks lekarza - odpowiada z słabym uśmiechem, częstując cię jeszcze dwoma jagodami, tym razem Sitrus. Choć Oran smakowały ci bardziej i nie były tak kwaskowate, te zdawały się mieć silniejsze właściwości leczące i niemal całkowicie się rozbudziłaś. W duchu jednak wiedziałaś, że nic nie zastąpi porządnego snu.
- Doszedłem do wniosku, że możemy na razie odłożyć na bok nasze nieporozumienie, skoro mamy wspólny cel - wyjaśnił. - Ty chcesz uratować Cleffę, a ja resztę mieszkańców lasu i zarazem pozbyć się złoczyńców. Wszystkie te rzeczy sprowadzają się do jednego. Pozbyć się tej złośliwej trójki z lasu.
Jego spojrzenie twardnieje, widać determinację. Jego duma na pewno ucierpiała. Został pokonany przez chudzielca z wątpliwym gustem do farb do włosów i gadającego pokemona. Potrafiłaś go zrozumieć. Miałaś ochotę gołymi łapkami zedrzeć twarz tej wieśniaczce, która ukradła ci rebelianta.
- Kiedy ty trenowałaś, ja opatrzyłem się i przeprowadziłem małe poszukiwania. Ta trójka to członkowie Zespołu R. Są chciwi, bezwzględni i kieruje nimi wątpliwy kodeks moralny. Nazywają się Jessie, James i Meowth. Sama organizacja słynie z kradzieży pokemonów w całym regionie, ale nigdy na taką skalę i nigdy nie łapali wszystkiego co się rusza. Team koncentrował się na rzadkich lub niezwykle silnych pokemonach, a nie na bezbronnych Metapodach - wstaje, rozprostowując kości. - Nie potrafię ich rozszyfrować - wzdycha, pozwalając, by światło słońca oblało jego twarz. Już ranek, czas na działanie.
- Znalazłem jednak coś więcej - uśmiecha się chytrze. - Wiem, gdzie znajduje się ich kryjówka.
Znalazł ich. Znalazł Cleffę. Pozostaje tylko wedrzeć się do środka i dać im nauczkę. Miałaś nadzieję, że wasza dwójka wystarczy. Wprawdzie nauczyłaś się nowego ataku, ale staniesz na przeciw co najmniej dwóm pokemonom. Doktor nie rzuci się chyba na Ekansa i nie będzie z nim siłować. Dlaczego nie ma swoich pokemonów?

Matryoshka - 2015-04-25, 01:34

Jej mina przez krótką chwilę mówiła, że ma trochę za złe lekarzowi wybór kwaśniejszych jagód. Zorua była zwolenniczką wszelkiej słodyczy. Nie pogardziłaby kawałkiem czekolady czy batonikiem, chociaż nie są to produkty wskazane dla Pokemownów. W każdym razie zdawała sobie sprawę, ze te przysmaki nie postawiłby jej tak szybko na nogi jak garść jagód, które właśnie skończyła jeść.
Wyłapała to spojrzenie. Musiała przyznać, że doskonale go rozumiała, chociaż dziwnie się z tym czuła. Przecież to był człowiek.
- Rozumiem, że oni zwinęli też twoje… - Przerwała, by znaleźć odpowiednie słowo. – Zdobycze. – Dokończyła, z nutą kpiny w głosie, chociaż początkowo nie miała takiego zamysłu. – Nie musisz się kryć „mieszkańcami lasu” Widziałam te śmieszne kulki w twoim domu. – Miała na myśli Pokeballe, ale nigdy nie interesowała jej ich oficjalna, fachowa nazwa. Wiedziała jednak do czego służą. Nie wyglądało, by miała do doktora o nie pretensje. Prawie każdy człowiek, który postawił nogę w tym lesie był trenerem. Była przekonana, że doktor wyłapał już część Pokemonów z lasu i to właśnie je chce uwolnić z rąk zespołu R, jak się okazało. – Nic mi do tego. Nie obchodzą mnie przydupasy ludzi. – Powiedziała i przekręciła oczami. Stwierdziła, że nie do końca mówił jej prawdę i nie dopuszczała do siebie, że może być inaczej. Tym samym była pełna podziwu jego determinacji, co do swoich domniemanych podopiecznych. Ten jeden raz połączy siły z człowiekiem. W końcu część celu mieli wspólną – pozbyć się złoczyńców z lasu.
- No ja tym bardziej. – Rzuciła, kiedy doktor stwierdził, że nie może ich rozgryźć. Zdaniem Zoruy jednak człowiek drugiego człowieka mógł zrozumieć bez problemu. Przynajmniej powinien. Zupełnie odwrotnie, niż w relacji człowiek – Pokemon.
- Dobra robota, człowiek. Czasem się przydajesz. –Musiała to przyznać. W końcu dotarł do cennych informacji. Przynajmniej mieli już jakiś trop i Zorua nie musiała się o to martwić.
Razem z tym chytrym uśmiechem okazało się, że doktor jest bardziej przydatny, niż mogło się futrzakowi wydawać. Udało mu się ustalić gdzie jest Cleffa. Tylko to interesowało teraz Zoruę. Ma szansę ją uwolnić. – Następnym razem zacznij podawać informacje od końca. – Skrzywiła się. Dlaczego podał tą najbardziej kluczową rzecz na końcu? – Na co czekamy? Prowadź!

Chmurek - 2015-04-25, 20:07

Ruszyliście się. Brunet z przodu, ty drepcesz delikatnie za nim. Znaliście las tak samo dobrze, ale jedynie doktor znał położenie kryjówki złoczyńców. Mężczyzna chichotał odkąd wspomniałaś o "przydupasach". Wreszcie nie mógł się powstrzymać i wywlekł ten temat.
- Na prawdę tak postrzegają je dzikie pokemony? Jako przydupasy? - zapytał, choć raczej nie spodziewał się odpowiedzi. Możliwe też, że się jej domyślił. W końcu nie byłaś zbytnio taktowna i waliłaś prosto z mostu. - Zapewne wiesz, że nie wszystkie są do tego zmuszane, a niektóre wręcz żyją z ludźmi, choć są wolne.
Rozpoznajesz drogę, którą idziecie. Gdybyście skręcili bardziej na wschód, dotarlibyście do rzeki. Wy kierowaliście się na północ, w stronę ludzkiego miasta otoczonego górami. Czyżby ludzie skryli się w lesie? Nie, niemożliwe. Doktor mówił, że kryjówka znajduje się tutaj, w lesie.
- I mylisz się - powiedział nagle zupełnie neutralnym głosem. - Nie mam własnego "przydupasa", a PokeBalle, które widziałaś były puste. Należały do pokemonów, które wypuściłem w tym lesie na wolność. W obawie o własne życie jako przedstawiciel ludzkiej rasy, pozwolisz, że oszczędzę ci opisu jak znalazły się w moich rękach. Myślałem, że tutaj będą bezpieczne. Myliłem się.
Kilkadziesiąt kolejnych metrów szliście w milczeniu, każde pogrążone we własnych myślach. Byliście coraz bliżej wyjścia z lasu, a to oznaczało, że Team R musiał ustawić kryjówkę na wylocie, by móc z łatwością transportować pokemony, a w razie niebezpieczeństwa szybko uciec. Zastanawiasz się, czy traktują was jako niebezpieczeństwo? Powinni. Masz wrażenie, że trochę się oszukujesz. Może i poznałaś nowy atak, ale nadal nie jesteś wojownikiem roku, a człowiek prezentuje się jeszcze gorzej niż ty. Świetnie.
- Miałem kiedyś przyjaciela - ciszę znów przerwał głęboki głos doktora. - Odszedł. Jeśli tak bardzo chciałaś wiedzieć.
Już masz coś odpowiedzieć, kiedy mężczyzna zatrzymuje się i wskazuje na coś przed sobą. Przed wami znajduje się zwykła, drewniana chatka podobna do tej, w której mieszkał doktor. Nie wyróżniało jej zupełnie nic. Nie możesz uwierzyć, że zmieścili tam wszystkie pokemony z lasu. Przecież było ich setki.
Ostrożnie zbliżacie się do wejścia. Doktor chwyta za klamkę i naciska ją. Zamknięte. Kuca przy zamku i wyjmuje coś długiego, metalowego i zaczyna tym grzebać w drzwiach. Zapewne jakaś tajna metoda ich otwarcia. Miałaś jednak nad nim przewagę. Mogłaś wyczuć co znajduje się za drzwiami. Nie było tam zupełnie niczego. Cała baza znajdowała się pod ziemią i była ... ogromna. Słyszałaś ciche jęki dziesiątek uwięzionych pokemonów. Chociaż starałaś się z całych sił, nie byłaś w stanie wyszukać Cleffy.

