Pokemon Crystal
PBF Pokemon. Liczy się zabawa, a nie wygrana :3

Archiwum - Schodami w górę, schodami w dół

Zeit - 2014-08-09, 14:37
Temat postu: Schodami w górę, schodami w dół
Chyba nigdy nie miałeś dobrych relacji z rodzicami, zwłaszcza z ojcem, a jednak wydarzenia ostatnich dni mimo wszystko nie mogły ot tak po tobie spłynąć. Zerwanie z przeszłością okazało się trudniejsze niż można było przypuszczać, ale teraz już nie było odwrotu – określony mianem naiwnego niewdzięcznika niemyślącego zupełnie o swojej przeszłości, zostałeś brutalnie wręcz wyrzucony z rodzinnego domu. Teal Blue zatrzasnął za tobą drzwi z taką siłą, że o mało nie wyleciały z zawiasów, na koniec informując cię jeszcze, że od dnia dzisiejszego nie jesteś już członkiem jego rodziny i nie masz prawa wstępu na posesję. Całe szczęście, że przed wyjściem zdążyłeś się jeszcze spakować, bo w przeciwnym wypadku zapewne wylądowałbyś na ulicy bez grosza przy duszy.
Zmiana była trudna. Z dziecka, które miało wszystko poza swobodą w działaniu i myśleniu, stałeś się człowiekiem wolnym, ale pozbawionym większości dóbr materialnych, do jakich wcześniej miałeś dostęp. Poza tym zero wparcia rodziny, zero przyjaciół. Jedynym bliskim ci stworzeniem była mała Ralts, stojąca teraz obok i trzymająca się kurczowo nogawki twoich spodni. Widać, że również mocno przeżywa całą tę sytuację i chyba była świadoma, że w pewnym sensie miała w tym wszystkim swój udział. W końcu gdyby nie ona, teraz pewnie składałbyś dokumenty na wybraną przez ojca uczelnię, a nie mókł przed zamkniętym na cztery spusty domem.
Dokładnie – mókł. Niestety, dziś aura nie sprzyjała rozpoczęciu podróży, niebo już z samego rana zaszło ciemnymi chmurami, ochłodziło się i zaczął kropić deszcz. Póki co nie był zbyt uciążliwy, ale sądząc po błyskach w oddali oraz wzmagającym się wietrze, Goldenrod czekała potężna nawałnica. Ulice dość szybko opustoszały, teraz tylko pojedyncze osoby sporadycznie przemierzały truchtem chodnik, chowając głowy pod prowizorycznymi osłonami z gazet lub marynarek. W oddali słychać było szum wzburzonego oceanu, a znak Centrum Pokémon jaśniał na czarnym niebie, wskazując drogę niczym morska latarnia.

BlueCat - 2014-08-10, 02:46

- Heh, poszło gładko - zarzuciłem sarkastycznie, bardziej do siebie niż do Jeanne.
Zwróciłem twarz ku pochmurnemu niebu, pozwalając kroplom deszczu uderzać w nią. Pogoda z niezłym wyczuciem czasu dopasowała się do sytuacji, lepiej było by tylko wtedy, gdybym najpierw zdążył wypowiedzieć stereotypowe "Gorzej już być nie mogło"... ale cóż, nie można mieć wszystkiego, czyż nie?
Poprawiłem na sobie plecak i wziąłem Jeanne na ręce. Deszcz zwykle mi nie przeszkadzał, powiedział bym, że nawet go lubię, a już na pewno bardziej niż letnie upały które do niedawna mnie gnębiły. Ale tak czy inaczej, nie miało sensu dłuższe takie stanie w miejscu i moknięcie.
- Poszukajmy najpierw jakiegoś miejsca gdzie będziemy mogli przeczekać deszcz.
Zwróciłem się z uśmiechem do milczącej Ralts, i pobiegłem przed siebie. Długo szukać nie musiałem. Zastanawiałem się po drodze, czy nie wejść po prostu do jakiegoś pobliskiego sklepu, ale też nie miałem pojęcia jak długo będzie trwać nadciągająca burza, a i też już z oddali miałem w zasięgu wzroku znak Centrum Pokemon, który zdawał się być znacznie rozsądniejszym rozwiązaniem, dlatego też w jego kierunku się udałem, z zamiarem jak najszybszego dostania się do środka.

Zeit - 2014-08-10, 23:19

Droga do Centrum Pokémon dłużyła ci się niemiłosiernie – bardzo rzadko bywałeś w tej części miasta, ostatnio prawie w ogóle, więc o zgubienie się labiryncie bloków mieszkalnych wcale nie było trudno. Tu objazd, tam remont, gdzieś indziej wytyczone dodatkowe przejście, bo zarwał się chodnik...
Zanim dotarłeś na miejsce, deszcz rozpadał się na dobre, więc zarówno ty jak i Jeanne byliście już przemoczeni do suchej nitki. Inni trenerzy siedzący w lobby razem ze swoimi podopiecznymi byli w podobnym stanie. Jedni zdejmowali z siebie mokre ubrania, inni wycierali głowy ręcznikami, wypakowywali bagaż z przesiąkniętych toreb i w każdy inny możliwy sposób doprowadzali się do porządku.
Nikt cię nie zaczepił. Ba, nikt nawet nie zwrócił na ciebie uwagi, jeśli nie liczyć Siostry Joy, która przyglądała się ze współczuciem każdemu po kolei, podczas gdy dwie Chansey przechodziły się po holu, rozdając każdemu podróżnikowi po jednym ręczniku i kubku świeżo zaparzonej herbaty. Nie byłeś wyjątkiem – krótką chwilę po wejściu do środka również otrzymałeś napój na rozgrzewkę, a jedna z Poké-pielęgniarek postanowiła pomóc Ralts osuszyć mokry łebek.
Paskudna pogoda, co? – usłyszałeś gdzieś za sobą znajomy głos, jednak nie byłeś w stanie skojarzyć go z żadną znaną ci osobą. Nim zdążyłeś w jakikolwiek sposób zareagować na tę zaczepkę, ktoś chwycił cię lekko za ramię i odwrócił przodem do siebie. – Azul Blue, no kto by się spodziewał. – Przyjazny, szczery uśmiech zagościł na twarzy stojącego naprzeciwko ciebie chłopaka.
Przez dłuższą chwilę mózg dalej odmawiał współpracy, choć z każdą sekundą rozpoznawał więcej szczegółów – krótkie włosy w kolorze jasnego blondu, bladozielone, nieco mętne oczy skryte za bardzo charakterystycznymi okularami w okrągłych oprawkach. No tak! W twoich wspomnieniach był trochę mniej postawny i znacznie niższy, ale co w tym dziwnego, skoro ostatni raz widzieliście się prawie dwa lata temu.
Chodziliście do tego samego liceum, wprawdzie tylko przez jeden rok, ale na tyle długo, aby ta wzbudzająca zaufanie twarz zapadła ci w pamięć. Był rok starszy, w sumie nadal jest, należał do samorządu, miał zadatki na świetnego naukowca, zresztą podobnie jak ty. Mieliście nawet okazję porozmawiać kilka razy na przerwach, ale nie była to żadna bliska znajomość. Ot, zwyczajna pogawędka o wszystkim i o niczym. Pod koniec drugiego semestru coś się stało, blondyn nagle przestał chodzić na zajęcia, a później słuch po nim zaginął... Mniej więcej w tym miejscu wspomnienia związane ze stojącym przed tobą człowiekiem ustępowały miejsca krzyżówkom genetycznym, mechanizmowi działania ludzkiego oka oraz budowie układu szkieletowego. Tylko jak on się nazywał?
Co tu robisz tak w ogóle? Nie wiedziałem, że masz coś wspólnego z naszym trenerskim półświatkiem – rzucił z nieukrywanym rozbawieniem, przysiadając tuż obok owiniętej ręcznikiem Jeanne na jednej ze stojących przy ścianie kanap. Ciężki plecak podróżny postawił na podłodze, ciężko opadł na miękkie oparcie i zamilkł, widocznie chcąc dać ci chwilę na pozbieranie myśli i wymyślenie jakiejś sensownej odpowiedzi na jego pytanie.

BlueCat - 2014-08-11, 14:09

Zastanowiłem się chwilę nad jednym słowem wypowiedzianym przez blondyna: "trener". Byłem trenerem? Prawda, można powiedzieć, że zżyliśmy się z Jeanne przez ten ostatni miesiąc... ale to raczej nie to samo?
- Tak de facto, z trenerem to szczerze mówiąc, wspólnego wiele to nie mam jeszcze...
Za nic nie mogłem przypomnieć sobie jego imienia. Pamiętam, że rozmawialiśmy ze sobą parę razy... znał też moje imię, więc zapewne przedstawiliśmy się sobie.
... Joe? Raczej nie. Jack? Nie, to chyba był ktoś z mojego rocznika... Andrew? Chyba znałem jakiegoś Andrew kiedyś...?
Popijałem otrzymaną herbatę, gdy tak próbowałem bezskutecznie przypomnieć sobie imię blondyna. Nie była ona zbyt smaczna, ale cóż, narzekać nie mogę, tym bardziej że swój cel wypełniała. Musiałem przyznać, że całkiem dobrze rozgrzewała ciało po takiej ulewie.
Ona również jednak nie pomogła mi przypomnieć sobie tego imienia... Nie żebym na to liczył. Śmieszna sprawa, pamiętam wszystkie nazwy całego układu kostnego człowieka, a nie mogę sobie przypomnieć prostego imienia kogoś kogo znałem ledwie dwa lata temu. Wątpię też, bym sobie przypomniał... więc nie było na co czekać, czy udawać.
- Wybacz, nie mam pamięci do imion...

Zeit - 2014-08-11, 20:52

Daj spokój – mruknął i machnął ręką lekceważąco. – Nawet jeśli dopiero raczkujesz, to wcale nie znaczy, że jeszcze nie jesteś trenerem. Albo koordynatoram. Czy kto tam jeszcze jest, szczerze mówiąc, nie bardzo orientuję się w pozostałych profesjach.
On również doczekał się swojego ręcznika, tym razem różowego, oraz błękitnego kubka z rysunkiem Miltanka i logiem jakiejś mleczarskiej firmy. Wytarł dokładnie mokrą głowę, przetarł kilkudniowy zarost na twarzy, wypił kilka łyków gorącego napoju, po których skrzywił się lekko – jemu widocznie też tania herbata z torebek niezbyt przypadła do gustu.
Nieszczególnie mnie to dziwi – rzucił bez cienia pretensji w głosie, nie tracąc pogody ducha. – W końcu nawet nie byliśmy w jednej klasie. Adrien White – przypomniał i wyciągnął do ciebie rękę, żeby dopełnić formalności, wcześniej jednak odstawiając kubek z herbatą na stojący najbliżej stolik zawalony czasopismami.
No tak, mruknęło coś w najdalszych zakamarkach twojej pamięci, Adrien! Ale teraz już mogło się wypchać.
A kim jest to urocze stworzenie? – spytał, raz jeszcze zerkając na Ralts.
Blondyn nie wyglądał ani trochę groźnie, ale mimo tego twoja podopieczna trochę skuliła się pod jego spojrzeniem, odwróciła głowę w drugą stronę i spłonęła szkarłatnym rumieńcem. Jak zwykle zresztą, gdy ktoś obcy tak uważnie się jej przyglądał. Adrien uśmiechnął się pobłażliwie, po czym przeniósł wzrok z powrotem na ciebie, żeby dalej nie peszyć małej Jeanne.
W ogóle słyszałem, że dość długo byłeś w szpitalu. Jakaś pielęgniarka rozgadała to chyba wszystkim swoim koleżankom, w tym mojej matce. – Wywrócił oczami. Sekundę potem spoważniał nagle, choć głos dalej miał spokojny i ciepły. – Co się stało?