Matryoshka - 2015-04-26, 02:31

- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę… - Odpowiedziała na informacje o relacjach Pokemonów z ludźmi. – Co nie znaczy, że się z tym zgadzam. Każdy Pokemon, który podlega człowiekowi, nie ma prawa mówić o wolności. Dla niego coś takiego już nie istnieje. – Przestawiła swój tok rozumowania i naprawdę była co do tego przekonana. Chociaż mogło to zawiać nieco hipokryzją – w końcu teraz współpracowała z człowiekiem, nieważne jak na to spojrzeć. Jej jednak zdaniem to nie było to samo. W końcu aktualnie łączy ich tylko wspólny cel, a po zakończeniu akcji ratowniczej – podzieli cała reszta.
- Mówisz? – Rzuciła, wciąż za nim dreptając. Poddała tym samym w wątpliwość to, że doktor nie załatwił sobie żadnego przydupasa. Prawdę mówiąc nie do końca nawet interesował ją sposób, w jaki mężczyzna zdobył te Pokemony. Nie to, że nie była ciekawa. Po prostu z automatu nie mieszała się w sprawy stworzeń, które zrezygnowały ze swojej wolności, o której wcześniej wspomniała. Nie spotkała też człowieka, który by tak po prostu wypuścił swoje „przydupasy”. Nawet nie wiedziała, że tak można. Jak się można domyślić – w to też nie do końca wierzyła. Będzie jednak miała okazję się o tym przekonać, kiedy już uwolnią całą ferajnę doktorka.
- Umarł? – Postanowiła się upewnić. Z czystej ciekawości. W jej głosie, który rozbrzmiewał w myślach doktora, było jednak słuchać nieco żalu. W końcu doskonale to rozumiała. Jej przyjaciele też odeszli, wybrali inne życie. Co prawda do nowej drogi zmuszeni zostali przez nic innego, jak tylko aspiracje młodych trenerów. Z wydarzeń, które siedzą jej już od dawna w głowie, da się jednak wywnioskować, że nie do końca się przed tym opierają. Może ta nowa droga naprawdę im się podoba? W głowie przywołała nieprzyjemne obrazy z tego dnia, w którym zmuszona była uciekać przed Charmeleonem. Jej wcześniej domniemanym przyjacielem.
Szybko wyrzuciła to z myśli, kiedy dotarli do celu. Mogła to wyczuć. Wiedziała, że w pomieszczeniu przed nimi nie ma nic, pewnie poza zejściem do podziemi. Właśnie tam znajdowała się większość Pokemonów. Mogłaby o tym poinformować doktora, ale ten pewnie sam już zdołał to określić. W końcu w budynku, przed którym stali nie zmieściłyby się Pokemony, które zamieszkiwały las.
- Nie ma Cleffy. – Powiedziała. Dało się tu wyczuć złość i… Panikę? – Człowiek, nie mam zamiaru cię pilnować, więc ty też nie rób czegoś niepotrzebnego. – Zaznaczyła, zanim weszli do środka. – Chcę tylko znaleźć małą i zrobię wszystko… Żeby mi się to udało. – Co prawda wcześniej miała zamiar pomóc wypuścić doktorowi całą resztę Pokemonów, ale zmieniła swoje plany z chwilą, kiedy wyczuła tą masę stworzeń głęboko pod łapami, a nie było wśród nich Cleffy. Sam las i okupywanie go przez zespół R już nie były ważnymi aspektami tej sytuacji.

Chmurek - 2015-04-26, 10:58

- Tak, umarł - uściślił człowiek, siłując się z drzwiami. Widocznie zamek był dużo bardziej skomplikowany niż na to wyglądało i niż można się było tego spodziewać po samotnej, drewnianej chacie na skraju lasu. Przez moment zastanawiałaś się, czy ktoś wcześniej tutaj mieszkał, czy budynek wznieśli złoczyńcy. Nie żeby interesował cię los jakiegoś człowieka, ale nie chciałaś mieć ludzkich zwłok zakopanych obok ukochanej polanki.
Wreszcie zamek cicho zgrzyta i puszcza. Drzwi otwierają się. Niemal jednocześnie wskakujecie do środka, rozglądając się czujnie. Kiedy przed wejściem powiedziałaś doktorowi, że wewnątrz jest pusto, nie spodziewałaś się takie pustki. Wewnątrz nie było niczego, nawet podłogi. Puste, zbite na szybko ściany, wysoki dach bez komina, jedno brudne okno. Miałaś teraz odpowiedź na swoje pytanie. Atrapa. Mimowolnie rozdzieliliście się, by przeszukać pomieszczenie. Przecież musi tutaj coś być. Przełącznik, ukryte przejście, zamaskowane schody. Cokolwiek. Coś musi prowadzić na dół.
- Nie rozumiem - rzucił człowiek, pukają w ścianę, jakby sprawdzał obecność korników. - To tutaj, nie ma wątpliwości. Czy Team R dysponuje, aż tają technologią maskującą? A może to iluzja? Może poruszamy się po pokoju pełnym przedmiotów, których nie widzimy? - zastanawiał się głośno. - Umiesz rozpraszać iluzję?
Cóż za infantylne pytanie. Oczywiście, że umiesz i rozpoznałabyś iluzję, gdybyś w nią wpadła. Zbywasz więc go prychnięciem nienawiści i wracasz do poszukiwań. Tutaj wyraźniej czujesz cierpiące pod ziemią pokemony. Niektóre były tam tak długo, że całkiem opuściła je wola walki. Niemal nie wyczuwałaś ich energii. W zasadzie jedynym pokemonem, którego gniew potrafiłaś doznać to Ursaring. W końcu był tutaj zaledwie parę dni.
- Może za domem? - zapytał mężczyzna, w chwili, kiedy dostrzegłaś coś na parapecie. Panel kontrolny. Bingo !
Wskakujesz na wolą przestrzeń gzymsu, a doktor staje obok. Naciska panel, który rozświetla się ukazując kolorowe kształty. Zagadkę. Zapewne to forma zabezpieczenia, coś jak kod. Aby uruchomić zejście na dół, trzeba to rozwiązać. Po minie człowieka wiedziałaś, że noblistą nie jest. A myślałaś, że lekarze świetnie radzą sobie z łamigłówkami. Przewracając oczami, nachylasz się na panelem i dokładnie przyglądasz labiryntowi.

Wyglądało to na jakiś gwiazdozbiór. Zapewne masz połączyć kreski. Próbujesz połączyć kilka. Nagle kreski robią się czerwone i panel staje się niedostępny. Doktor przyciska na restart i znów możesz próbować. Najwyraźniej zadanie polega na tym, by połączyć kropki w taki sposób, aby nie narysować w jednym miejscu dwóch linii. Sprytne. Nie powiesz.

Matryoshka - 2015-04-27, 12:42

Czy zrobiło jej się przykro? Owszem, ale nie dała tego po sobie poznać, bo już się nie odezwała na ten temat. Czuła, że bolesna przeszłość kogokolwiek (nawet człowieka) jest czymś, czego nie może deptać swoimi łapami.
Z resztą postanowiła skupić się na swojej misji. To teraz było najważniejsze.
Była zaskoczona, że człowiek zdolny jest zrobić coś takiego. Pusta atrapa, w której pobliżu powinny znajdować się schody do podziemi. Tam właśnie Zorua musi się dostać, ale szybko okazało się, że to nie będzie takie łatwe. Na ich drodze do celu już na samym początku stał jakiś... Dziwny panel. Futrzak chwilę patrzył na doktora wyczekująco mając nadzieję, że coś z tym zrobi. Wyglądało jednak na to, że on również miał pierwszy raz z czymś takim do czynienia. Postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce, znaczy łapy.
Po kilku nieudanych próbach udało jej się rozgryźć mechanikę urządzenia. Chyba.
Najpierw wolno połączyła pierwsze punkty, jakby zastanawiała się nad każdym, kolejnym ruchem. Dopiero pod koniec nabrała większej pewności, czego owocem był jakiś niezidentyfikowany wzór.


Chmurek - 2015-04-27, 14:14

Nieomal z chorą fascynacją skupiłaś się na panelu. Pierwsze kilka ruchów było niczym błądzenie po omacku, co chwila wyświetlacz się blokował, kiedy wykonałaś zły ruch. Doktor stał obok tak aby ci nie przeszkadzać, choć obserwował wszystko uważnie.
Przesuwałaś, rysowałaś. Error. Znów rysujesz linie, łączysz kropki. Error. Nie jesteś pewna ile razy powtarzasz wszystko od nowa, by w momencie, kiedy jesteś pewna, że ci się udało, zawodzisz. Error. Czujesz napełniającą cię frustrację, która jednak nie wywołuje gniewu jakiego się spodziewałeś, a wręcz odwrotnie. Pchnie cię naprzód. Przecież nie pokona cię jakaś głupia, ludzka maszyna.
Udaje się. Wreszcie wykonujesz wzór, który zwalnia mechanizm. Trawa po drugiej stronie chatki podnosi się, ukazując, że ta część znajduje się na metalowej płycie, która przesuwa się w bok pozostawiając w ziemi kwadratową, dużą, ziejącą ciemnością dziurę. Pobiegacie do niej. W dół prowadzą metalowe, chłodne, solidne schody. Wstajesz na pierwszym stopniu, a wokół mrok rozświetla się blaskiem jarzeniówek umieszczonych na ścianach. Podskakujesz jak oparzona i przygotowujesz się do walki.
- Spokojnie, to czujnik ruchu - uspokoił cię doktor, wymijając cie i schodzą w dół.
Świetnie. Jakbyś miała pojęcie o ludzkiej technice. Skoro jednak mężczyzna nie zwraca na to uwagi, ty też nie zamierzasz.
Nie jesteś pewna jak długo schodzicie, ale masz wrażenie, że schody ciągną się w nieskończoność. Wszystko wyglądało tak samo. Symetryczne stopnie, blade światło jarzeniówek, gołe, metalowe ściany. Świadomość, że jesteś otoczona tonami ziemi wprawiała cię w klaustrofobiczny nastrój. I kiedy myślisz już, że jeśli zejdziecie jeszcze choć kilka stopni niżej wylądujecie w piekle, schody kończą się. Stajecie w długim korytarzu, w który na prawo i lewo znajdowały się drzwi. Przy każdym z nich wisiał mały, prostokątny mechanizm. Podeszliście do pierwszego, przyglądając mu się.
- Czytnik kart, aby uzyskać dostęp trzeba zbliżyć kartę dostępu - mężczyzna zaklął pod nosem. - Cholera, niewiele możemy zrobić. Jeśli to rozwalimy, drzwi wprawdzie się otworzą, ale wszystkie inne zablokują na amen, a w dodatku uruchomimy alarm. Byłoby głupio dać znać o sobie włamując się do składziku na miotły.
Mylił się. Tam były pokemony. Za wszystkimi tymi drzwiami były pokemony. Czułaś je tak wyraźnie, że zlały się ze sobą w jedną obecność. Nie byłaś w stanie określić ile jest ich dokładnie, ale co najmniej dwie, trzy setki. Nie sposób też było ci wyróżnić pojedyncze jednostki. Cleffa mogła znajdować się za każdymi z tych drzwi.
- Musimy odnaleźć pokój kontrolny - rzucił nagle mężczyzna. - Jeśli będziemy mieli szczęście, będzie pusty, a wtedy obejdziemy zabezpieczenia i zdalnie otworzymy wszystkie drzwi. Team R o ile jest tutaj od razu się zorientuje, że coś jest nie tak, ale damy szansę pokemonom na ucieczkę. W tym chaosie zdążą uciec, my również.
To wasz cały plan - nadzieja, modły o szczęście. Nie mieliście chyba, aż takie farta na jakiego liczyliście. Korytarzem począł nieść się odgłos kroków. Nie byliście sami.

Matryoshka - 2015-05-05, 22:07

Ten cały panel doprowadzał ją do szału. Mimowolnie warczała cicho za każdym razem, kiedy jej kolejny ruch w ostateczności burzył misterną konstrukcję, którą stworzyła z tego układu kropek. Z resztą... Zorua zdecydowanie nie była z tych "cierpliwych". Dlaczego ludzie postanowili stworzyć coś tak problematycznego? W innym przypadku zaproponowałaby doktorowi wysadzenie drzwi i czystą dywersję bez względu na konsekwencje, ale ludzka maszyna ma stanąć na jej drodze? Wstyd by było.
Zdecydowanie nie podobało jej się to, że była tak głęboko pod ziemią. Samo miejsce budziło w niej dyskomfort. Miała wrażenie, że gdyby to ją tu zamknęli - z pewnością by oszalała. Wypełniało ją nieprzyjemne uczucie. Tony ziemi nad nią i Pokemony... Mnóstwo Pokemonów.
- Mhm, składzik na Pokemony. - Poprawiła go. - Tam musi być Cleffa. - Dało się tu wyczuć nadzieję. W końcu już są tak blisko. Trzeba tylko znaleźć ten pokój kontrolny, o którym wspomniał doktor. Plan brzmiał dość prosto, ale byłoby zbyt łatwo, gdyby mogli się tu swobodnie poruszać. Mieli towarzystwo.
- Nie waż się pisnąć. - Powiedziała cicho do człowieka w chwili, kiedy jej oczka zabłysły czerwienią. Zgadza się, chciała ukryć ich pod iluzją. Popchnęła mężczyznę tak, by oparł się o ścianę. Właściwie "popchnięciem" tego nazwać nie było można, bo tylko oparła się o jego nogę przednimi łapkami, by dać mu do zrozumienia co ma robić. Sama stworzyła przed mini ściankę tak, by ta wtopiła się w tło i nie wzbudzała żadnych podejrzeń z zewnątrz.

Chmurek - 2015-05-06, 08:31

Po tym jak szybko przekazałaś wiadomość wprost do głowy doktora, oboje przylgnęliście do ściany, zamierając. Pierwszy raz w życiu byłaś w stanie użyć tak ogromnej iluzji, dodatkowo nie ukrywając jedynie siebie, ale i kogoś. Jakie to ironiczne, że ratujesz skórę osobie, której gatunku, a więc i jej samej nie nienawidzisz. Zaciskasz jednak zęby i robisz swoje. On też ci pomógł, a poza tym tylko dzięki niemu odnalazłaś Cleffę. To jest miejsce jej przetrzymywania.
W bezruchu czekaliście, aż odgłosy kroków staną się na tyle głośne, że zobaczycie zagrożenie. Szybko dotarło do ciebie, że osoby nie idą, a biegną i że nie był to jeden człowiek i jeden pokemon. Mógł to być każdy, ale trafnie zgadłaś nim jeszcze się pojawili. Fioletowowłosy i Meowth. Zatrzymali się centymetry od was, nie zaważając was. Iluzja działa. Czułaś jednak, że siły zbyt szybko cię opuszczają.
- Jesteś pewny? - zapytał Meowth. - Nikogo tu nie ma.
Mężczyzna spojrzał w wyrzutem na pokemona.
- Oczywiście, że jestem pewien. Zaprojektowałem tę bazę. Cichy alarm włącza się zawsze, kiedy nastąpisz na ostatni stopień schodów. Jak myślisz, dlaczego kazałem wam go omijać? - zajrzał w górę schodów.
- Musiało się coś zepsuć, bo nikogo tu nie ma - upierał się kot.
- Jest, musiał się schować. Zobacz, klapa jest otwarta - wskazał w górę schodów. - Biegnij do Jassie i powiedz jej, żeby rozpoczęła ewakuację. Kolację urządzimy w HQ, kryjówka jest spalona. Na szczęście wyczyściliśmy las.[
- Nie do końca, James. Pozostała Zorua - Meowth wzruszył ramionami.
- I mamy się nią przejmować? - mężczyzna autentycznie zaczął się śmiać. - Jest słaba i kręci się koło tego bezmózgiego doktorka. Nie warto się przejmować.
Pokemon przytaknął, biegnąc z powrotem w kierunku, z którego nadeszli. Nie miałaś pojęcia co oznacza ewakuacja, szczególnie z tyloma pokemonami, ale jeśli mają jakiś sposób. Musisz znaleźć Cleffę. Teraz.
James, jak nazwał go Meowth, stanął przed drzwiami pokoju, wyjął z kieszeni kawałek plastiku i przesunął nim po czytniku. Drzwi z cichym sykiem ustąpiły i otwarły się. Wszedł do środa. Wiedziałaś, że nie utrzymasz iluzji, jeśli będziecie się poruszać, ale zmusiłaś się, by zajrzeć do środka.
Pomieszczenie wypełnione było ciasnymi klatkami nad którymi u sufitu wisiała smutna, samotna i strasząca wyglądem żarówka. Wszystkie pudła były pełne, a pokemony znajdujące się w nich na progu poddania się. Rattata, Caterpie, Pidgey, Weedle, Metapod, Pikachu, Mankey. Mogłaś wymieniać i wymieniać. Mieli je wszystkie. Niektórych mieszkańców rozpoznałaś, innych nie. Nie ważne. Nikt nie zasługiwał na taki los.
- Apsik!
Zamarłaś. Doktor właśnie kichnął, rozpraszając ciebie i tym samym iluzję.
- Na zdrowie - odpowiedziała automatycznie James, po czym odwrócił się ku drzwiom niczym baletnica. - Wiedziałem, że ktoś tu jest. Nie wiedziałem tylko, że mam takie szczęście. Mam nadzieję, że pożegnaliście się ze słońcem, bo już nigdy stąd nie wyjdziecie - wyszczerzył się złowieszczo.
- Vice versa - powiedział lodowato doktor, wchodząc do pomieszczenia i zajmując uwagę mężczyzny. - Staniesz do walki jak mężczyzna, czy nadal będziesz się krył za pokemonami?

Matryoshka - 2015-05-12, 01:51

Jeszcze ich tu brakowało. Zorua w całości skupiła się na iluzji. Odwzorowała kawałek ściany, by ukryć siebie i doktora. Tak, doktora. Do póki nie znajdą i nie uwolnią Cleffy, powinna z nim współpracować. Była świadoma, że sama sobie tu nie poradzi. Choć trudno było jej to przyznać - potrzebowała go.
Przez chwilę myślała, że zostali zdemaskowani. Czujnik, ostatni schodek? Dlaczego jej człowiek nie był taki mądry i tego nie zauważył? Czymkolwiek to było, ich cichy wjazd był no cóż... Mniej cichy, niż sobie tego życzyła. Chciała posłać za to brunetowi mało przyjemne spojrzenie, ale aktualnie wzrok skupiła na przeciwnikach. Wyglądało na to, że iluzja działała. Na słowa Jamesa, ledwo powstrzymała się przed warknięciem ze złości. Ona mu jeszcze pokaże, czy nie ma się czym przejmować. Naiwny!
Zamarła z chwilą, kiedy udało jej się zobaczyć co znajduje się w środku pomieszczenia. W życiu nie widziała czegoś tak okrutnego. W tym właśnie momencie postanowiła podzielić również cel swojego towarzysza. Nie tylko uwolnią Cleffę, ale i każdego Pokemona z osobna. Nie można jednak powiedzieć, że Zorua nikomu nie życzyłaby takiego losu. Niedaleko niej i doktorka właśnie było takich dwóch delikwentów, których zamknęłaby w takiej klatce.

Kichnął. Przez chwilę Zorua nie mogła wyjść z podziwu.
- Niezłe wyczucie, nie ma co. - usłyszał w myślach zażenowany ton Pokemona. Chociaż konsekwencje doktor po części wziął na siebie, Zorua naprawdę wątpiła, czy jej człowiek może coś zdziałać biorąc pod uwagę stan, w jakim go jeszcze niedawno zastała. Niemniej postanowiła trzymać się tego "planu" i zająć się kocurem.