BlueCat - 2014-08-13, 15:29

- Miło cię znów widzieć. - Odrzekłem z lekkim uśmiechem, odwzajemniając jego uścisk dłoni, również odkładając najpierw kubek. Następnie, usiadłem po drugiej stronie Ralts, i położyłem delikatnie dłoń na jej główce.
- To jest Jeanne, a jeśli o mnie chodzi...
Przez głowę przebłysło mi wspomnienie mojego tułowia przebitego na wylot, po czym zdjąłem dłoń z główki Ralts i nieświadomie chwyciłem się za bliznę. Wzdrygnąłem się, zapewne nie prędko pozbędę się tego odruchu, a sama blizna, ukryta pod bluzą, nie pozwoli mi zapomnieć o tym zdarzeniu.
- Miałem dość nieprzyjemne spotkanie z rojem Beedrilli...
Zamilkłem chwilowo. Nie miałem zbyt wielkiej ochoty na wspominanie tej sytuacji, a także, ilość informacji jaką podałem, była moim zdaniem wystarczająca, więc uznałem, że ten moment był najlepszy by zakończyć zdanie.
Co prawda, nie znałem Adriena wystarczająco dobrze, by poprzeć moją teorię dowodami, ale rozmawiając z nim, zawsze odnosiłem wrażenie, że jest on dobry w kojarzeniu i łączeniu ze sobą faktów. Teraz więc także sądziłem, że domyśli się co faktycznie zaszło tamtego popołudnia, bez mojego sprawozdania.
- A co z tobą się działo przez te dwa lata? Dość nagle zniknąłeś ze szkoły...

Zeit - 2014-08-13, 15:57

Owinięta w ręcznik Jeanne przysnęła, opierając się głową o podłokietnik kanapy.
Jasne, rozumiem.
Blondyn nie krył współczucia i zdecydował się chyba uciąć ten temat. Skoro poinformowano go o tym, że przebywałeś w szpitalu, to pewnie wiedział też jak długo oraz że dopiero co z niego wyszedłeś. Rany były jeszcze świeże, dosłownie i w przenośni, dlatego raczej nikt przy zdrowych zmysłach nie próbowałby ciągnąć dalej tej rozmowy.
Adrien nie miał oporów przed udzieleniem odpowiedzi na twoje pytanie, choć również oszczędził większości szczegółów. Te jednak nie były konieczne do zrozumienia całej historii.
Nawet trochę dłużej niż dwa. Pod koniec drugiej klasy mój ojciec zachorował, został wysłany na kosztowne leczenie do innego regionu. Musiałem zrezygnować ze szkoły i znaleźć sobie jakąś robotę, więc później jeszcze kręciłem się po mieście i łapałem chyba każdej możliwej oferty... A potem ktoś podsunął mi pomysł z trenowaniem Pokémonów. Za wygranie walki z liderem można całkiem sporo zarobić, znacznie więcej niż przez miesiąc tyrania w sklepie czy magazynie. No bo gdzie indziej przyjęliby mnie bez pełnego wykształcenia? – spytał, ale widać było, że nie oczekuje żadnej odpowiedzi. – Załatwiłem obie startera i wybyłem stąd do Kanto. Do regionu wróciłem niedawno, dzisiaj rano złapałem trzecią odznakę ligi Johto.
Wyciągnął z kieszeni plecaka pozłacaną kasetkę i podał ci ją na potwierdzenie swoich słów. Faktycznie, wewnątrz znajdowały się trzy błyszczące odznaki, do tego jeszcze gruby plik banknotów.
Miałem wpaść tu tylko podleczyć drużynę, a później do domu, żeby dać te pieniądze matce – wyjaśnił szybko. – Ale nie spodziewał się, że zastanę tu kogoś znajomego, kto nie będzie udawał, że mnie nie zna.
Jak na zawołanie, zaraz pojawiła się obok was kolejna Chansey, tym razem z tacką przeznaczoną na Poké Balle. Adrien nie omieszkał skorzystać z okazji i zaraz umieścił na niej trzy czerwono-białe kapsuły.
A jak będzie z tobą? Co teraz planujesz? – zagadnął, gdy znów zostaliście sami. 101

BlueCat - 2014-08-16, 07:45

- Hmm, i nie potrzeba do tego żadnej licencji?
Spytałem zaciekawiony. Co prawda miałem ze sobą nieco gotówki, przez lata uzbieranej z kieszonkowego, którego zwyczajnie nie miałem na co wydać wcześniej. Nie byłem jednak w stanie przewidzieć, na jak długo mi jej wystarczy.
Faktycznie, ja też nie miałem najmniejszej ochoty siedzieć cały dzień za kasą sklepową w jakimś supermarkecie. Muszę też przyznać, choć nie wiedziałem kompletnie nic na ten temat, profesja trenera brzmiała ciekawie.
- Sam jeszcze nie wiem...
Odrzekłem, przyglądając się PokeBallom Adriena. Sięgając do mojej niewielkiej wiedzy o trenerskim półświatku, faktycznie, było też coś takiego... Zdałem sobie też sprawę, że nigdy tak konkretnie nie "złapałem" Jeanne. Cóż... w sumie, nie było to nam potrzebne.
Pogłaskałem delikatnie śpiącą Ralts.
- ... Na chwilę obecną planuję zwiedzić kontynent, zobaczyć różne miejsca... W międzyczasie będę musiał też znaleźć sobie źródło gotówki na utrzymanie.
Zauważyłem jego pytający wzrok, i zanim zdążył to pytanie zadać, pokrótce odpowiedziałem na nie.
- Ojciec nie przyjął zbyt dobrze wiadomości, że nie planuje zostać lekarzem...

Zeit - 2014-08-17, 16:44

W zasadzie potrzeba – odpowiedział po chwili namysłu, przeczesując palcami wilgotne włosy. – Chociaż to jeszcze zależy od tego, co zamierzasz robić. Jeśli nie masz zamiaru walczyć z liderami albo w dużych, oficjalnych turniejach, to do szczęścia wystarczą ci same Poké Balle. W przeciwnym wypadku będziesz musiał ją sobie wyrobić, ale to trwa chwilę i w zasadzie nic nie kosztuje. Poza tym ma sporo zalet, jak zniżki na posiłki albo noclegi w Centrach Pokémon, wszystkie złapane stworki zarejestrowane w systemie... Tylko warunek jest właśnie taki, że faktycznie musisz od czasu do czasu pokazać się w jakimś Gymie.
Deszcz powoli słabł, a niebo w oddali zaczęło się przejaśniać. Wyglądało na to, że potężna burza, na którą zapowiadało się od rana, postanowiła jednak przejść bokiem i zaszczycić swoją obecnością sąsiednie miasta. Skuszeni poprawą podody podróżnicy powoli zaczęli z powrotem się pakować, pospiesznie oddawać kubki i ręczniki Siostrze Joy i odbierać pozostawione u niej Pokémony. Później, jeden po drugim, bez przekonania opuszczali budynek, a każdy udawał się w swoją stronę.
Na wspomnienie o twoim ojcu, Adrien znów wyraźnie spoważniał.
No tak – mruknął bardziej sam do siebie, niż do ciebie, uciekając wzrokiem gdzieś w bok. – Zawsze sprawiał wrażenie człowieka, który bardzo nie lubi, kiedy coś nie idzie po jego myśli. Nic dziwnego, że skoro twoja decyzja tak bardzo odbiegała od planów, które miał wobec ciebie, to nie zareagował zbyt dobrze. Ale trudno, jego strata. Jesteś dorosły i inteligentny, dasz sobie radę w życiu – zapewnił.
Blondyn również nie miał zamiaru siedzieć w miejscu. Korzystając z tego, że w holu zrobiło się o wiele luźniej, zarzucił na grzbiet swój dobytek i udał się w kierunku recepcji. Tam, po krótkiej rozmowie z pielęgniarką, pozostawił bagaż i wrócił do ciebie z jakimś dokumentem w ręku.
To jest formularz do licencji. Jak go wypełnisz, to daj pielęgniarce, ona cię dalej poinstruuje. Szczerze polecam, chociażby dla zniżek. Zawalczyć raz na miesiąc z jakimś liderem to niewielka cena w zamian za obiady za półdarmo i nocleg w każdym większym mieście. – Mrugnął do ciebie porozumiewawczo i uśmiechnął się szeroko. – Ja skoczę podrzucić pieniądze, potem jeszcze wrócę po swoje rzeczy, wiec jakbyś chciał pogadać albo miał jakieś pytania, to zaczekaj na mnie chwilę.
Pomachał ci tylko na pożegnanie i wyszedł z Centrum Pokémon, a później pomaszerował w głąb Goldenrod City.
A druczek, jak to druczek, zawierał standardowe pytania: o imię i nazwisko, datę urodzenia, pochodzenie i tak dalej, i tak dalej. Na pewno nic, z czym nie byłbyś w stanie sobie poradzić. 131

BlueCat - 2014-08-19, 21:26

Faktycznie, raz na jakiś czas pojawić się i zawalczyć, to problem być nie powinien, a zalet jest całkiem sporo, zwłaszcza dla kogoś w takiej sytuacji jak ja czy Adrien.
Zwłaszcza, że niekoniecznie trzeba będzie wyjść z walki zwycięsko, a przynajmniej takie były moje domysły, w końcu, tak konkretnie, to jeszcze nic na ten temat nie wiedziałem...
Ale 'Gym' jak to 'Gym', liczy się trening, czyż nie?
Nie mając nikogo kto by mógł obecnie odpowiedzieć na moje niewypowiedziane pytania, wyciągnąłem długopis i wypełniłem dokument otrzymany od Adriena.
Założyłem na siebie plecak i obudziłem Jeanne. Żal mi wyrywać ją ze snu, ale trzeba było ją zarejestrować. Zabrałem więc wypisany już dokument, nasze ręczniki i kubek, i razem z Jeanne udaliśmy się do recepcji, gdzie oddaliśmy to wszystko pielęgniarce.
Oddając formularz, nie zapomniałem również wypytać się o to jak wygląda sprawa ubezpieczenia i opieki medycznej dla pokemonów.

Zeit - 2014-08-20, 20:41

Jeanne wciąż była zaspana, ale wcale nie miała ci za złe tego, że ją obudziłeś. Wręcz przeciwnie – ucieszyła się, że cię widzi, jak zwykle zresztą. Leniwie podniosła się ze swojego miejsca, starannie jak na swoje możliwości złożyła ręcznik, którym wcześniej była owinięta, po czym oddała ją przechodzącej akurat obok Chansey. Później ostrożnie zeszła z kanapy na podłogę i tam poklepała cię lekko w łydkę na znak, że jest gotowa do drogi, uśmiechając się przy tym pogodnie.
Siostra Joy, w przeciwieństwie do reszty osób, którym miałeś już kiedyś nieprzyjemność oddawać tego typu dokumenty, okazała się wyjątkowo miła, wyrozumiała i skora do pomocy. Po sprawdzeniu, czy wszystko wypełniłeś jak należy, wypytaniu o jeszcze kilka innych rzeczy, jak plan działania oraz to, skąd masz swojego startera, przepisała wszystkie dane do komputera, później przekopiowała je do bazy oraz twojego PokéDexu, do którego następnie przypisała także zarejestrowaną już w systemie Ralts.
Leczenie Pokémonów jest darmowe dla każdego zarejestrowanego – zaczęła, wciąż jeszcze majstrując przy twojej elektronicznej encyklopedii – jeśli będziesz brał udział w walce z liderem sali przynajmniej raz na trzydzieści dni. To jest warunek konieczny do tego, abyś był w systemie zaliczany jako trener aktywny. Jeśli z jakiegoś powodu nie weźmiesz udziału w pojedynku, tracisz przywileje z tym związane do czasu zdobycia następnej odznaki. – Odłączyła przygotowane urządzenie od swojego komputera i zwróciła ci je razem z Poké Ballem przypisanym do Jeanne. – Poza tym masz pięćdziesiąt procent zniżki na noclegi i posiłki w Centach Pokémon w każdym regionie, ubezpieczenie od wypadków w niektórych salach liderów i w czasie zawodów organizowanych przez ligę oraz jej członków. Poza tym każdy złapany przez ciebie Pokémon zostanie zarejestrowany w systemie, dlatego w razie ewentualnej zguby, ucieczki lub kradzieży, powinien być bez problemu namierzony przez policję i odzyskany, o ile zaraz po schwytaniu do Poké Balla zostanie przeskanowany. Sklepy, hotele, bary i inne lokale tego rodzaju, jeśli mają naklejkę z logiem Ligi Pokémon, najczęściej też oferują różnego rodzaju zniżki albo inne udogodnienia dla trenerów, więc zwracaj na to uwagę w czasie podróży.
Adrien wrócił do budynku chwilę później, gotów odpowiedzieć na każde twoje ewentualne pytanie. 158

BlueCat - 2014-08-21, 22:31

Podziękowałem pielęgniarce za pomoc, i razem z Jeanne wróciliśmy do Adriena.
- Dzisiaj rano walczyłeś z liderem, prawda?
Zagadnąłem go, przypominając sobie, że podczas naszej wcześniejszej rozmowy, o tym wspominał. Teraz, po wyrobieniu licencji, walki pokemon będą należały do moich obowiązków... przynajmniej raz na miesiąc. Warto było więc dowiedzieć się na ten temat czegoś więcej.
- Jak takie walki wyglądają? Domyślam się, że istnieje jakiś konkretny regulamin walk?
Wypytując go tak o szczegóły, zdjąłem z siebie plecak i usiadłem na kanapie, z Jeanne na kolanach. Zegar wiszący na ścianie wskazywał już na późne popołudnie, a w domu nie zdążyłem zjeść obiadu... z wiadomych przyczyn.
Wyciągnąłem z plecaka jedną gruszkę i dałem ją Jeanne. Najwyższa pora, by zacząć myśleć o dzisiejszym posiłku, oraz noclegu.