Chmurek - 2015-05-14, 20:15

- Przepraszam - pomyślał doktor, a ty jakimś cudem odebrałaś jego myśl. Mężczyzna szerzej stanął na nogach, przyjął pozycję obronną i zacisnął pięści.
James przyjął wyzwanie. Nie do końca rozumiesz zachowanie ludzi, ale podejrzewasz, że może chodzić o dumę. Żaden mężczyzna, nie ważne czy człowiek czy pokemon, nie lubi kiedy wyzywa się go od tchórzy.
- Nauczę cię co znaczy być mężczyzną - James był niezwykle pewny siebie. Zakasał rękawy i przyjął pozycję podobna do tej w jakiej stał doktor. Pomieszczenie w ciągu kilku sekund wypełniło się testosteronem. Z niesmakiem przewróciłaś oczami. Tutaj niczego nie zrobisz dla uwięzionych pokemonów. Musisz odnaleźć pokój kontrolny. Tylko czy sama dasz radę go rozgryźć?
Wracasz na korytarz i rzucasz się pędem w kierunku z którego nadeszli pokemon kot i fioletowowłosy mężczyzna. Zapominasz o ostrożności. Wiedzą już, że ktoś tu jest. Teraz musisz tylko przeszkodzić im w ewakuacji.
Biegnąc słabo oświetlonym korytarzem potrafisz myśleć tylko o tym, że gdzieś za którymiś z drzwi znajduje się Cleffa. Samotna, zapłakana.
- Kim jesteś? - usłyszałaś głos dochodzący z pokoju o uchylonych drzwiach. Obok nich wisiała metaliczna tabliczka, ale zbyt wysoko byś mogła przeczytać napis. W ostatniej chwili zatrzymałaś się.
Nad ziemią lewitował pokemon, którego nie znałaś. Był okrągły, fioletowy i strasznie śmierdział. Z jego pokrytej czymś w rodzaju kraterów, grubej skóry wydobywał się dziwny gaz. Być może trujący. Raz wznosił się wyżej, raz niżej, a kiedy nie odpowiedziałaś zastanawiając się czy to mieszkaniec lasu, któremu udało się uwolnić, przemówił ponownie.
- Jesteś intruzem?- jego głos był głęboki, wolny. Zupełnie jakby mówienie i myślenie zajmowało mu dużo czasu, albo też jakby się nie śpieszył. - Nie możesz tutaj być.
Wiedziałaś już, że pokemon na pewno nie jest mieszkańcem Viridian Forest. Należał do zespołu R. A kiedy tak lewitował w górę i w dół, dostrzegłaś za nim kilka monitorów, pokazujących jakieś ruchu. Byłaś zbyt daleko, by zobaczyć czym były owe sceny. Czy to możliwe, że to pokój kontrolny? Ale w takim razie, gdzie jest Jassie i Meowth? Zaczęli ewakuację?
- Muszę cię pojmać - oznajmiła nagle fioletowa kula, wypuszczając więcej gazu niż dotychczas, a dodatkowo mówiąc to tak, jakby oznajmiała ci, że trawa jest zielona.

Matryoshka - 2015-05-16, 22:04

Westchnęła. Co jej teraz po przeprosinach? Kryjówka została spalona. Z resztą może to i lepiej, że zatrzymali Jamesa? Westchnęła i postanowiła nie zmarnować danej jej szansy. Wygląda na to, że nie musiała zajmować się koteczkiem, jak myślała wcześniej. Może nie był zbytnio waleczny? Dzięki temu właśnie mogła pobiec w swoją stronę mając nadzieję, że doktor zatrzyma Jamesa na wystarczająco długo.
Musiała znaleźć pokój kontrolny, chociaż zielonego pojęcia nie wiedziała, jak to pomieszczenie może wyglądać. Trudne zadanie. Niemniej nawet zespół R nie zostawiłby takiego ważnego miejsce bez ochrony. To dodatkowo utwierdzało Zoruę w tym, że jej cel znajduje się za… Tym dziwnym, brzydkim Pokemonem. Jego głos był ni etyle co straszny, a niepokojący.
Przeciwko takiemu przeciwnikowi, Futrzak postanowił odpuścić sobie iluzje. W zasadzie mogła o tym pomyśleć wcześniej i zamienić się dzięki niej w tego śmiesznego kota. Wtedy może udałoby jej się bez dodatkowych wrażeń? Teraz jednak nie miała wyjścia. Musiała pokonać tą kupę kraterów i uwolnić Cleffę.
Przyjęła pozycję, jakby szykowała się do skoku, jednak zdawała sobie sprawę, że z latającym (czy tam lewitującym) Pokemonem nie ma dużych szans w walce w powietrzu. Postanowiła od razu wykorzystać swojego „asa”, czyli Shadow Ball – jej jedyny, dystansowy atak. Z resztą wolała się nie zbliżać do dymiących kraterów.
Kiedy przeciwnik był zdezorientowany, przebiegła pod jego fioletowym cielskiem, by znaleźć się blisko uchylonych drzwi. Chciała wykorzystać ten moment, w którym napastnik będzie chciał się do niej zbliżyć. Wtedy użyłaby siły swojego ciała, by uderzyć w drzwi z drugiej strony i trzasnąć nimi ten wybryk natury.

Chmurek - 2015-05-20, 20:36

Nie zamierzałaś marnować czasu. Cleffa dość długo była w niewoli, wszystkie pokemony były, choć o nie nie martwiłaś się tak bardzo. Wiedziałaś też, że jeśli Team R zakończy ewakuację, ponownie zostaniesz z niczym. Nie dopuścisz do tego. Po twoim trupie! Atakujesz.
Fioletowy pokemon nie spodziewał się nadlatującej mrocznej kuli, która rozbiła się o jego czoło, powodując, że zakołysał się. Wykorzystałaś ten moment jego nieuwagi, uderzając go ciałem, czego efektem było wpadnięcie do środka pomieszczenia. Drzwi zatrzasnęły się za wami z głuchym łoskotem. Byłaś w pułapce, a przeciwnik zabierał się do kontrataku.
Odskoczyłaś, by mieć większe pole manewru, choć pokój nie dawał szerokiego pola. Był mały, ciasny i prawie całkowicie wypełniony. Za lewitującym stworkiem stał komputer z mnóstwem monitorów, z których każdy pokazywał co innego, niemniej wszystkie pokazywały wnętrze budynku. Na jednym z nich dostrzegłaś idących korytarzem Meowtha i Jessie, na innym doktora powalającego Jamesa. Na reszcie pokazywały się jedynie dziesiątki zamkniętych pokemonów, którym nie mogłaś się przyjrzeć, odskakując przed kulą trujących zanieczyszczeń, którymi splunął twój przeciwnik.
Za sobą miałaś metalowe szafki zakrywające całą ścianę. Uskakiwałaś przed kolejnymi kulami, które wyżerały podłogę, aż wreszcie znalazłaś się w kącie, skąd nie mogłaś dalej uciekać. Musiałaś zaatakować. Pokonać pokemona, dostać się do komputera i spróbować uwolnić wszystkich nim będzie za późno.
Spoglądasz groźnie na przeciwnika.
- Zostaniesz usunięta - oświadczył, nadymając się i wypuszczając z siebie fioletowy gaz. Nie musiałaś być geniuszem, by domyślić się, że twór jest trujący i nie masz ochoty go wdychać. W dodatku ten smród.
VS

Matryoshka - 2015-06-04, 02:17

Postanowiła nie ograniczać się w tej walce. Oczywiście po całonocnym treningu jej organizm nie był zregenerowany. Wiedziała również, że zanim dotrze do Cleffy, mogą czekać ją inne walki. W tym momencie jednak nie miała szansy, żeby zastanawiać się nad jakimkolwiek podziałem zapasów energii. Musiała pokonać ten dymny gejzer za wszelką cenę. W końcu jeśli tego nie zrobi to żadna, kolejna walka nie będzie miała okazji nastąpić.
Wzięła głębszy oddech, żeby nieco się wyciszyć i ocenić sytuację. Lewitujący przeciwnik, trujący, śmierdzący i z głupim wyrazem mordki. Tyle wywnioskowała i prawdę mówiąc tyle jej wystarczyło. Zerknęła jeszcze na monitor, na którym widniał obraz jej domniemanego towarzysza w tej misji. Nieźle sobie radził, co było dla Futrzaka dodatkową motywacją. Nie może być gorsza od człowieka.
Uskoczyła przed atakiem. Jednym z wielu, które nastąpiły potem. Swoją drogą zespół R upodobał sobie śmierdzące Pokemony typu trującego. Niezły gust. W końcu jeden z nich właśnie zapędził ją w róg. Nie miała wielkiego wachlarza ataków dystansowych, ale… Pokój był mały, co zdecydowanie działało na jej korzyść.
Pokemon wstrzymał oddech na tyle, na ile mógł. Musiała wydostać się z tych oparów, wskoczyć nieco wyżej, gdzie dym się jeszcze nie uniósł. Wskoczyła wiec na mebel, czy panel, który znajdował się najbliżej przeciwnika. Zwinności nie można było jej odmówić, więc swobodnie mogła odbić się nawet od ściany na wysokość Koffinga, a ten nie miał dużego pola do uników w takiej małej klitce. Zorua nie miała dużo czasu, i tak pewnie nawdychała się już za dużo cuchnących wyziewów. Postawiła wszystko na jedną kartę i nie chcąc dać przeciwnikowi czasu na kontratak – zaatakowała pełnym zestawem.
Zniknęła w cieniu, by zaatakować zdezorientowaną kulę z drugiej strony własnym ciałem. Powtórzyła atak trzy, może cztery razy? Chciała, by stwór chociaż na chwilę stracił równowagę i znalazł się bliżej podłogi. Gdy tak się stało, Zorua postanowiła użyć resztę siły na atak Grass Knot. Miała nadzieję, że korzenie przebiją się przez metalową konstrukcję i zdołają uziemić trującego Pokemona przy podłodze. Do zwieńczenie tego combo potrzeba było tylko najsilniejszego ataku - Shadow Ball.