Zeit - 2014-08-27, 15:53

Skinął głową w odpowiedzi na twoje pytanie.
Mm, z Whitney, jej sala jest niedaleko. Nawet łatwo poszło, nie jest jakąś szczególnie wymagającą liderką.
Dalsza część jego wypowiedzi tyczyła się już poszczególnych gymów, jakie miał okazję odwiedzić w ostatnim czasie. Dowiedziałeś się między innymi tego, że w każdej panują inne zasady, zazwyczaj ściśle związane z poziomem danego lidera oraz typem jego Pokémonów. W jednym wystarczy po prostu pokonać pomocnika, aby móc zawalczyć o odznakę, a w innych należy już wykazać się wiedzą, odwagą albo sprytem, aby w ogóle otrzymać zaszczyt stoczenia takiego pojedynku. Czasem było to po prostu odpowiedzenie na kilka pytań związanych ze stworkami, czasem przechadzka po małym labiryncie. W każdym razie nic takiego, czego nie dałoby się dokonać, choćby i po kilku próbach.
Na każdej mapie danego regionu jest lista liderów, ułożona od najmniej do najbardziej wymagającego. Możesz ich załatwiać w takiej kolejności, w jakiej ci wygodnie, ale początkujący powinien iść po kolei. Będziesz miał czas na wytrenowanie swojej drużyny i powinieneś uniknąć sytuacji, że do walki z jednym będziesz podchodził po dziesięć razy. Nie, żeby to było coś złego, ale jeśli zamierzasz uczynić je swoim głównym źródłem dochodów, przynajmniej póki co, to nie ma sensu ich odwlekać.
Dopiero kiedy wyciągnąłeś z plecaka owoc i podałeś go swojej podopiecznej, Adrien odruchowo zerknął na ten sam zegar i dopiero zorientował się, która już jest godzina. Wtedy też donośnie zaburczało mu w brzuchu, jakby dopiero uświadomił sobie, jak bardzo jest głodny.
No, wypadałoby chyba skorzystać z usług Centrum Pokémon i zjeść jakiś porządny obiad. Mam nadzieję, że się do mnie przyłączycie.
W sumie sprawdzenie jakości potraw w miejscu, gdzie od dziś będzie się regularnie jadało, nie było takim złym pomysłem. Jeanne chyba też nie miałaby nic przeciwko biorąc pod uwagę, że pochłonęła wręczoną jej przez ciebie gruszkę nim w ogóle zdążyłeś się zorientować, i chyba wciąż nie czuła się najedzona.
Tak swoją drogą, to jeśli nie planujesz wyruszać dzisiaj z miasta, to lepiej zarezerwuj sobie miejsce w pokoju. Niedługo pewnie zaczną schodzić się inni trenerzy, a nie dla wszystkich może wystarczyć miejsc. Ja w tym czasie zajmę stolik. – Zanim w ogóle zdążyłeś się odezwać, blondyn zniknął za drzwiami prowadzącymi do bufetu. 184

BlueCat - 2014-08-27, 18:02

- Pewnie. Potwierdziłem chęć zjedzenia razem posiłku.
Podniosłem się oraz postawiłem Jeanne na nogi, po czym po raz kolejny nałożyłem na siebie plecak.
- No to chodźmy. Zwróciłem się do niej, zamierzając skorzystać z sugestii Adriena, który momentalnie zniknął nam z oczu.
Idąc tak do recepcji, zastanawiałem się nad swoimi planami na następne dni.
Nie wiedziałem jeszcze jak długo zostanę w mieście, więc na chwilę obecną rezerwacja na jedną noc powinna być wystarczająca.
Wcześniej podczas rozmowy z Adrienem powiedziałem, że chcę zwiedzić kontynent.
Nie planowałem tego wcześniej, a nawet nie zastanawiałem się na tym. Właściwie było to pierwsze co mi wpadło do głowy, gdy zostałem zapytany o plany na przyszłość, gdyż obecnie to żadnych nie miałem.
Teraz jednak, będąc zarejestrowanym trenerem, podróż po kontynencie wydaje się nieunikniona. Co właściwie nie wydawało się być złym pomysłem, nic mnie w tym mieście nie trzyma.
Będąc zaintrygowany myślą o podróży, zarezerwowałem sobie nocleg na dzisiejszą noc, po czym udałem się do bufetu.

Zeit - 2014-08-28, 19:29

Załatwienie formalności związanych z rezerwacją pokoju trwało tylko chwilę – dostałeś wybór między jedno-, dwu-, trzy- i czteroosobowym pokojem, z zaznaczeniem, że jeśli zajmiesz tylko jedno łóżko, ewentualni współlokatorzy zostaną ci dobrani losowo, tylko z ograniczeniem względem płci. Wynajęcie miejsca w pokoju czteroosobowym kosztowało jedynie trzydzieści pięć Pokédolarów, z uwzględnieniem zniżki trenerskiej. Każde jedno łóżko mniej podnosiło cenę noclegu o drugie tyle. Po wybraniu odpowiedniej kwatery i uiszczeniu opłaty, otrzymałeś kluczyk z breloczkiem w kształcie Poké Balla, z numerkiem swojego pokoju, i wreszcie mogłeś dołączyć do Adriena.
Bufet przypominał bardziej szkolną stołówkę niż restaurację – gołe drewniane stoły, stojące przy nich drewniane krzesła bez żadnych poduszek. Wszystko sterylne, łącznie z wyłożoną jasnobrązowymi kafelkami podłogą, jak przystało na szpital. Na ścianach pokrytych czymś przypominającym sosnową boazerię wisiało kilka antyram ze zdjęciami przedstawiającymi dzikie Pokémony w ich naturalnych środowiskach. Na prawo od wejścia dostrzegłeś także tabliczkę z informacją, aby nie pozwalać swoim podopiecznym na bieganie samopas po całej sali.
Twój blondwłosy towarzysz zajął stolik przy oknie, a gdy tylko zauważył, że pojawiłeś się w bufecie, pomachał do ciebie energicznie jakby bał się, że go nie zauważysz. Zauważyłbyś i bez tego, w końcu na razie byliście jedynymi klientami. Pozostawiwszy wszystkie swoje rzeczy przy wybranym miejscu, podszedł do ciebie z portfelem w ręku.
Zaczynasz od prawej, bierzesz tackę, talerz, miski i sztućce, a później przesuwasz się w lewo – zaczął wyjaśniać, wskazując na ustawione przy ścianie bemary z jedzeniem. – Przy każdej potrawie jest notka z ceną albo za porcję, albo za sto gramów, my ją sobie dzielimy na pół. Jak już nabierzesz jedzenia, to idziesz tam na koniec – kontynuował, wędrując wzrokiem do kasy, za którą stała młoda szatynka w białym fartuchu i kuchennym czepku z daszkiem. – Ona ci wszystko elegancko podliczy, tylko będziesz jej musiał zamachać jeszcze PokéDexem przed oczami, żeby nie zapomniała o zniżce.

Jak się później okazało, w pojemnikach było wiele ciepłego dobra, głównie wegetariańskiego: faszerowane warzywa, rolady, sojowe kotlety i kilka rodzajów potrawek, gdzieś mignął ci nawet filet z Magikarpia – do wyboru, do koloru. Przy samej kasie znalazłeś jeszcze pojemniki z jedzeniem dla Pokémonów, którym Jeanne bardzo się zainteresowała, nieco tańsze niż to sprzedawane w sklepie.
Adrien szybko skompletował swoją kolację, ale nie wrócił do stolika. Wolał poczekać, aż i ty spokojnie sobie wszystkiego nałożysz.
Tak przy okazji, to mam do ciebie jedną sprawę. Omówimy to po jedzeniu. – Uśmiechnął się, więc pewnie chodziło o coś dobrego, ale na razie nie miał jednak zamiaru zdradzać żadnych szczegółów. 215

BlueCat - 2014-08-29, 00:38

Wedle podanych mi instrukcji, wziąłem co mi było potrzebne i nałożyłem sobie dzisiejszy obiad.
Trochę ziemniaków, dwa małe filety z Magikarpia oraz parę porcji różnych sałatek. Będąc przy kasie nałożyłem również jedzenie dla Jeanne, z pojemnika które zdaje się, że ją zainteresowało, następnie położyłem wszystko to przed kasą, by szatynka stojąca przede mną, mogła odliczyć należną kwotę, nie zapominając oczywiście, by wspomnieć o tym iż jestem trenerem.
Zastanawiające było, czy faktycznie ludzie niebędący trenerami w ogóle korzystali z usług centrum pokemon. Pomyślał by ktoś, że pracownicy w takim miejscu prędzej zapomnieli by o tym, że nie wszyscy posiadają zniżki, niż o tym, że ludzie takie zniżki mają. Ale cóż, właściwie, to jestem tutaj pierwszy raz, co ja właściwie wiem o tym miejscu?
Zapłaciłem za zawartość mojej tacy, i razem z Adrienem udaliśmy się do stolika. Zastanawiało mnie, jaką to sprawę miał do omówienia.

Zeit - 2014-08-30, 14:16

Szatynka naliczyła za obiad dla ciebie i Jeanne zaledwie dziesięć dolarów. Jeśli normalnie za taką porcję płaciło się tu dwadzieścia, to w sumie nic dziwnego, gdyby Centra Pokémon cieszyły się zainteresowaniem nie tylko trenerów. W końcu to dość konkurencyjna cena, zwłaszcza jeśli ma się do wyboru albo drogą restaurację, albo podejrzaną budkę z podejrzanym jedzeniem, stojącą w jakiejś ciemniej uliczce. A te potrawy wcale nie były najgorsze – wprawdzie nie przygotowywane przez znamienitych szefów kuchni, z najlepszej jakości składników, ale i tak warte swojej ceny, a co dopiero jej połowy.
Tak, właśnie, sprawa. – Adrien przerwał nagle jedzenie, odsunął na bok miskę z resztą zupy z jagód tamata, po czym sięgnął do bocznej kieszeni plecaka i wyciągnął z niej biały Poké Ball, który po chwili znalazł się na stole. – Matka powiedziała, że znalazła go tydzień temu w ogrodzie. Była z nim tu, była na policji, ale nie jest zarejestrowany. Porozwieszała ogłoszenia, ale nikt się nie zgłosił... – Zanim w ogóle zdążyłeś spytać o co chodzi, blondyn wypuścił z kapsuł Pokémona, o którym właśnie opowiadał. Na stole przed tobą pojawił się mały, pomarańczowy kurczaczek z pierzastą grzywką na czubku głowy. Przez chwilę przyglądał się twojemu towarzyszowi, a potem skierował swoje czarne ślepia na ciebie i lekko przekrzywił łebek na bok. – Miałem go zanieść do schroniska – kontynuował Adrien – ale uznałem, że byłbyś dla niego dobrym opiekunem. Poza tym to dość rzadki gatunek, więc istnieje spora szansa, że mógłby trafić w łapy jakiegoś kolekcjonera czy innej zarazy, która zrobiłaby sobie z niego trofeum – dodał posępnie, spoglądają z czułością na małego, ognistego Pokémona, który właśnie zaczął zdziobywać ci panierkę z magikarpiowych filetów. – To jak, przygarniesz go?
Ralts, do tej pory siedząca na podłodze przy swojej miseczce z karmą, zainteresowała się pojawieniem nowego przyjaciela i wdrapała na jedno z wolnych krzeseł, aby móc lepiej mu się przyjrzeć. Kurczątko momentalnie straciło zainteresowanie twoim obiadem i pokicało w stronę Jeanne, ćwierkając przy tym radośnie. Oba stworki wdały się w zażartą dyskusję, z której jednak niewiele byłeś w stanie zrozumieć. 241


To taka mała rekompensata za ten i poprzedni tydzień. :'3 Od poniedziałku będzie lepiej.

BlueCat - 2014-08-30, 18:06

<3


Przyglądałem się z zainteresowaniem wesołemu kurczątku. Wygląda na to, że się polubią z Jeanne. Pogłaskałem go lekko po małej główce.
- Pewnie. odpowiedziałem z uśmiechem, po czym wyciągnąłem swój pokedex, by mojego nowego pokemona zeskanować i zarejestrować w systemie.
Wróciłem następnie do swojego, w połowie zjedzonego już obiadu, a swoją uwagę zwróciłem z powrotem na Adriena. Zostawiając moją dwójkę podopiecznych na krześle obok, dając im się nieco zapoznać ze sobą.
- Jakiś konkretny powód, dlaczego ty nie mogłeś się nim zająć? zapytałem zaciekawiony.
- a skoro już o tym mowa... Jakim rodzajem pokemonów się zajmujesz?

Zeit - 2014-09-01, 18:56

Adrien odetchnął z wyraźną ulgą, chyba naprawdę miał szczerą nadzieję, że wyrazisz chęć zaopiekowania się tym maluchem. Z radością wręczył ci więc Poké Ball Torchica i dał chwilę na zrobienie skanu.
Cytat:
TORCHIC




Poziom: 8
Ewolucja: Torchic{ Lv16 } Combusken → { Lv36 } Blaziken
Umiejętność: Blaze − kiedy HP spada poniżej 1/3, ataki ogniste zadają do 1,5 raza większe obrażenia.
Ataki: Scratch, Growl, Focus Energy
Charakter i historia: Nie wiadomo kiedy ani gdzie się urodził, czy wcześniej miał jakiegoś trenera albo właściciela. Został znaleziony przez matkę Adriena, a następnie przekazany pod opiekę Azulowi.
Jego osobowość nie jest jeszcze w pełni ukształtowana, maluch dopiero uczy się życia i poznaje otoczenie. Już teraz można jednak o nim powiedzieć, że jest radosnym, pełnym życia stworzonkiem, szukającym kontaktu zarówno z ludźmi jak i z innymi Pokémonami. Wygadany jak na swój wiek, wydaje się bez trudu nawiązywać nowe znajomości. Widać, że traktuje Jeanne jak wzór do naśladowania, chodzi za nią krok w krok i powtarza czynności, które Ralts wykonuje, ale na swój nieporadny sposób.
Nie wiadomo, czy drzemie w nim dusza wojownika, jednak odpowiedni trening na pewno uczyni z niego wartościowego członka drużyny.

Powód? – powtórzył z lekkim zakłopotaniem, uciekając wzrokiem gdzieś w bok. – Zabrzmi paskudnie, wiem, ale to maleństwo jest trochę za słabe, żeby mieć stałe miejsce w mojej drużynie, a co dopiero wyprzeć z niej innego Pokémona już doświadczonego w walce. Mam ich dokładnie sześć i wolałbym uniknąć sytuacji, że któregoś z nich będę musiał odesłać na dłużej, żeby zająć się treningiem jakiegoś nowego – wyjaśnił spokojnie, choć bez przekonania. Kątem oka zerknął jeszcze na kurczaczka i uśmiechnął się pod nosem. – Nie jest w żaden sposób wybrakowany, jeśli o to chodzi, a przynajmniej nie zauważyłem u niego żadnych... wad, powiedzmy. Po prostu młodziutki, pewnie niedawno się wykluł. Myślę, że będziesz dla niego dobrym opiekunem, tak jak jesteś dla Jeanne.
Później zapadła dłuższa chwila milczenia, podczas której wszyscy mogli dokończyć swoje posiłki. Wtedy też bufet zaczął się zapełniać – ludzie nieprzerwanie napływali przez drzwi wejściowe, zajmowali miejsca przy stołach, przestawiali krzesła, same stoły również. Od par po kilkunastoosobowe grupy, wszyscy kręcili się po sali, próbując znaleźć sobie dogodne miejsce. Odgłosy rozmów mieszały się ze szczękiem sztućców, dzwonieniem naczyń i szuraniem tac po blatach, jak to zwykle bywa w tego typu miejscach. Pokémony nie czuły się już komfortowo. Ralts zeskoczyła ze swojego krzesła, po czym schowała się pod twoim, a mały Torchic poszedł w jej ślady i już po chwili obydwa siedziały skulone między waszymi nogami.
Może wyjdziemy na powietrze, mm? Tu się zrobiło zbyt tłoczno. Przy okazji pokażę ci moją drużynę, tylko najpierw odbiorę ich od siostry Joy. – Widząc, że ty również skończyłeś swoją porcję, blondyn pozbierał wszystkie naczynia na jedną tacę i odniósł do przeznaczonego na nie okienka. Kierując się do drzwi, prowadzących do lobby, wskazał ci palcem inne, którymi mogłeś spokojnie wyjść do ogrodu Centrum Pokémon.
Dołączył do ciebie oraz twoich podopiecznych dopiero po kilku minutach i od razu przeszedł do prezentacji, wypuszczając z Poké Balli sześć różnych stworków: Gothitelle, Infernape’a, Diancie, Drapiona, Ferrothorna i Walreina. Teraz wyglądały przyjaźnie, wręcz potulnie, ale nawet mimo tego twoje maluchy nie wyglądały na ufne wobec nich.
Désirée, Phenex, Odette, Gryzak, Rzepka i Panayot – przedstawił wszystkich po kolei. – Czyli, jak widzisz, żaden konkretny typ. Po prostu to, co moim zdaniem sprawdzi się w walce. 30

BlueCat - 2014-09-02, 01:20

Zgodziłem się z Adrienem, i gdy ten odnosił naczynia, nałożyłem na siebie plecak, po czym przykucnąłem przy krześle, i zabrałem spod niego na ręce moją dwójkę podopiecznych. Następnie wymanewrowałem pomiędzy powoli rosnącym tłumem ludzi, i gdy Adrien rozmawiał z siostrą przy recepcji, ja udałem się bezpośrednio do ogrodu.
Od razu tak jakoś przyjemniej mi się zrobiło na duchu, zawsze lubiłem tą świeżość powietrza po ulewach lub burzy.
Czekając tak na Adriena, któremu nie zajęło wiele czasu by dołączyć do nas, postawiłem Ralts i Torchica na mokrej trawie.
Pokemony Adriena co prawda sprawiały wrażenie przyjaznych, jednak te wielkie stwory poniekąd emanowały grozą, odczucie to było powielane prawdopodobnie tym faktem, iż jak dotąd niemalże wcale nie miałem z żadnymi pokemonami styczności... Moi podopieczni również zdawało się, że niezbyt swojo wśród nich się czuły, byś może z tych samych powodów, a może wyczuwały coś całkiem innego... Trudno mi osądzić.
Przykucnąłem i położyłem dłonie na ich główkach.
- Cóż... Moje maluchy już znasz. Jeanne i Colt.

Zeit - 2014-09-04, 16:14

Widząc reakcję twoja i twoich Pokémonów, Adrien momentalnie uniósł ręce w obronnym geście i stanął na czele swojej drużyny, uśmiechając się przepraszająco.
Nie ma się czego bać, naprawdę – zapewnił spokojnie i zerknął przed ramię na nieco zdezorientowanych sytuacją podopiecznych. Później z powrotem przeniósł wzrok na Ralts i Torchica. – Wyglądają na niebezpiecznych, bo są więksi, ale poza tym żaden z nich nie jest groźny – dodał z naciskiem, po czym poklepał Rzepkę po stalowym pancerzu. – Są kochani, cała szóstka, żadne nie zrobi wam krzywdy.
Colt, przekonany tymi słowami, zdecydował się jednak nawiązać kontakt z Pokémonami Adriena. Poszedł bliżej Gothitelle i zaćwierkał głośno, aby zwrócić na siebie jej uwagę. Ta, słysząc zaczepkę, kucnęła, aby poklepać kurczątko po opierzonym łebku. Jeanne nie chciała być gorsza i również postanowiła spróbować zaprzyjaźnić się ze stworkami blondyna. Gdy jednak podeszła do Drapiona, a ten kłapnął na nią zębami – przyjaźnie, czego ona jednak nie wiedziała – momentalnie straciła na pewności siebie i znów schowała się za Twoimi nogami, zerkając z niepokojem na posmutniałego Gryzaka.
Jest trochę strachliwa, będziesz musiał popracować z nią nad tym, żeby nie uciekała przed każdym groźnie wyglądającym Pokémonem – stwierdził chłopak, nie tracąc jednak pogody ducha. Stopniowo zaczął odwoływać członków swojej drużyny do ich Poké Balli. – Dobra, powinienem się powoli zbierać. Chciałbym dotrzeć do Ilex Forest jeszcze zanim się ściemni. – Przypiął pięć kapsuł do paska, ostatnią włożył do kieszeni, pozostawiając na wolności jedynie Intermape’a. Następnie wyciągnął z tylnej kieszeni spodni długopis oraz mały notes, wyrwał z niego karteczkę, zapisał coś na niej i podał ci. Na świstku zobaczyłeś numer telefonu. – To mój. Jakbyś miał jakiś problem albo potrzebował pomocy, to dzwoń o każdej porze dnia i nocy. No i... powodzenia.
Na odchodnym poklepał cię jeszcze potężnie po plecach, a później razem ze swoim starterem wyruszyli w dalszą podróż, wcześniej tylko odbierając swoje rzeczy od Siostry Joy. Znów zostałeś sam, nie licząc Jeanne i Colta, którzy wpatrywali się w ciebie wyczekująco. Centrum Pokémon oferowało jedynie salkę treningową oraz małe poletko do walk, poza tym mogłeś jeszcze iść do pokoju albo pokręcić się po Goldenrod, także wybór nie był zbyt duży. 58

BlueCat - 2014-09-04, 18:16

Przyglądałem się moim maluchom przez chwilę z uśmiechem, po czym przykucnąłem i przywołałem Colta z powrotem do pokeballa. Następnie pogłaskałem Jeanne i zwróciłem się do niej
- Jutro wyjdziemy z miasta, chce jeszcze przed tym zrobić zakupy.
Opuściliśmy zatem Centrum Pokemon, i udaliśmy się w stronę najbliższego supermarketu.
Przy czym w międzyczasie rozglądałem się także wokoło po różnorodnych sklepach specjalistycznych... być może coś przykuje moje oko?
Zdążyłem zabrać ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy z domu, ale lepiej będzie się upewnić, zanim wpakujemy się w jakąś dzicz z dala od innych ludzi.
Równie dobrze mogłem te zakupy także zrobić jutro, ale uznałem, że najlepiej będzie jak wyjdziemy z samego rana... W końcu nie mam nawet pojęcia ile zajmie nam podróż piechotą do następnego miasta. Hmm... Co prawda wiem gdzie wszystkie większe miasta się znajdują, podstawowe lekcje geografii jeszcze nie opuściły mojej głowy, ale mimo to, chyba dobrym pomysłem będzie też kupić mapę.