Chmurek - 2015-06-04, 13:01

Po raz ostatni nabrałaś powietrza. Wiedziałaś, że trujące opary są równie groźnie co każdy inny atak i jeśli dostaną się do twoich płuc, walka dobiegnie końca. Na to nie mogłaś pozwolić. Chodziło o Cleffę, o honor. Nie pozwolisz pokonać się fioletowej, lewitującej kuli. Atakujesz.
Idealnie realizujesz zamierzony plan. Wykonujesz uniki, nie wdychasz trucizny, atakuje i blokujesz. Szybko wysuwasz się na prowadzenie, czując, że zwycięstwo masz w kieszeni. Wtedy pokemon robi coś, czego się nie spodziewałaś, nie przewidziałaś. Używa ataku, który w tej chwili już mu nie zaszkodzi, skoro i tak przegrywa. Explosion. Chcesz uciec, ale drzwi są zamknięte, a zamiast klamki wisi kolejny panel do wpisywania kodu. Nie zdążysz. Szukasz miejsca, by się schować. Nie ma czasu. W pokoju robi się coraz jaśniej. Rzucasz się do drzwi i próbujesz wydrapać sobie drogę ucieczki. Wszystko wybucha.
Nie czujesz bólu. Zupełnie jakby twoje emocje się wyłączyły. Czujesz jak twoje ciało zostaje wgniecione drzwi siłą podmuchu. Widzisz jak ekrany monitorów pękają serią szklanych odłamków. Słyszysz dźwięk zwolnienia blokady. Zamki przestały działać.
Tracisz przytomność.

Stałaś na wystawnym balkonie wychodzącym na olbrzymi, oświetlony światłem księżyca ogród i przyglądałaś się przemykającym w cieniu zakochanym. W tej chwili nie byłaś Zoruą, nie byłaś małym, nienawistnym pokemon, ale piękną kobietą o długim brązowych włosach, piwnych oczach i idealnej tali. Byłaś nią, Menmą.
Miałaś na sobie dopasowaną suknię balową; długą po ziemię, w kolorze kwitnące lawendy, która idealnie podkreślała twoją urodę. Wyglądałaś jak księżniczka z bajki. Lekka, piękna, mogąca podbić świat skinieniem dłoni.
Szklane drzwi prowadzące do sali bankietowej otwarły się, sprawiając, że na balkonie zrobiło jaśniej. Wiedziałaś kto w nich stoi, nie musiałaś się odwracać. Twoje serce zawsze wiedziało, kiedy był w pobliżu. Twarz od razu rozpromienił ci uśmiech, a na policzkach wystąpiły delikatne rumieńce. Z gracją odwróciłaś się, patrząc w oczy mężczyźnie, którego kochałaś. I choć dla Menmy był jedynie jej miłością, ty, rozpoznałaś go od razu. Nie zwiodły cię elegancka fryzura, muszka pod szyją i gustowny garnitur. Te oczy, te dołeczki. Rozpoznałabyś je wszędzie, doktor. Ale jak?
Stał zaledwie dwa kroki od ciebie, jak wymagał tego zwyczaj, ale jego oblicze także nie kryło radości. Oboje wiedzieliście, że to wielki dzień. Czekaliście na niego od bardzo dawna. Ujęłaś jego twarz w obie dłonie, ignorując dobrze obyczaje i upewniając się, że nikt ze środka na was nie patrzy, pocałowałaś go. Smakował latem, oceanem i letnią bryzną. Soczystym arbuzem, kwiecistą łąką. Uwielbiałaś go całować.
- To przyjęcie było okropnie nudne bez ciebie, Pani - ukłonił się dystyngowanie, całując twą dłoń. - Jesteś najpiękniejszą damą na tym balu.
Po policzku spłynęła ci łza, której się nie spodziewałaś. Wiedziałaś bowiem, że dziś zaryzykujecie wszystko by być razem. Wolni, nieznani, zakochani. Zdawałaś sobie sprawę, że tysiące rzeczy może pójść nie tak, że będziecie ścigani nawet przez wiele lat, ale jedno spojrzenie w jego błękitne oczy wystarcza, by uwierzyć, że wszystko będzie dobrze.
- Cóż za poufałość - odpowiedziałaś, powstrzymując chichot. - Moja matka zapewne przyznałaby Panu rację.
- Jesteś gotowy? - zapytałaś, mając na myśli wasz plan. Chciałaś, aby cię uspokoił, zapewnił, że wszystko będzie dobrze, że ... .
- Wiem, że nie jestem gotowy, aby spędzić resztę mojego życia bez ciebie - odpowiedział, by czym ukłonił się, wyciągając dłoń i zapraszając do tańca. Dopiero teraz usłyszałaś dochodzącą z wnętrza melodię. Twoja ulubioną. On o tym wiedział. - Czy podarujesz mi ten ostatni taniec, Pani?
- Sir - dotknęłaś jego dłoni.
Mężczyzna ujął cię za drugą rękę, przenosząc ją sobie na ramię, a sam złapał cię w tali. Kochałaś dworskie tańce. Tę emocje, napięcie, wytworność. Staliście wpatrując się sobie głęboko w oczy, czekając na właściwą nutę, by zacząć. Widziałaś promieniującą z niego czułość, troskę, miłość. Byłaś całym jego światem, a on twoim. Nuta zabrzmiała, wykonaliście pierwszy rok.
Przytuliłaś się do niego, a on do ciebie. Nie przestawaliście kołysać się w rytm muzyki. Wtuliłaś się w jego szyję, aby ukryć płynąc ci z oczu łzy. Coś w głębi duszy podpowiadało ci, że to pożegnanie. Mężczyzna nagle złapał cię w pasie,uniósł, okręcił cię, zaczynając prawdziwy taniec, kiedy tylko twoje stopy ponownie dotknęły ziemi. Szybki, klasyczny. Wirowałaś, wychylałaś się, obracałaś, unosiłaś się na ziemią. Śmiałaś się i obejmowałaś jego szyję. Przez moment byliście tylko wy dwoje. Ty i on. Oświetleni światłem księżyca, pod milionem nienazwanych gwiazd, wolni, zakochani. Pozwoliłaś się prowadzić. Czułaś, że żyjesz.
Gdy melodia dobiegła końca, zatrzymaliście się blisko, dotykając się biodrami i patrząc w swoje twarze. Mężczyzna uśmiechał się, ukazując dołeczki w policzkach.
- Kocham cię, Menmo de Musset - powiedział.
- Ja Ciebie też, Williamie Fritz - odpowiedziałaś, całując go jakby nie było jutro. Czułaś, że się w nim zatracasz, rozpływasz.
Ocknęłaś się w jego ramionach. Ale nie byłaś już Menmą, byłaś Zoruą, pokemonem. Nie tańczyliście na balkonie pięknego dworu, a on klęczał na metalowej podłodze w kryjówce zespołu R. Najgorsze jednak było to, że wciąż pamiętałaś jak to jest być człowiekiem. Istotą, której tak bardzo nienawidziłaś. Mieć nogi, usta, ramiona, móc mówić.
- Jesteś cała? - zapytał doktor ze strachem w oczach. - Musimy stąd uciekać. Nie wiem jak to zrobiłaś, ale wszystkie klatki się otworzyły i pokemony uciekają na zewnątrz. Team R próbuje je zatrzymać, ale chyba na niewiele się to zda. - zrelacjonował szybko.
W oczach wciąż miałaś łzy, choć nie wiedziałaś, twoje czy Menmy? Płakałaś, bo żal było ci kochanków, czy płakałaś, że nie mogłaś jeszcze przez chwilę czuć dotyku mężczyzny na nagiej skórze?
- W porządku? - mężczyzna, pogładził twoje futerko. - Już w porządku, pokonałaś ich. Wszyscy są bezpieczni.
Kątem oka dostrzegłaś zwęglone, nieruszające się już ciało przeciwka.

Gratulację ! Zorua zdobywa +1,5lvl

Matryoshka - 2015-06-18, 02:16

Starała się wyjść z tego bez większego uszczerbku. Musiała wykonać swoją misję. Człowiek pewnie tym razem odpłacił się fioletowłosemu. Taką przynajmniej miała nadzieję. Niemniej po następnym, dobrze wyprowadzonym ataku, była świadoma swojej przewagi. Dostęp do panelu kontrolnego, jak to nazwał doktor i uwolnienie wszystkich Pokemonów było kwestią kilku chwil. Koffing jednak zdecydował się podjąć najbardziej drastyczne kroki, jakie mogły przyjść jej na myśl - postanowił postawić wszystko na jedną kartę, poświęcić samego siebie dla zadania, do którego go przydzielono. Ten jeden desperacki atak mógł zniweczyć wszystkie ich dotychczasowe starania w niezwykle okrutny, zwłaszcza dla Zoruy sposób. Była pewna, że przegrała, kiedy oślepił ją błysk światła.
Sen o człowieku. Kolejny. Tym razem poza kobietą był też ktoś, kogo nie tak dawno poznała. Nie miała na początku pewności, ale ubioru, mężczyzna łudząco przypominał doktora. W każdym razie wypełniała ją masa uczuć. Dobrze znała mężczyznę przed sobą. Właściwie darzyła go uczuciem, którego Zorua osobiście jeszcze nie poznała. Niemniej wspomnienia, ta wizja czy też sen ogromnie ją pochłonęły. Zatraciła się najpierw w tańcu, a później w pocałunku.
- William. – Doktor usłyszał jej słaby, cichy głos gdzieś w głowie. Pierwszy raz tak długo wracała do rzeczywistości. Podniosła łapę w jego stronę i dopiero widząc przed sobą właśnie złotą skarpetkę zamiast zgrabnej dłoni, jej mózg zaczął analizować wszystko od nowa.
Na początku wyglądała na zdziwioną, a nawet przestraszona. Zmusiła się, żeby poderwać się z objęć doktora i ustać na własnych łapach.
- Cleffa. – Rzuciła od razu.