Zeit - 2014-09-05, 19:48

Wszystkie sklepy dla trenerów, a tych było w mieście sporo, oferowały ten sam towar, jedynie w różnych cenach. Głównie Poké Balle i karmę dla stworków, ale nie brakowało też ubranek różnego rodzaju, kokardek na głowy oraz innych ozdóbek tego pokroju, którymi nikt poważny nie dekorowałby swoich podopiecznych, uznając to za co najmniej znęcanie się nad nimi.
Było jednak wśród nich jeszcze jedno miejsce, inne niż pozostałe – sklep dla podróżników, a w nim dokładnie to, czego potrzebował każdy mający zamiar wypuścić się w dzicz: namioty, śpiwory, plecaki podróżne, apteczki, mapy, kompasy, liny, zestawy naczyń, pojemników na jedzenie i kuchenki turystyczne, noże, krzesiwa, a poza nimi też sporo literatury, od podręczników survivalowych po książeczki formatu A8 o wiązaniu i zastosowaniu przedstawionych w niej węzłów. Do tego wszystkiego kurtki przeciwdeszczowe, nieprzemakalne spodnie, pionierki, rękawice, czapki oraz masa innej odzieży podróżnej i ochronnej. Na ostatnim miejscu, tuż przy kasie, znalazło się pożywienie – suszone mięso, suszone owoce, zupki w proszku, konserwy, sporo witamin różnego rodzaju.
Czego tylko dusza mogła zapragnąć, nawet w całkiem rozsądnych cenach. 72

BlueCat - 2014-09-05, 23:45

Namiot i śpiwór już miałem, niemal nieużywane w dodatku, kupione lata temu na jakąś wycieczkę szkolną, jeśli dobrze pamiętam, jednakże poza tą wycieczką, już nigdy nie zostały użyte, i jedynie zbierały kurz. Teraz się to zmieni, jednakże zestaw zdecydowanie jest wybrakowany jeśli chodzi o faktyczne życie 'w dziczy'.
Zakupy zacząłem od kolejnego plecaka podróżniczego, jako że ten na moich plecach i tak już sporo w sobie ma, więc co najmniej jeden będzie mi jeszcze potrzebny. Następnie zebrałem kuchenkę, zestaw noży, naczyń i innych pojemników. Kompasy, krzesiwa, mapa i inne małe narzędzia podróżnicze, których nawet nie wiem kiedy użyję. Poza tym, zebrałem zestaw ubrań oraz książek. W wolnej chwili dobrze będzie jak przeglądnę chociażby niektóre z nich. Wliczając w to jeszcze nieco jedzenia w puszkach i mięsa, zapewne spora sumka się z tego uzbiera, ale jeśli tak ma teraz wyglądać moje życie, to lepiej będzie nieco w to zainwestować zawczasu... i tak nie mam nic innego konkretnego, na co bym chciał wydać moje oszczędności.
Nie zwróciłem uwagi na to czy ten sklep ma gdzieś logo Ligi Pokemon, ale dla pewności, i tak zapytałem o trenerską zniżkę.

Zeit - 2014-09-09, 20:54

Mężczyzna stojący przy kasie – grubawy, szpakowaty wąsacz w kapeluszu stylizowanym na kowbojski, na oko koło pięćdziesiątki, odpowiedział ci względnie uprzejmie, że u niego zniżki trenerskie nie obowiązują. Jakby na to nie patrzeć, nie był to w końcu sklep dla trenerów, więc czego innego można się było spodziewać? Poza tym nie był typem zbyt rozmownym – na pytania odpowiadał mrukliwie i jakoś nie kwapił się do pomocy w doborze ekwipunku na wyprawę. Cały czas siedział za ladą, oparty łokciem o blat, przeglądając jakieś pisemko rybackie czy coś w ten deseń, czemu jednak nie miałeś okazji się przyjrzeć, bo zwinął je szybko gdy tylko pojawiłeś się przy kasie. Mężczyzna westchnął ciężko i z potępieńczym wyrazem twarzy podniósł się leniwie z miejsca. Rozpromienił się jednak natychmiast, gdy tylko zobaczył koszyk pełen zakupów. Wcześniej pewnie podejrzewał, że przyszedłeś się tylko rozejrzeć i wyjdziesz stąd najwyżej z kawałkiem liny i batonikiem.
Zmieścisz się z tym wszystkim w dwóch plecakach? – nagabnął cię w pewnym momencie, nie przestając wbijać cen podawanych mu kolejno przedmiotów. – Przydałby ci się chyba jakiś juczny zwierz, co? – Przerwał na moment, aby sięgnąć pod ladę, skąd chwilę później wyjął jakąś małą broszurkę i podał ci od razu. – W Olivine City będzie targ Pokémonów gospodarskich, mógłbyś tam znaleźć coś dla siebie. Twój kręgosłup ci podziękuje. – Wbił ostatnie cyferki na kasie i zsumował wszystko. – Razem będzie sześćset dwadzieścia dziewięć dolarów. – Odłożył wszystko na blat, na szczycie kładąc jeszcze mały kuponik rabatowy 20% na kolejne zakupy – zasłużyłeś sobie na niego przekraczając teraz kwotę pięciuset Pokédolarów. – A tak swoją drogą, to dokąd się wybierasz? Zapasy sugerują naprawdę daleką podróż... 93

BlueCat - 2014-09-09, 23:49

Zapłaciłem należną kwotę, spakowałem wszystko oraz podziękowałem mu za informację.
- Nie tyle daleka podróż, co zwyczajnie długa będzie... Ale, na chwilę obecną wygląda na to, że udam się do Olivine City.
Odpowiedziałem, machając lekko broszurką którą od niego otrzymałem.
Po wyjściu ze sklepu, od razu udaliśmy się prosto do Centrum Pokemon. Słońce już powoli zachodziło, wybieranie tych wszystkich produktów w sklepie zajęło całkiem sporo czasu, zwłaszcza, że kasjer nie był zbyt pomocny... nie licząc tej broszurki o targu w Olivine.
Myślę że mamy już wszystko co najważniejsze by móc przeżyć poza wygodami miasta, zapas jedzenia oraz wody również mamy, więc nie powinniśmy mieć większych problemów, lecz o tym dopiero się przekonamy.
Postanowiłem także, że przed snem przeczytam tą broszurkę, oraz sprawdzę mapę by określić jak daleko Olivine jest, i jaka droga zaprowadzi mnie tam najszybciej.

Zeit - 2014-09-11, 23:32

Pokoik w wyglądał tak, jak można się było tego spodziewać – niezbyt duży, skąpo umeblowany, ale całkiem przytulny i funkcjonalny. Pod dużym oknem z niebieskawą firanką uszytą ze skrawków ubrań albo obrusów stało spore łóżko na solidnym, drewnianym stelażu, zaś na przykrytym kocem materacu czekała już na ciebie nawleczona pościel w grafitowych powłoczkach. Na stojącej obok niego szafce nocnej dostrzegłeś lampkę oraz przyśrubowane do blatu radio i budzik, a zaraz obok nich kolejnych kilka broszurek reklamujących Centrum, sklep dla trenerów, tutejszy bufet i kilka charakterystycznych dla Goldenrod miejsc, w tym także szkołę, do której jeszcze niedawno uczęszczałeś. Zamykana na klucz szafa mogła spokojnie pomieścić cały twój dobytek, a na ustawionym w rogu stoliku czekały jeszcze dwa bladoróżowe ręczniki pachnące tanim płynem do płukania, jednorazowa szczoteczka do zębów, a malutkie opakowanie pasty przypominało raczej saszetkę sosu z jakiegoś taniego fast foodu, choć skład zdecydowanie zniechęcał do dodawania jej do jakiejkolwiek potrawy.
W porównaniu do typowo szkolnej stołówki Centrum Pokémon, lokum na tę noc wyglądało całkiem nieźle i chyba było warte sumki, jaką na nie wydałeś. Daleko mu było wprawdzie do pięciogwiazdkowego hotelu, czy w ogóle do hotelu, bo gołym ścianom pomalowanym na matowy błękit i szarej wykładzinie na podłodze brakowało jakichś dodatków, przez co pokój w zasadzie nie miał duszy, ale w końcu nie tego wymagało się od takiego miejsca. Ważne było wygodne łóżko i czysta toaleta, a te dwie rzeczy miałeś zagwarantowane.
Broszura ze sklepu dostarczyła ci tylko najpotrzebniejszych informacji – że targ potrwa jeszcze przez cztery dni, że odbędą się tam amatorskie walki Taurosów, konkurs kulinarny i wyścigi powozów. Na odwrocie znajdował się jedynie spis muzyków mających zapewnić rozrywkę przez tych kilka dni, zaś wewnątrz znalazło się kilka ciekawych ofert sprzedaży: wystawowa Mareep, shiny Bouffalant czy wyścigowy Rapidash. Ceny tych Pokémonów były jednak kosmiczne, więc raczej nikt w Twojej sytuacji nie zdecydowałby się na kupno któregokolwiek z nich.
Sposobów na dotarcie do Olivine było kilka – mogłeś wybrać trasę uczęszczaną przez większość podróżnych, której pokonanie zajęłoby ci jednak kilka długich dni, bowiem na oko liczyła sobie nieco ponad sto kilometrów; mogłeś wybrać drogę morską, ale to oznaczałoby kolejny wydatek, tym razem na bilet; mogłeś wybrać opcję dla desperata i pokonać las dzielący obydwa miasta, jednak choć tu odległość nie przekraczała kilometrów dziesięciu, nie było żadnej oficjalnej drogi ani nawet szlaku turystycznego. Ot, zwykły kawałek lasu, w żaden sposób nieoznaczony.
Jeanne, pomimo wcześniejszej drzemki w lobby, znów zrobiła się senna. Odpłynęła nim się obejrzałeś, zwinięta w kulkę u wezgłowia łóżka. 124

BlueCat - 2014-09-12, 23:19

Po odłożeniu plecaków w kącie, oraz skorzystaniu z toalety, przysiadłem na łóżku po czym rozpocząłem czytanie broszury oraz analizę mapy regionu.
Tak jak Adrien wspominał, miasta z liderami zostały ponumerowane, i wygląda na to, że najpierw będę musiał się udać do Violet City. Na to jednak mam jeszcze miesiąc.
Najpierw udał się na targi do Olivine. Co prawda będą one jeszcze parę dni trwać, ale jako że się już zaczęły, uznałem, że najlepiej będzie udać się przez las. Teren nie jest uczęszczany, więc pewnie niezbyt wygodna będzie ta podróż, zwłaszcza z dwoma wielkimi plecakami , ale jest to ledwie dziesięć kilometrów, więcej niż pół dnia nie powinno nam to zająć.
Po podjęciu tej decyzji, odłożyłem mapę oraz pokeball z Coltem na stolik nocny, następnie po nastawieniu budzika, położyłem się obok śpiącej już Jeanne i przykryłem nas oboje kocem.

Zeit - 2014-09-19, 13:03

Noc minęła spokojnie zarówno tobie jak i Jeanne. Oboje obudziliście się dopiero następnego dnia około ósmej, z niewielką pomocą budzika – dzwonił nieprzerwanie przez kilka minut, na tyle głośno, aby dźwięk przebił się przez zasłonę z grubego koca i zaczął bezlitośnie bombardować twoje uszy. W dodatku wyłączenie go z pozycji leżącej okazało się niemożliwe, dlatego aby móc przerwać tę potworną kakofonię, zmuszony byłeś zwlec się z łóżka i zajść urządzenie od tyłu, gdzie znajdował się wyłącznik. Wyjątkowo chłodny poranek nie zachęcał do opuszczenia Centrum Pokémon, a wręcz kusił do pozostania w pokoju, na powrót owinięcia się przytulnym kocem i zapadnięcia w zimowy sen nawet pomimo złej pory roku. Przez okno dostrzegłeś, że w całej okolicy unosi się gęsta mgła, a przemykający przez ulice ludzie okutani byli w grubsze kurtki bądź płaszcze przeciwdeszczowe. Słońce kryło się za gęstymi, deszczowymi chmurami, zaś termometr na zewnątrz wskazywał zaledwie dwanaście stopni Celsjusza.
Po porannej toalecie i zjedzeniu wliczonego w cenę pokoju śniadania – muesli z sezonowymi jagodami, jajek sadzonych na bekonie i dwóch pszennych tostów – mogłeś wreszcie wyruszyć. Z dwoma ciężkimi plecakami na grzbiecie, Coltem w Poké Ballu oraz Jeanne przy boku, opuściłeś wreszcie budynek i udałeś się powoli w kierunku upatrzonego wcześniej przejścia. Im bardziej oddalałeś się od centrum miasta, tym bardziej spadała temperatura, a mgła stawała się coraz gęstsza. Na szczęście unosiła się nisko nad ziemią, więc zbytnio nie ograniczała ci widoczności. Ralts, aby mieć pewność, że się nie zgubi, cały czas trzymała się paska jednego z plecaków – spowalniało to marsz, ale przy takim obciążeniu nie mogłeś pozwolić sobie na wzięcie jej na ręce, a zostania zamkniętą w Poké Ballu odmówiła już sama podopieczna. W takim tempie dotarcie do końca zabudowań zajęło wam ponad dwie godziny. Przez ten czas przestało na szczęście kropić, więc pogoda stała się nieco mniej uciążliwa.
Spowity mgłą las nie zachęcał, aby się w niego zagłębić, ale teraz już nie miałeś wyboru. Jakoś udało ci się odnaleźć wydeptaną ścieżkę prowadzącą w kierunku Olivine i ruszyć wzdłuż niej w głąb zarośli. Miła niespodzianka czaiła się tuż za najbliższymi krzewami zagradzającymi drogę – im bardziej oddalałeś się od miasta, tym mniej zamglony był las. Po przejściu niespełna jednego kilometra widoczność była już doskonała, a gęste korony drzew stanowiły idealną ochronę na wypadek kolejnych kaprysów pogody. Jedynie trasa okazała się ciężka, bo choć na mapie teren był płaski jak kartka papieru, na której go narysowano, w rzeczywistości składał się ze spadków i wzniesień, niekiedy stromych i trudnych do pokonania, zwłaszcza ze sporym bagażem i nieco pierdołowatym Pokémonem przy boku.
Po kolejnej godzinie marszu Jeanne zaczęła domagać się krótkiej przerwy. Zauważywszy na jednym z pagórków jakieś zwalone drzewo, pociągnęła cię mocno za nogawkę spodni, po czym wskazała na upatrzone miejsce i ruszyła w jego kierunku dziarskim krokiem, momentami ślizgając się na wilgotnej ziemi. Zasiadłszy na pieńku, poklepała wymownie miejsce obok siebie i posłała ci wesoły uśmiech. Dopiero wtedy poczułeś, że nogi oraz plecy zaczynają odmawiać Ci współpracy. Sprzedawca w sklepie miał rację – z takim obciążeniem sam nie zaszedłbyś zbyt daleko. 162

BlueCat - 2014-09-24, 00:05

Zwróciłem się ku niej z uśmiechem i udałem się za nią powolnym krokiem.
Dużą rolę w tym grało nierówne podłoże, ale podróż była bardzo męcząca, zwłaszcza z tymi plecakami ciążącymi mi na plecach. Byłem teraz nieco bardziej wdzięczny tamtemu sprzedawcy, za samą informację. Zdecydowanie będę potrzebował pomocy przy noszeniu tego wszystkiego.
Z ulgą położyłem oba plecaki przy zwalonym drzewie, i przysiadłem obok Jeanne.
Pogłaskałem ją czule po główce. - Odpoczniemy tu z godzinkę.
Wypuściłem Colta z kuli by mógł sobie nieco pobiegać, wyciągnąłem także owoce z plecaka na przekąskę dla nas. Zabrałem jedno z jabłek i wgryzłem się w nie, obserwując moich podopiecznych i zastanawiając się ile jeszcze drogi nam zostało.

Zeit - 2014-09-29, 21:01

Wypuszczenie kurczątka, żeby biegało sobie samopas po wielkim lesie, raczej nie było najmądrzejszym pomysłem. Malec niby przez większość czasu znajdował się jeśli nie w zasięgu twojego wzroku, to słuchu już na pewno, ale co jakiś czas znikał na moment gdzieś wśród zarośli, aby zaraz wyskoczyć z nich jak oparzony i schować się za nieco spłoszoną jego zachowaniem Jeanne. Twoja druga podopieczna była za to spokojna i przez cały czas grzecznie siedziała obok ciebie, odgryzając po kawałeczku ze swojego jabłka.
Spokój nie trwał długo. Kręcący się po leśnej dróżce Colt znów zniknął między krzakami, ale nie pobył wśród nich nawet dwóch sekund, bo praktycznie od razu wyskoczył stamtąd spanikowany. Tym razem jednak nie schował się za swoją Poké-koleżanką, tylko wskoczył ci na kolana i ukrył łeb za połą kurtki. Okazało się jednak, że tak naprawdę nie miał się czego bać – po krótkiej chwili, z głową przy samej ziemi, jakby próbował wypatrzeć tam zaginionego kurczaczka, z zarośli wyłonił się także mały Deerling. Ujrzawszy cię, stworek najpierw zamarł w bezruchu chyba święcie przekonany, że w ten sposób stanie się niewidzialny. Szybko jednak zdał sobie sprawę, że cały czas go widzicie i udawanie drzewa w niczym tu nie pomoże, zebrał się na odwagę, aby podejść odrobinę bliżej. Skradając się na chudych nóżkach, z głową opuszczoną tak, że przez cały czas obserwował z dołu twoją twarz, podszedł ostrożnie do zafascynowanej tym widokiem Jeanne i jak gdyby nigdy nic zabrał jej z łapki niedojedzone jabłko. Odgryzł kawałek, resztę ot tak rzucił na ziemię, a następnie zaczął dobierać się do twojego bagażu, wyjmując z kieszonek plecaka starannie zapakowane w nie rzeczy. Już po chwili obok ogryzka walała się mapa, Rare Candy w obślinionym papierku i nadgryziony notes. Mały jelonek stał teraz przed tobą przeżywając uchwyt latarki, przypadkiem włączając ja i wyłączając przy każdym ruchu pyszczka. 185

BlueCat - 2014-10-01, 22:22

Wgryzałem się w moje jabłko, obserwując energicznego kurczaczka, pilnując by się za bardzo nie oddalał. Parę razy oddalił się bardziej niż bym tego chciał, ale cieszyło mnie, że zawsze do nas szybko wracał, nie miałem go długo, ale zdaje się, że się powoli przywiązywał do nas.

Pojawienie się Deerlinga zaszokowało mnie... a raczej to, że tak sobie beztrosko podszedł i bezczelnie grzebał w naszych rzeczach, jakby nas tu nie było.
Pogłaskałem Colta po główce i postawiłem go obok Jeanne, po tym jak sam się podniosłem. Po czym wziąłem do ręki nadgryziony notes, i trzepnąłem nim jelonka w łebek. Niech sobie nie pozwala.

Zeit - 2014-10-10, 20:20

Jelonek widocznie wcześniej nie miał styczności z ludźmi, bo nawet trzepnięcie w głowę nie zniechęciło go do dalszego przeszukiwania twojego plecaka. Sprawiło jednak, że memłaną wcześniej latarkę wypuścił z pyszczka, a ta spadła na ziemię i potoczyła się między krzewy. Uczynna Jeanne podniosła się z miejsca i ruszyła za nią, pozostawiając cię sam na sam z nieznajomym.
Pokémon przyglądał ci się przez chwilę badawczo, przekrzywiając łeb na boki i kręcąc zabawnie czarnym jak smoła noskiem. Zachęcony brakiem agresji z twojej strony, ośmielił się podejść nieco bliżej na pokracznie zgiętych nogach, po czym obwąchał dokładnie najpierw twoje pachnące jabłkiem ręce, a po nich wystający z kurtki kuperek Torchica, na co ten tylko ćwierknął z oburzenia, ale nie miał najmniejszego zamiaru wychodzić ze swojej bezpiecznej kryjówki. Deerling szybko stracił wami zainteresowanie i znów zaczął krążyć dookoła miejsca postoju, o mało nie tratując przy tym małej Ralts, która odniosła dla ciebie wciąż palącą się latarkę.
Ułamek sekundy wystarczył, aby jelonek schylił się, złapał leżącą na ziemi mapę w zęby i zaczął ją beztrosko przeżuwać. Widząc niepokój na twarzy twojej podopiecznej i to, że zaczyna się do niego zbliżać z wyciągniętymi łapkami – zorientowała się widocznie, że kradzież lub zjedzenie tej kartki papieru może przysporzyć wam później kłopotów w podróży – zaczął cofać się powoli, a gdy jego tylne nogi napotkały na drodze przeszkodę w postaci drzewa, spłoszył się strasznie i ruszył z kopyta do przodu, nie wypuszczając z pyszczka swojej zdobyczy. Zgrabnie przeskoczył przez pień, na którym do tej pory siedziałeś, ale z lądowaniem nie poszło mu już tak dobrze – przednie nogi splątały mu się z tylnymi, przez co zamiast pogalopować dalej w las, przewrócił się i z impetem upadł na ziemię. Ralts skorzystała z okazji i zabrała mu mapę, po czym wróciła do ciebie i grzecznie schowała ją do plecaka.
Zapadła cisza. Nie dało się nie zauważyć, że z małym jelonkiem coś było po tym upadku nie tak – ułożenie się we względnie naturalnej pozycji zajęło mu sporo czasu, a podnosić się najwyraźniej nie miał zamiaru. Leżał teraz z wyprostowanymi nogami i zawodził donośnie próbując przywołać matkę. Łatwo było się domyślić, że któraś z kończyn jest złamana albo w inny sposób uszkodzona. Jeanne spojrzała na ciebie niepewnie. Co teraz, zabrać go do Centrum Pokémon? Zostawić? Zadzwonić po pomoc?

BlueCat - 2014-10-11, 13:32

Westchnąłem ciężko. Głupi jeleń... jak nie robi kłopotów nam, to robi je sobie. I co ja mam z nim zrobić?
Schowałem Colta do jego Pokeballa, i spojrzałem na Jeanne. Domyślałem się o czym myślała. Pogłaskałem ją czule i wyciągnąłem z plecaka apteczkę oraz potion.
Jeśli obrażenia nie będą wielkie, prawdopodobnie sam będę w stanie coś na to poradzić, najpierw jednak muszę ocenić sytuację... Jeśli kończyna będzie faktycznie złamana, to dla jelonka raczej nie będzie już ratunku... co najwyżej będę mógł znieczulić kończynę potionem.
Ewentualnie jeśli sam nie będę w stanie nic zrobić, telefonicznie poinformuję Centrum Pokemon.
Jelonek nie jest zarejestrowany, więc bezpośrednio się pewnie tym nie zajmą, ale z pewnością mają kontakt z odziałem weterynarii który zajmuje się dzikimi zwierzętami.