Chmurek - 2015-06-18, 12:40

Skoczyłaś na równe nogi, ale twoje osłabione natychmiast się zbuntowało. Pociemniało ci przed oczami, zachwiałaś się i upadłabyś na metalową podłogę, gdyby nie refleks doktora.
- Spokojnie, mała - powiedział, cierpliwie czekając, aż sama ustoisz na czterech łapkach. Musiał już się nauczyć, że nie lubisz, kiedy za dużo ci się pomaga. - Porządnie oberwałaś. Powinnaś się oszczędzać - dodał.
Rozejrzałaś się po pokoju, ale po tym co z niego zostało. Roztrzaskany sprzęt, wszędzie wgniecenia, dziwny proszek. Sadza? Ciało Koffinga nadal nie dawało znaku życia. Jeśli szybko nikt mu nie pomoże ... ale ma za swoje, złośliwa myśl przemknęła ci przez głowę. Nikt nie kazał mu się wysadzać. Mógł przegrać z godnością.
Dotarł do ciebie hałas z korytarza. Nigdy wcześniej nie słyszałaś takiej kakofonii. Miałaś ochotę oderwać sobie uszy. Wtedy przypomniałaś sobie o Cleffie.
- Nie mogłem jej znaleźć - wyjaśnił z zakłopotaniem młody mężczyzna. - W kryjówce panuje teraz chaos. Każdy chce się wydostać, pokemony tratują i ranią się nawzajem. Mam nadzieję, że Cleffa ukryła się w bezpiecznym miejscu i czeka na ciebie - dodał.
Nie miałaś zamiaru dłużej słuchać jego tłumaczeń. Kolejny raz człowiek cię zawiódł. W głębi duszy wiedziałaś, że to nie jego wina, ale musiałaś kogoś obwiniać. Jeśli nie jego, musiałabyś winić siebie, a tego zrobić nie mogłaś. Zasługiwałaś na coś lepszego.
Podbiegłaś do otwartych drzwi, które w tym momencie zablokował ci naprężający się, fioletowy wąż. Ekans chyba nie wie, kiedy należy się poddać. Robisz jeden krok w tył, a wtedy coś dosłownie wyrzuca węża na drugi koniec korytarza, ponad biegającymi w popłochu pokemonami. Miejsce gada zajmuje Ursaring. Po zapachu poznajesz, że to ten sam, który napadł was wtedy w lesie. Tym razem jednak, nie wydaje się być wrogo nastawiony. Skąd u niego ta odmiana serca?
- Dziękujemy - powiedział doktor, pojawiając się tuż za sobą. - Widziałeś może małą Cleffę?
Pokemon przecząco pokręcił głową, po czym skierował się w stronę wyjścia nawołując pokemony, by ruszyły za nim. Właściwie dlaczego nie odpowiedział. Przecież ty zrozumiałabyś go. Dlaczego pokemony tak rzadko komunikują się ze sobą?
Nie ! Nie masz czasu na filozoficzne rozważania. Gdzieś tutaj jest Cleffa, musisz ją znaleźć. Już masz wybiec, kiedy słyszysz głos mężczyzny.
- Nazwałaś mnie Williamem. Kto to jest?
Zamarłaś.

Matryoshka - 2015-06-20, 02:13

Właściwie to mogła się spodziewać takiej reakcji swojego organizmu. Z resztą ostatnio nie grzeszyła ostrożnością, prawda?
- Przemyślę to, jak już znajdę Cleffę. – Usłyszał w myślach jej ton. Wyraźnie zdenerwowany, zniecierpliwiony i nieco drwiący z owej propozycji. Cóż, pokrywała się ona niewątpliwie z prawdą i Zorua potrzebowała tej przerwy. Niemniej nie będzie o tym myślała, póki nie znajdzie tego, po co tu przyszła. Nie interesował ją chaos panujący na korytarzach. Nie spodziewała się jednak, aż takiego zamieszania, póki sama tego nie zobaczyła. Mimo to się nie wahała. Starała się omijać Pokemony na swojej drodze, nawet zostawiając doktora w tyle. Nieważne, w jakim stopniu jej się udawało unikać zadeptania – była strasznie uparta.
Do Ursaringa, nawet nie kiwnęła głową. Była zbyt zaskoczona tą zmianą zachowania. Niemniej ona też byłąby wdzięczna swoim wybawcom na jego miejscu. W każdym razie priorytetem była Cleffa, od której Zorua uciekła na krótką chwilę myślami, kiedy usłyszała imię „William”.
Sama nie umiała mu tego nawet pokrótce, racjonalnie wyjaśnić. Przez chwilę była pewna, że to właśnie jego imię. Postanowiła pozostawić go bez odpowiedzi i zająć się swoim priorytetem.

Chmurek - 2015-06-21, 15:47

Wybiegłaś na korytarz ignorując pytanie mężczyzny. Nie miałaś teraz na to czasu. Musisz odnaleźć Cleffę. Na pewno jest przerażona tym wszystkim. Niestety kiedy tylko wpadasz pomiędzy pokemony, zostajesz zniesiona falą biegnących stworków. Odbijasz się o Pikachu, potykasz o Weedle. Z determinacją jednak podnosisz się i próbujesz biec pod prąd.
- Zorua! – głos doktora niósł się korytarzem, przebijając się przez gwar ucieczki. Nie próbowałaś go znaleźć. Wiedziałaś, że on akurat się tutaj nie zgubi. - Poczekaj!
Biegłaś, uderzana, popychana, uderzana. Biegłaś, czując, że tracisz siły, że łapy odmawiają ci posłuszeństwa, a z nosa zaczyna kapać krew. Ostatecznie ile ciosów jesteś w stanie znieść, nim twój osłabiony organizm wreszcie się podda? Swoją trasę zaczęłaś znaczyć krwią.
- Zorua! – głos doktora był coraz bliżej. Przyśpieszył czy ty zwolniłaś? Musiałaś biec. Musiałaś.
Wtedy dostrzegłaś światło słoneczne. Na końcu korytarza znajdowała się opuszczona drabina, która wyraźnie prowadziła na zewnątrz. Choć była strona i niebezpieczna, nie zawahałaś się, zaczęłaś się wspinać. Coś podpowiadało ci, że to tam jest mała. Szczebel ze szczeblem wspinałaś się, co jakiś czas łapiąc go zębami, by się podciągnąć albo po prostu mieć pewność, że nie upadniesz. Pięłaś się w górę, powtarzając sobie, że jeszcze tylko trochę, że wytrzymasz to dla Cleffy.
Znalazłaś się na zewnątrz. Znów byłaś w lesie, na niewielkiej polance, którą od razu rozpoznałaś. To tutaj znalazłaś jajo albo to ono znalazło ciebie. W ziemi widniał teraz ciemny dół. Wyjście awaryjne. Zapewne droga ewakuacyjna o której wspominali złoczyńcy. Pośpiesznie rozejrzałaś się dookoła.
Gdybyś wtedy nie spojrzała w niebo, na pewno niczego byś nie zauważyła. Na niebieskim tle unosił się balon w kształcie głowy Meowtha, a w koszu pod nim stali członkowie zespołu R. Cała trójka. Nie mieli ze sobą swoich pokemonów. Nic dziwnego. Jedno leżało zwęglone w dawnym pokoju kontrolnym, a wąż stratowany na korytarzu. Już miałaś ich zignorować, w końcu niech sobie uciekają, przegrali, kiedy dostrzegłaś coś jeszcze. Fioletowo włosa kobieta trzymała w dłoniach Cleffę.
Odlatywali.

Matryoshka - 2015-07-07, 03:31

Sama była zaskoczona swoją determinacją i tym, ile robi dla tej małej, różowej kulki. Jak to się stało, że znaczy teraz dla niej tak wiele? Że gotowa jest pędzić przez tabun Pokemonów tylko po to, żeby ponownie przytulić ją do futerka? Dla świadomości, że jest cała i bezpieczna?
W pewnym momencie nawet nie była w stanie określić jaki gatunek Pokemona sprawił, że ponownie zatoczyła się o kilka kroków. Ważnym było to, że musiała to nadrobić. Wzdrygnęła się na samą myśl tego, że Cleffa może być gdzieś pośród tego tłumu. Miała nadzieję, że schowała się w jakimś kącie i czeka na nią.
I w końcu dotarła do wyjścia. Światło słoneczne nie przyniosło jej jednak takiej ulgi, jakiej pragnęła. Dotarła do końca, ale… Gdzie jest Cleffa?
I nagle skierowała wzrok w niebo. Uciekali w śmiesznej głowie Meowtha, zamiast zostać stratowani przez Pokemony, które uwięzili. Podli ludzie. Mimo tego, chęć rozszarpania całej trójki ze strony Zoruy była mniejsza, niż można się było po niej spodziewać. Przynajmniej do czasu, w którym nie zauważyła w rękach Jessie… Swojej Cleffy. Poczuła ogromną złość i… Strach. Pierwszy raz od dawna bała się o kogoś innego, niż o siebie. Jej łapy można by porównać do waty lub galaretki, a mimo to ruszyła z miejsca. Nie, nie, nie, nie, nie, Chmurek to bardzo okrutny MG. Tylko to jej przechodziło przez głowę. Chciała biec za balonem, wiedzieć, gdzie ją zabierają. Dlaczego ze wszystkich Pokemonów, wybrali właśnie Cleffę?