Zeit - 2014-10-15, 00:28

Gdyby kózka nie skakała… Cóż, trudno, selekcja naturalna nigdy nie śpi.
Jelonek wciąż się nie podniósł, jedynie nieporadnie rozglądał dookoła w poszukiwaniu ratunku. Niestety, mamy ani nikogo innego z rodziny nie było w pobliżu, jedynie kilka ptaków i Poké-robaków zainteresowanych zaistniałą sytuacją zebrało się na okolicznych drzewach, aby móc spokojnie obserwować rozwój wydarzeń, jak typowy tłum gapiów zlatujących się do każdego możliwego wypadku.
Widząc, że się do niego zbliżać, Deerling zaczął wierzgać mocno tylnymi nogami, starając się odpełznąć w bezpieczne miejsce. Przyniosło to jednak efekt odwrotny do zamierzonego, bowiem tylko bardziej zakopał się w błocie i trawie, co mogło tylko jeszcze bardziej zaszkodzić jego zranionej nodze. W akcie desperacji zaczął więc smętnie zawodzić, a wydawane przez niego odgłosy do złudzenia przypominały piski gumowej kaczki kąpielowej. Zamiast przywołać pomoc, jelonek zdołał tylko odstraszyć zebranych wcześniej gapiów, prawdopodobnie także zdradzić swoją lokalizację wszystkim drapieżnikom w promieniu kilku kilometrów.
Dzikie Pokémony to toporni pacjenci i zazwyczaj ciężko udzielać im jakiejkolwiek pomocy. Ten maluch nie był wyjątkiem – wciąż wyrywał ci z rąk chorą kończynę, ukrywał ją pod ciałem, a gdy nie puszczałeś, próbował zaatakować cię łbem uzbrojonym w zalążki rogów, co choć nie było ani trochę bolesne, to jednak skutecznie utrudniało pracę przy badaniu uszkodzonej kończyny. Zdążyłeś jednak wyczuć, że nie doszło do przerwania ciągłości żadnej długiej kości. Pęknięcie? Zwichnięcie? Naderwane ścięgno? Tego nie dało się stwierdzić. Potion zadziałał przeciwbólowo i pomógł trochę zmniejszyć opuchliznę, dzięki czemu jelonek pozwolił wstępnie opatrzyć nogę i usztywnić ją z pomocą kija znalezionego przez Jeannę. Twoja podopieczna dzielnie pomagała w opiece nad wciąż spanikowanym stworkiem. To jednak była prowizorka, Deerlinga koniecznie musiał zobaczyć wykwalifikowany weterynarz.
Siostra Joy, która odebrała telefon w Centrum Pokémon, zapewniła cię, że powiadomi odpowiednie służby i niebawem ktoś przyjedzie, żeby zająć się jelonkiem. Wypytała tylko szybko o twoją lokalizację oraz poprosiła, abyś przez najbliższych kilkanaście minut został na swoim miejscu, żebyś w razie czego mógł doprowadzić ratownika do poszkodowanego.

Pomoc w postaci młodego leśniczego oraz jego Herdiera w terenowym samochodzie przybyła wyjątkowo szybko. Krótkowłosy, lekko zarośnięty szatyn w zielonym uniformie, z odznaką na piersi i apteczką przewieszoną przez ramię, obejrzał wstępnie najpierw uszkodzoną nogę, później całego stworka, na koniec podał maluchowi lek uspokajający i załadował go na tylne siedzenie swojego wozu. Nie odjechał jednak od razu, zamiast tego wyciągnął ze schowka podkładkę pod kartki, długopis oraz cienki zeszyt, po czym wrócił do ciebie i zaczął zadawać pytania. Masę pytań: czy to twój Pokémon; czy był w takim stanie kiedy tu dotarłeś, czy został może ranny w skutek walki albo jakiegoś wypadku; czy to ty opatrzyłeś mu nogę i czy widziałeś w okolicy innych przedstawicieli tego gatunku? Wszystkie odpowiedzi skrupulatnie zapisał, a na koniec pogratulował ci tego, jak dobrze poradziłeś sobie z opatrzeniem urazu.
Wygląda na to, że został albo osierocony, albo porzucony przez swojego trenera, choć obstawiałbym raczej to pierwsze – westchnął, rzucając zapiski na fotel pasażera. Poczekał aż Herdier wgramoli się na tylne siedzenie, a tam usadowi obok przysypiającego po lekach jelonka, po czym zamknął za nim drzwi i zaczął niespiesznie pakować się do samochodu. – Co do nogi, wygląda mi to na zwichnięcie stawu nadgarstkowego, ale nie mam stuprocentowej pewności. Podwiozę go do Centrum Pokémon i zobaczymy co powiedzą lekarze. Poinformować cię o wynikach?

BlueCat - 2014-10-21, 23:02

Podałem leśniczemu swój numer kontaktowy i się pożegnałem. Co prawda nie chciałem z tym jelonkiem już mieć wiele wspólnego, ale czułem się odrobinę odpowiedzialny za całą sytuację. Było mi też go trochę żal, cóż... mogę przynajmniej dowiedzieć się, czy jelonkowi uda się ewentualnie zwycięsko wyjść z całej sytuacji.
Gdy leśniczy odjechał już, wziąłem Jeanne na ręce i z uśmiechem podziękowałem jej za pomoc. Przysiadłem na pniu, wciąż z moją podopieczną w rękach i odetchnąłem cicho.
- Dość już chyba tu przesiedzieliśmy. Ruszamy dalej?
Wyciągnąłem pogniecioną mapę oraz kompas, i upewniłem się odnośnie kierunku którym mamy dalej podążać, by dotrzeć do naszego obecnego celu.
Gdy kierunek został ponownie obrany, spakowałem do plecaka apteczkę oraz wszystko co było wyciągnięte luzem, następnie zarzuciłem całość na plecy i z Jeanne u boku, ruszyliśmy dalej

Zeit - 2014-10-28, 22:04

Ponowne ustalenie kierunku marszu zajęło ci tylko moment, tak samo jak spakowanie wszystkich pozostałych rzeczy do plecaka. Nie było sensu dłużej zwlekać, także – zgodnie z twoim postanowieniem – wyruszyliście w dalszą drogę. Jeanne również zregenerowała siły, więc teraz dzielnie maszerowała przez las, bez problemu dotrzymując ci kroku.
Następnych kilkadziesiąt minut spaceru minęło bez żadnych sensacji: nie natknęliście się na innych trenerów szukających partnerów do sparingu ani na żadnych podejrzanych typów, którzy mogli zaszyć się w lesie, żeby tam napadać na bogu ducha winnych podróżników. Nie atakowały was nawet żadne dzikie Pokémony, choć samych stworków było w okolicy sporo – co chwilę między drzewami dało się dostrzec przemykającego Sawsbucka, niektóre nawet z młodymi, sporo ptaków żerujących w trawie i koronach drzew, sporo robaków obserwujących ciebie i Jeanne spod liści krzewów.
Niestety teren stawał się nieprzystępny. Nie dość, że co chwilę natykałeś się na barykady z gęstych zarośli czy zwalonych pni drzew, to wydeptana ścieżka z każdym krokiem była coraz bardziej grząska, aż w pewnym momencie zmieniła się w istne bagno, które, chcąc nie chcąc, trzeba było obejść. Pokryci błotem po kolana (lub, jak w przypadku Jeanne, po pas) jakoś przebrnęliście przez wielkie grzęzawisko, znajdującą się za nim barierę z niskich drzewek, za którą czekała was miła niespodzianka – znalazła się zagubiona wcześniej ścieżka, o dziwo wyjątkowo sucha i równa, prowadząca już prosto do Olivine City. Aby jednak nie było za łatwo, pod jednym z rosnących przy drodze drzew jak gdyby nigdy nic drzemał sobie Pinsir. Miał chyba jednak wyjątkowo lekki sen, bo wystarczył jedynie szelest liści i zgrzyt kamyczków pod podeszwami twoich butów, aby wyrwać go z objęć Morfeusza.
Pokémon podniósł najpierw jedną powiekę, później drugą, rozejrzał się nieprzytomnie dookoła, a gdy tylko jego wzrok spoczął na tobie i Jeanne, stworek zerwał się na równe nogi i stanął w pozycji bojowej, eksponując dumnie gigantyczne rogi. Ralts wzdrygnęła się i ukryła za tobą, nie miała nawet zamiaru próbować udawać odważnej.

BlueCat - 2014-11-05, 01:44

Zatrzymałem się osłaniając sobą Jeanne, i szybko oceniłem wzrokiem napotkanego stawonoga, oraz obecną sytuację.
Jest gotowy do walki, ale sam pierwszego ruchu nie wykona... prawdopodobnie czeka na nasz ruch, i zaatakuje tego co się zbliży. Raczej nie pozwoli nam się ominąć, a odwracania się do niego plecami też wolałbym uniknąć. Ucieczka z naszym bagażem nie będzie łatwa, więc pozostaje jedynie zmusić go do ustąpienia drogi... Że też zapomniałem kupić jakiś sprej na owady...
Wyglądało na to, że zostałem zmuszony do walki... cóż, niby jestem tym trenerem pokemonów, prędzej czy później mnie to czekało. Jednak absolutnie nie miałem zamiaru pozwolić Jeanne się do tego stwora zbliżyć... Więc został jedynie Colt.
O ile możliwości Jeanne poznałem z biegiem czasu jaki razem spędziliśmy, o Colcie nie wiedziałem praktycznie nic.
Co prawda nie planowałem rzucania go od razu na głęboką wodę, ale nie mamy większego wyboru, pora się przekonać na co go obecnie stać.
Wypuściłem więc kurczaczka z kuli, i przykucnąłem, zwracając się do moich podopiecznych.
- Nieco to nagle, ale będziemy musieli walczyć. Colt, to nasze pierwsze dni, nie wiem jeszcze co umiesz, ale póki co rób co potrafisz, drap i tnij go, byle tylko zadać mu jakieś obrażenia, my będziemy cię wspierać (Scratch i Cut).
Jeanne ma pokrzepiającą osobowość, więc poleciłem jej by wspierała Colta i dodawała mu otuchy podczas walki (Helping Hand), widząc jak się martwi, upewniłem ją, że wszystko będzie dobrze.
Wydając polecenia, przypomniały mi się dni spędzone w ogrodach szpitalnych, gdzie godzinami bawiłem się z Jeanne, często z użyciem jej telekinetycznych zdolności.
Jej zdolności wciąż się rozwijały, jednak nie byłem pewien, czy zdoła za jednym zamachem unieść coś tak znacznie cięższego od niej samej.
- Jeanne, spróbuj tego owada unieść w powietrze i ułatwić Coltowi atak. Jeśli nie dasz rady, nie martw się, skup się na jego poszczególnych częściach ciała, by chociaż utrudnić mu swobodne poruszanie się, zwłaszcza tych rogów. Colt nie może się znaleźć pomiędzy nimi. (Telekinesis)
Szybko wyciągnąłem pokedex i wycelowałem obiektyw na stawonoga, być może otrzymam jakieś użyteczne informacje, ale na wiele nie liczyłem. Skupiałem się głównie na obserwowaniu walki, będąc gotowy do wkroczenia do akcji jeśli sytuacja nie będzie wyglądała najlepiej. Swoim ciężarem co najmniej powalę go na ziemię bez większego trudu... Co prawda nie wiem co bym po tym z nim zrobił, ale sam przeciwnik na zbyt zwinnego to nie wygląda, jeśli zostanie przygwożdżony do gleby, to raczej niewiele będzie miał możliwości... A przynajmniej taką miałem nadzieję.

Zeit - 2014-11-10, 22:39

Na pierwszy rzut oka przeciwnik nie wydawał się wymagający – wprawdzie przytłaczał rozmiarami zarówno Jeanne jak i małego Torchica, ale daleko mu było do naprawdę potężnych przedstawicieli swojego gatunku, których zdarzyło ci się już kilka razy w życiu oglądać. Poza tym nie wyglądał też na wybitnie agresywnego, bo choć nie przestawał eksponować rogów i wciąż trwał w pozycji bojowej, nawet niewprawiona w sztukach walki osoba była w stanie dostrzec wady w jego postawie, a co za tym idzie także luki w obronie: Pokémon skupił się na osłanianiu wątłymi górnymi odnóżami jedynie swojego brzucha, wystawiając na atak paszczę razem z wrażliwymi oczami, oraz wąskie przerwy w twardym pancerzu na dole brzucha. Kilka dobrze wymierzonych ciosów powinno szybko zakończyć walkę, nawet jeśli przeciwnik potężnego Pinsira był od niego ponad trzykrotnie mniejszy.
Colt, gdy zaraz po opuszczeniu Poké Balla dostrzegł zagrożenie na środku drogi, wzdrygnął się z przerażenia i pewnie gdyby nie to, że porastały go gęste, pomarańczowe piórka, byłby teraz blady jak ściana. Twoje słowa dodały mu niewiele otuchy, ale mimo tego malec kiwnął łebkiem na znak, że zrozumiał polecenie, po czym stanął naprzeciwko bestii i nastroszył się nieco, chcąc wyglądać na większego niż był w rzeczywistości. Nim przystąpił do ataku, Jeanne jeszcze na chwilę ukucnęła przy nim i uśmiechnęła się pokrzepiająco na dowód tego, że będzie służyła mu wsparciem, choć i ona dygotała na całym ciele stojąc zaledwie kilka metrów od rozwścieczonego owada.
Kurczątko natarło na przeciwnika, ale nim w ogóle zdążyło do niego dobiec, stwór wysunął się do przodu i chwycił malca między rogi. Na szczęście niezbyt go przy tym uszkodził – Torchic był na tyle mały, że zanim został mocniej ściśnięty, rogi wrogiego Pokémona zetknęły się ze sobą, uniemożliwiając mu przy tym zmiażdżenie celu. Korzystając z okazji, Colt przecisnął się między nimi i zaczął agresywnie drapać tylnymi nogami po oczach zaskoczonego chrząszcza. Atakując naprzemiennie Scratch oraz Cut zdołał go trochę poharatać, nim został brutalnie strącony na ziemię. Przed bolesnym upadkiem ochroniła go Ralts, która z pomocą Telekinesis pomogła malcowi wylądować delikatnie na ziemi.
Pinsir nie miał zamiaru tak łatwo odpuścić i tym razem to on natarł na małych wojowników. Z głową opuszczoną do samej ziemi ruszył biegiem w ich kierunku, a jego rogi rozszerzyły się niebezpieczne, gotowe chwycić oboje na raz i od razu ich zmiażdżyć.