Chmurek - 2015-07-08, 09:52

Stałaś na trawie patrząc w miejsce, w którym zniknął dziwny latający obiekt. Miałaś nadzieję, że ... nie. Przecież nie zawrócą i nie oddają ci pokemona. Zabrali go z premedytacją. Od początku to planowali. Jakimś cudem wiedzieli o niej od kiedy była jajkiem i przeszukiwali las bez przerwy, by tylko dostać ją w swoje ręce. Nie mogłaś jednak tego zrozumieć. To nie ... .
Przecież złapali wiele cenniejszych pokemonów. Dlaczego Cleffa?
Odpowiedzi jednak nie nadchodziły. Nogi wreszcie odmówiły ci posłuszeństwa. Zbyt długo trwały napięte. Usiadłaś, a następnie położyłaś się na boku na trawie. Tkwiłaś w osłupieniu nie bardzo wiedząc co zrobić dalej. Spojrzałaś w kierunku dziury w ziemi. Właśnie wyleciało z niej troje Pidgey'ów, a za nimi pojawiła się głowa doktora.
- Tutaj jesteś - przywitał cię, rozglądając się wokoło. Jego początkowa mina wyrażająca ulgę, że cię odnalazł, zmieniła się w smutek. Widział, że Cleffy nie ma z tobą. - Tak mi ... nie przykro to za małe słowo.
Wyszedł, siadając obok ciebie. Wyciągnął rękę, aby cię pogłaskać, ale cofnął ją. Wiedział, że nie lubisz takich przejawów uczuć. Szczególnie od człowieka.
- Znajdziemy ją - powiedział, choć bez przekonania. - Przecież musieli zabrać ją w jakieś konkretne miejsce.
Nie byłaś pewna czy sam wierzy w to co mówi. Zespół R mógł być teraz gdziekolwiek. Może nawet na jakiś czas opuszczą Kanto. A przez cały ten czas, kiedy będziesz jej szukać, Cleffa będzie sama. Będzie zastanawiała się, gdzie jest jej mama.
Czujesz, że zaraz się rozpłaczesz. Zawiodłaś. Starałaś się tak mocno, a jednak niewystarczająco. Nie byłaś pewna czy chce ci się płakać z frustracji, bezsilności i tęsknoty.
- Powinniśmy odpocząć, wrócić do domu i odpocząć. Mam za sobą kilka intensywnych dni, a ... - urwał, nie patrząc na ciebie, ale wiedziałaś co zamierzał powiedzieć. Mogłaś sobie wyobrazić jak dokańcza zdanie. "a Cleffie i tak teraz/już nie pomożemy". Najgorsze było przyznanie, że miał rację.

Matryoshka - 2015-07-25, 08:30

Natłok myśli o tej małej, różowej kulce został przerwany przez Doktora. Zorua musiała przyznać, że tym razem człowiek przydał się bardziej, niż mogła się tego spodziewać. Pomijając oczywiście uruchomienie alarmu i kichniecie... Z resztą teraz nie miało to przecież większego znaczenia.
Nawet nie skrzywila się, kiedy człowiek wyciagnal dłoń w jej kierunku. W normalnej sytuacji ostrzegawczo by warknela, ale teraz nie miała siły nawet na to. Z resztą, było jej wszystko jedno. Spojrzała na doktora, nie podnosząc nawet łebka z trawy.
- My... - Powtórzyła cicho po nim. Dla niej współpraca skończyła się, kiedy mieli jeszcze wspólny cel. Teraz było inaczej. Wzięła głęboki oddech i wypuściła wolno powietrze. - Gratulacje, człowiek. Udało Ci się uwolnić Pokemony lasu. Tego właśnie chciałeś, prawda? Cleffę miałam znaleźć ja. - "i zawiodłam" - dodala w myślach. - Jaki masz w tym jeszcze interes? - Zapytała siląc się na spokojny ton.

Chmurek - 2015-08-04, 14:06

Doktor spojrzał na ciebie z czułością. Wydawać by się mogło, że im bardziej starasz się, by cię znielubił, by dotarło do niego, że jesteś silnym i niezależnym pokemonem, on jeszcze bliżej się ciebie znajduje. Postawił cię na nogi, ale nie wziął na ręce. Chyba jednak co nieco załapał.
- Gdybym powiedział, że interesuje mnie los tego małego pokemona pewnie byś mi nie uwierzyła, dlatego nie powiem tego - zaczął młody mężczyzna idąc w stronę swojej chaty na drugim końcu lasu. Bezwiednie ruszyłaś za nim. - Chcę dopaść Team R. Całą trójkę. Nie spocznę dopóki nie zapłacą za to co zrobili tym pokemonom. Wszystkim. Cleffa była tam na dole zaledwie parę godzin, niektóre z uwolnionych stworków siedziały tam tygodniami. Nie wybaczę im tego - zacisnął pięści. - Więc choć nasz cel się różni, miejsce destynacji jest to samo - podsumował.
Zamyśliłaś się. Resztę drogi odbyliście w milczeniu. Las znów tętnił życiem. Pokemony wracały do domów, zasiedlając na nowo ziemię, krzaki, rzekę i niebo. Wydawało się, że jak najszybciej chcą zapomnieć o koszmarze jaki przeżyły. Nie dziwiłaś im się. Byłaś pod ziemią zaledwie godzinę, a już nie mogłaś sobie wyobrazić powrotu tam. One siedziały tam tygodniami, w ciasnych klatkach i zapewne o niewielkiej ilości jedzenia.
Z zamyślenia wyrwał cię głos doktora.
- Jesteśmy.
Jego drewniana chatka wciąż stała w tym samym miejscu, w którym widziałaś ją po raz ostatni, kiedy uciekałaś stamtąd turlając przed sobą jajko. To tutaj niemal wpadło w łapy Teamu R, kiedy Meowth i Jassie w przebraniu pasożycili na dobroci lekarza.
Weszliście do środka. Wewnątrz panował półmrok, bo choć dostawało się tam światło przez okna, nie potrafiło oświetlić całego wnętrza.
- Padam z nóg - oświadczył mężczyzna, ściągając z siebie koszulę i stając z gołym torsem. - Masz na coś ochotę? Coś do picia? Jedzenia?
Przeszedł przez pokój prężąc muskuły. Przeciągnął się.
- Jak zasnę to nie obudzę się do wigili.

Matryoshka - 2015-08-18, 01:09

Nie spodziewała się takich słów od mężczyzny. Czy ją zaskoczyły? Z pewnością. Zmusiły też do rozmyślań. Niewątpliwie najważniejsza była dla niej Cleffa, nie mogła przestać myśleć o tym, jak bardzo zawiodła tą małą, różową kulkę. Jednak mimo wszystko ulżyło jej, że reszta mieszkańców lasu była wolna. A przynajmniej powinno. Gdyby Zoruę zdefiniować kilkoma słowami, jednym z nich byłby egozim. Oczywiście do momentu znalezienia jajeczka.
Usiadła na środku pokoju i wodziła wzrokiem za mężczyzną, a właściwie jego nagim torsem. Z jakiegoś powodu sprawiało jej to przyjemność. Mimowolnie skojarzyło jej się, jak te same miejsce uciskała biała koszula, podczas jakiegoś balu.
- Człowiek. – Rzuciła nagle. - Znasz kogoś imieniem „Menma”? – Zapytała. Oczywiście z czystej ciekawości. Dopiero potem dotarły do niej pytania o jedzenie czy picie. Chętnie zamoczyłaby pysia w zimnej wodzie.

Chmurek - 2015-08-23, 09:48

Doktor zapalił lampkę w kuchni, wyjmując szklankę i miseczkę. Do obu pojemników nalał wody, po czym położył przed tobą miskę, a sam wypił jednym tchem zawartość swego naczynia.
- Mogłabyś przestać nazywać mnie człowiek? - zapytał, opadając na kanapę i masując skroń. - Ja nie wołam na ciebie per pokemon - dodał, mrużąc oczy. Dostrzegłaś jego zmęczenie. Nie tylko dla ciebie kilka ostatnich dni było ciężkie. Mężczyzna też przeżył dwie bójki, gonitwy, walki z dzikimi pokemonami, a przy tym pewnie niewiele spał.
- Menma? - powtórzył imię jakby je smakując. Zamyślił się na chwilę, po czym odpowiedział spokojnie, bez emocji, zupełnie inaczej niż tego chciałaś. - Nie. Powinienem? - zapytał, przekrzywiając głowę, by na ciebie spojrzeć.
Nie wiedziałaś co odpowiedzieć. Powinien? Chyba tak. Przecież ją kochał. To był on, prawda? Zakręciło ci się w głowie. Nie do końca wiedziałaś, czy to z powodu natłoku myśli, czy ze zmęczenia, ale jedno było pewne - padałaś z nóg.
- Powinniśmy się przespać, a rano ... - urwał, wstając i kierując się ku innym drzwiom, prowadzącym w głąb mieszkania. - Zastanowimy się co dalej robić - zniknął w ciemności pokoju.
Zostałaś sama w niemal zupełnie ciemnym salonie. Na stole wciąż leżały jeszcze opatrunki, które doktor zakładał Meowthowi. Miałaś wrażenie, że od tego momentu minęły wieki. Jak to się stało, że jesteś tu, gdzie jesteś? Z twoich ust wydobyło się westchnięcie.

Matryoshka - 2015-09-07, 03:06

- Imiona są problematyczne. – Odpowiedziała od razu. Był człowiekiem, więc człowiekiem będzie nazywany. A ona jest Pokemonem, nieważne z której strony na to spojrzeć. Nie ma imienia, więc jedyną alternatywą jest gatunek. Może powinna w takim razie wołać na niego „ej, facet”?
- Zapomnij. Jak zawsze nie pomagasz. – Stwierdziła, chcąc mu widocznie tylko dokuczyć. Nie miała mu tego za złe. Może spędza z nim po prostu za dużo czasu? Dlatego jej się śnił?
Stwierdziła, że nie będzie tu spać. Podreptała wolno za doktorkiem będąc przekonaną, że jego łóżko jest znacznie wygodniejsze. Z resztą… Nie chciała być po prostu sama. Nie teraz. Nie zamierzała pytać też o pozwolenie. Planowała rozłożyć się tam, gdzie będzie najwygodniej. Nawet, jeśli miałby to być środek poduszki doktorka.

Chmurek - 2015-09-08, 12:21

Podreptałaś za doktorem do sypialni. Nie zapalił światła znając rozkład mebli na pamięć, ale tobie to w ogóle nie przeszkadzało. Niemal doskonale widziałaś po zmroku. Patrzyłaś jak mężczyzna zdejmuje buty, skarpetki i spodnie, pozostając w samych bokserkach. Zajrzał do łazienki, gdzie zapalił małą lampkę nad lustrem.
Widziałaś jak jego mięśnie napinają się, kiedy odkręca kran pod prysznicem. Dopiero teraz dotarło do ciebie, że to inna łazienka niż ta, w której byłaś tamtego dnia. Tamta miała wannę. Tutaj woda leci z góry. Doktor nieświadomy, że go obserwujesz zdjął bieliznę i wszedł pod strumień wody, a ty zobaczyłaś więcej niż byś chciała. Zupełnie nie wiedząc czemu zaczerwieniłaś się, poczułaś ciepło i mieszankę wstydu, po czym odwróciłaś się i skoczyłaś na wygodne łóżko. Co się zobaczyło to się już nie odzobaczy. Nie żebyś tego usilniej pragnęła.
Potrząsnęłaś głową, by odgonić dziwne myśli i zaczęłaś szukać miękkiego miejsca na kołdrze. Kiedy go znalazłaś i już miałaś się położyć, usłyszałaś, że woda przestała lecieć. Doktor, już w spodniach od piżamy, wszedł do środka, gasząc światło w łazience i położył się w miejsce, które wybrałaś. Obrażona fuknęłaś na niego, kładąc się kawałek dalej.
Tej nocy nie odezwaliście się do siebie nawet słowem. Nie doznałaś też żadnej wizji. Nic ci się nie śniło. Kiedy rano otwarłaś oczy, miałaś wrażenie, że zupełnie niedawno je zamknęłaś. Jakby podczas mrugnięcia noc zmieniła się w późny poranek.
Uniosłaś głowę. Leżałaś na czymś ciepłym i miękkim. Mogłabyś przysiąść, że nie leżysz tam gdzie się kładłaś. Zaspana rozejrzałaś dookoła, napotykając śpiącą twarz doktora. To rozbudziło cię natychmiast. Leżałaś na jego torsie, który unosił się i opadał w rytm jego oddechu.
- Menma ... - wyszeptał przez sen. - Znajdę cię ...

Matryoshka - 2015-09-17, 04:11

Gdyby nie zorientowała się, gdzie spędziła ostatnie kilka godzin snu, prawdopodobnie zasnęłaby ponownie i obudziła dopiero na obiad. Oczywiście nie wierzyła, że przez sen mogła z własnej woli aż tak zbliżyć się do człowieka. Już miała z niego zeskoczyć, kiedy z jego ust padły słowa, które ją zainteresowały. Menma. Mimowolnie z jej pyszczka wymsknęło się ciche warknięcie.
- Kłamca. – Powiedziała, wciąż siedząc na jego nagim torsie, ze wzrokiem wbitym w jego twarz. Dlaczego miałaby mu dać spać dłużej? – Nie zasłużyłeś, człowiek. – Odpowiedziała cicho, wyraznie zirytowana. Przez chwilę żałowała, że nie ma takiego markera jak Jigglypuff. Miała jednak coś lepszego – ostre pazurki, które wysunęły się jak u kota i wbiły w tą część ciała, na której właśnie siedziała.

Chmurek - 2015-09-24, 19:22

-Aaaaaaa - wrzasnął mężczyzna, kiedy twoja ostre pazury zanurzyły się jego ciele. Gwałtownie usiadł, zrzucając cię na ziemię. Trochę się obiłaś, ale natychmiast z powrotem wskoczyłaś na łóżko. O mały włos, a znów wylądowałabyś na człowieku, gdyby ten nie odskoczył na bok. Wyraźnie nie podobała mu się pobudka.
- Oszalałaś! - krzyknął, zeskakując na podłogę i owijając się kołdrą niczym tarczą. - Odbiło ci przez noc?
Patrzył na ciebie wystraszonym, wymownym spojrzeniem pod którym dostrzegałaś także wściekłość. Wciąż się okrywając podszedł do sporej szafy, na którą wieczorem nie zwróciłaś uwagi, wyciągnął jakieś ubrania i zniknął w łazience.
- Daj znak jak się uspokoisz - dobiegł cię stłumiony głos mężczyzny. - Wtedy zjemy śniadanie i zastanowimy się jak uratować Cleffę. Chyba, że kompletnie straciłaś rozum z rozpaczy i wpadłaś w morderczy nastrój. Wtedy sobie tutaj posiedzę - dodał. - Ile będzie trzeba.

Matryoshka - 2015-09-29, 03:09

Warknęła na te bezczelne oskarżenia. Siedziała na łóżku, obserwując uważnie każdy jego ruch. Naprawdę miała nadzieję, że zaraz przed nią padnie na kolana i świadomy swojego złego czynu - ładnie przeprosi. On postanowił jednak pójść okrężną drogą.
- Człowiek... Ja mogę się dopiero zdenerować. - Doszedł do niego głos Zoruy, która zeskoczyła z łóżka i podeszła do drzwi łazienki. - Wyjdz i się wytłumacz jak mężczyzna. - Z jej pyszczka wydobyło się kolejne warknięcie. - Nie mówi się przez sen imion ludzi, których się nie zna.

Chmurek - 2015-09-30, 11:32

Drzwi otworzyły się tak gwałtownie, że omal się nie przewróciłaś. Udało ci się jednak zachować na tyle godności, że nie odskoczyłaś w tył. Uniosłaś pyszczek napotykając rozzłoszczoną twarz doktora. Był już ubrany. Miał na sobie ciemne dżinsy i biały dopasowany t-shirt, który idealnie podkreślał jego zalety. Stopy wciąż miał jednak gołe, a włosy w nieładzie.
- Czy ty się słyszysz?! - przebił cię wzrokiem. - Nie znam żadnej Menmy! Zrozumiałaś, czy mam ci to napisać?! Nie wiem co mi się śniło. Może pamiętałbym, gdybyś mnie nie obudziła swoimi pazurami - zatrzasnął za sobą, drzwi łazienki i skierował się ku kuchni.
Nie zamierzając się poddać, podreptałaś za nim.
- Czy choć raz mogłabyś mówić w prost? - poprosił, szarpnięciem otwierając drzwi lodówki i sięgając po sok. - Mam dość zagadek i zastanawiania się o co właściwie ci chodzi - mówił, nie patrząc na ciebie, zajęty przygotowywaniem śniadania. - Nie oczekuję podziękować za uratowanie z tamtej nory, ale miło byłoby gdybyś przynajmniej mnie nie atakował i nie oskarżała o jakiś spisek - rozbił jajka, wylewając ich zawartość na skwierczącą patelnię.
Wyjął z szafki miskę i suchą karmę dla pokemonów, po czym właściwie podrzucił ci jedzenie pod nos. Przerzucił jajecznicę na talerz, samemu siadając przy stole.
- A jeśli masz jakieś problemy z osobowością i potrzebujesz kozła ofiarnego, to przykro mi, ale nie jestem to ja. W tym wypadku tam są drzwi - dodał chłodno, wkładając do ust jedzenie.
Uniósł wzrok, a ty napotkałaś jego spojrzenie. Było puste i nieobecne. Wiedziałaś, że żałuje swoich słów, a jednocześnie jakby czuł, że musi je powiedzieć. Poczułaś coś dziwnego. Coś ... .
Świat nagle zniknął ci sprzed oczu. Pierwszy raz zdarzyło ci się to jawie.
Biegłaś tych dziwnym korytarzem, trzymając za rękę biegnącego przed tobą doktora. Nie. Nie doktora, Williama. Mówił coś, ale nie docierały do ciebie żadne dźwięki. Zupełnie jakby ktoś wyłączył audio. Wiedziałaś, że mówi, ale z ruchu jego warg nie odczytałaś niczego. Był jednak brudny, nawet zakrwawiony, a jego ubranie nosiło ślady walki. W kąciku ust wciąż widniały resztki zaschniętej krwi.
Wtedy dotarło do ciebie, że tu też nie jesteś Zoruą. Byłaś Menmą. Ubraną w piękną sukienkę. Po policzkach spływały ci łzy, które mieszały się z potem. Padałaś z nóg. Wiedziałaś, że to koniec. Nie masz już sił na ucieczkę.
Szarpnięcie.
Ciało Willa wygięło cię, a jego plecy oblały krwią. Upuściłaś jego dłoń, a jego ciało opadło bezwładnie na ziemię.
Ból.
Nie możesz oddychać.
Kula przeszła przez płuco.
Upadłaś.
Nic nie czujesz. Już nie. Leżysz na boku z twarzą na podłodze, walcząc o każdy oddech. Resztami sił unosisz dłoń. Jest cała we krwi. Twojej i jego. Williama. Ciemnieje ci przed oczami, próbujesz przesunąć dłoń, sięgnąć ku jego niemu, ale ręka zamiera po przesunięciu jej o kilka centymetrów. Czujesz łzę spływającą po policzku, po czym poddajesz się. Wiotczejesz. Umierasz.
Ostatnią rzeczą jaką zapamiętasz będę jego oczy. Oczy, które zawsze patrzyły z miłością, a teraz zionęła z nich tylko pustka.

Ocknęłaś się, głęboko wciągając powietrze.
- Więc? - doktor wciąż na ciebie patrzył.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group