BlueCat - 2014-12-09, 21:40

Tego momentu właśnie wyczekiwałem, nie mogłem pozwolić robalowi na wykonanie tego co zamierzał. Skoczyłem więc z miejsca, zasłaniając sobą moich podopiecznych i rzuciłem się na chrząszcza z zamiarem powalenia go, używając całego ciężaru mojego ciała.
Niezależnie od tego jak silne są jego szczypce, nic nimi nie zrobi przyciśnięty do gleby, bez możliwości podniesienia się, a swoimi wątłymi odnóżami raczej mnie z siebie nie zrzuci.
Jeśli uda mi się go dobrze docisnąć, pozwoli to też Coltowi na atakowanie bez narażania samego siebie, tak długo jak nie będzie się zbliżał do szczypiec.

Zeit - 2014-12-28, 14:48

Pinsir mógł spodziewać się wiele, w końcu był wojownikiem, więc przewidywanie ataków przeciwnika musiało być jedną z jego podstawowych umiejętności – w przeciwnym wypadku nie przeżyłby długo na łonie natury, zwłaszcza skoro miał takie bojowe usposobienie. Wyglądało jednak na to, że wkroczenie Azula na pole walki wykraczało poza jego wyobraźnię, bowiem na początku znacznie zwolnił, a chwilę później zatrzymał się już całkiem i zaczął mierzyć chłopaka wzrokiem od góry do dołu, tylko co jakiś czas rozglądając się dookoła z wyraźną dezorientacją. Widać było, że stracił zapał do dalszej walki, a już na pewno nie miał zamiaru atakować większego od siebie człowieka, zwłaszcza że ten również nie zachowywał się w stosunku do niego agresywnie, a jedynie zagrodził mu drogę do swoich podopiecznych.
Jeanne odetchnęła z wyraźną ulgą i przysiadła na ziemi. Nie miała okazji zmęczyć się w czasie tej walki, ale stres z nią związany musiał wyczerpać ją psychicznie. Co innego Colt – widząc, że przeciwnik przestał atakować, błyskawicznie zyskał na pewności siebie i spróbował na niego zaszarżować, jednak wystarczyło jedno groźne spojrzenie Pinsira, aby kurczątko odwróciło się o sto osiemdziesiąt stopni, po czym uciekło z piskiem i schowało za Ralts.

BlueCat - 2015-01-08, 00:22

Zatrzymał się... dobrze. To znaczy, że wzbudzam w nim przynajmniej trochę strachu i niepewności. Colt świetnie się spisał, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że o ile było mi wiadomo, to była jego pierwsza walka, ale na dzisiaj wystarczy, potrenuję z nim innym razem, w bezpieczniejszym i bardziej kontrolowanym środowisku.
Tymczasem, pozycja przeciwnika się nie zmieniła, nadal zagradzał nam jedyną ścieżkę do miasta.
Wycofałem Colta do kuli, i spojrzałem znacząco na Jeanne, aby trzymał się blisko mnie.
Odczepiłem łopatę zwisającą u boku plecaka i chwyciłem ją oburącz... militarna łopata bojowa to bynajmniej nie była, ale nada się. Nie wiem jak bardzo wytrzymały jest jego pancerz, ale z dobrym zamachem obrażenia zadam na pewno, a i zasięg dobry jest.
Głównym celem jednak jest zwyczajne zastraszenie.
Trzymając łopatę przed sobą, powoli, krok za krokiem, zbliżałem się do stawonoga... oby ustąpił drogi.

Zeit - 2015-01-16, 01:52

Oczywistym powinno być, że Pinsir, pomimo początkowe brawury i dość agresywnego jak na wolno żyjącego Pokémona zachowania, nie będzie walczył z wariatem. No bo jak inaczej nazwać kogoś, kto najpierw rzuca się na niego z pięściami, a teraz próbuje zastraszyć łopatą? Normalni ludzie, a przynajmniej normalni posiadacze kieszonkowych stworków, po prostu wysłaliby je do walki, chwilę później przeganiając natręta bądź wykonując taktyczny odwrót z całą swoją drużyną. Azul był ewenementem, skoro sam wkroczył na pole walki, w dodatku spróbował obezwładnić dzikiego stworka.
Sam sobie może i nie był wielkim zagrożeniem, ale ta półtorametrowa łopata w jego rękach trochę przechylała szalę zwycięstwa na stronę chłopaka. Pinsir nie był głupi i nie miał zamiaru ryzykować – widząc, że przeciwnik zaczyna się powoli do niego zbliżać, cofnął się o kilka kroków, wymamrotał coś w swoim języku, po czym szybko odwrócił się na pięcie i czmychnął w las, pozostawiając niedoszłe ofiary same na pustej ścieżce.
Jeanne odetchnęła z ulgą. Fakt, nie była bezbronnym Pokémonem, ale typem bezlitosnej wojowniczki tym bardziej nie, więc rozwiązanie całej tej sytuacji w sposób pokojowy wyraźnie ją uszczęśliwiło. Uśmiechnęła się radośnie, gdy owad zniknął wśród zarośli, klasnęła łapkami i spojrzała wyczekująco na swojego trenera, dając mu tym samym do zrozumienia, że gotowa jest do dalszej drogi.
Tymczasem wysoko ponad koronami drzew znów coś zaczęło pogrzmiewać. Deszcz wprawdzie nie zaczął jeszcze nawet kropić, za to wiatr z minuty z minutę stawał się coraz silniejszy, zwiewając z liści nagromadzoną tam wcześniej wodę, która zaczęła lać się strumieniami na głowy dzielnych podróżników. Ralts westchnęła ciężko i odgarnęła na bok wilgotną grzywkę, spoglądając z wyrzutem w górę, jakby chciała posłać niebu karcące spojrzenie.

BlueCat - 2015-01-18, 01:05

Odetchnąłem z ulgą i uśmiechnąłem się wesoło do Jeanne.
Udało się, całe szczęście. Oby nie było więcej takich niespodzianek po drodze... Dzisiejsza podróż, nie wspominając o tym robalu, wystarczająco mnie już wykańczała. Na szczęście wyglądało na to, że miasto było stosunkowo blisko już.
Przypiąłem łopatę na jej miejsce, poprawiłem torby na plecach i ruszyłem udeptaną ścieżką przed siebie.
Wyglądałem co chwilę na bok by upewnić się, że Jeanne trzyma się blisko mnie, zwalniając kroku jeśli trzeba.
-Już niedaleko.
Mam nadzieję, że zdążymy przed deszczem...

Zeit - 2015-01-25, 02:11

Niestety, to było tylko pobożne życzenie. Ulewa dopadła ich jeszcze w głębi lasu, przez co musieli pokonywać nie tylko gęste zarośla i zwalone pnie – które z racji tego, że droga teoretycznie nie powinna być uczęszczana przez nikogo, jak gdyby nigdy nic leżały na jej środku i wybitnie utrudniały marsz – to także powstające do chwilę kałuże i rzeki śliskiego błota. Na szczęście byli już coraz bliżej celu swojej podróży, więc myśl o schronieniu się pod dachem Centrum Pokémon, albo chociaż przystanku autobusowego albo czegokolwiek mogącego stanowić osłonę przed ulewą, na pewno dodawała otuchy i zachęcała do dalszego marszu.
Wczesnym wieczorem, gdy tylko drzewa i wysokie krzewy przestały skutecznie ograniczać pole widzenia pary podróżników, ich oczom ukazało się spowite mgłą miasto oraz górującą nad nim latarnię morską. Nieczynną latarnię morską? Na to by wyglądało biorąc pod uwagę, że nie paliło się w niej żadne światło. W sumie w budynkach i na ulicach też żadne się nie paliło, pomijając małe rozbłyski pochodzące najpewniej od przejeżdżających między blokami samochodów. Awaria prądu albo coś w ten deseń, w sumie nic dziwnego, bo skoro od rana matka natura robiła wszystko, żeby uprzykrzyć Azulowi życie, to czemu nie miałaby posunąć się do odcięcia od świata całego miasta?

Po dotarciu do głównej drogi przecinającej Olivine City, ich marsz wreszcie nabrał sensownego tempa i zanim zdążyli się zorientować, byli już w samym centrum miasta. Prądu faktycznie nie było, nie licząc sygnalizacji świetlnej, która najwyraźniej posiadała osobne jego źródło, wszędzie dookoła panowały ciemności. W oknach niektórych mieszkań dało się zobaczyć płonące lampki naftowe lub świeczki, nieliczni przechodnie oświetlali sobie drogę telefonami komórkowymi czy innym elektronicznym sprzętem.
Lamp ulicznych brak, zgaszone logo Centrum Pokémon nie rzucało się teraz w oczy na tle innych budynków, dlatego odnalezienie go znów zajęło im trochę czasu. Na szczęście kilku mieszkańców miasta ulitowało się nad ubłoconym po pas i przemokniętym do suchej nitki trenerem, wskazując mu przybliżony kierunek, w którym powinien się udać. I tak po ponad półgodzinnym zwiedzaniu okolicy, Azulowi i Jeanne udało się wreszcie dotrzeć do lecznicy, gdzie – o dziwo – nikogo poza nimi nie było, nie licząc oczywiście Siostry Joy oraz jej Poké-pomocnic rozstawiających małe świeczuszki na wszystkich blatach, stolikach i przy każdym stopniu, o jaki można byłoby się potknąć. Zajęta wygrażaniem komuś (prawdopodobnie pracownikowi elektrowni, z tego co dało się usłyszeć) przez telefon pielęgniarka w pierwszej chwili nie zauważyła nawet, że podróżnicy pojawili się w budynku. Dopiero kichnięcie przemoczonej Ralts zwróciło uwagę kobiety.
Pół godziny! – warknęła z niespotykaną u jej koleżanek po fachu agresją, po czym prychnęła jakieś niezgrabne „do widzenia” i już miała rzucić aparatem o blat, ale w porę przypomniała sobie, że w przeciwieństwie do telefonu stacjonarnego, komórka mogłaby tego nie przeżyć. Wzięła kilka głębokich wdechów, odłożyła go delikatnie na bok i posłała przybyszom przyjazny, pełen współczucia uśmiech. – Jesteście w opłakanym stanie – stwierdziła dość… dziwnym tonem, jakby przez formalne „bardzo mi przykro, że jest ci źle” przebiła się nuta „ale chętnie to wykorzystam i zedrę z ciebie trochę kasy”, co zresztą znalazło potwierdzenie w jej kolejnej wypowiedzi:
Na pewno jesteście głodni i zmęczeni. Przekąsicie coś? Wypijecie herbatę? Mam wolny pokój na piętrze. W sumie kilka pokoi, bo ruch dzisiaj mały, ale myślę, że jeden wystarczy. Jednoosobowy z łazienką, czy bez?

BlueCat - 2015-01-25, 23:49

Przemoczony i kompletnie ubłocony, spojrzałem jedynie po sobie żałośnie i odpowiedziałem krótko.
- Z łazienką.
Po uregulowaniu opłat, udaliśmy się prosto do owej łazienki.
Z włączoną latarką postawioną tak by mieć jakąś widoczność w łazience, umyłem porządnie Jeanne w ciepłej wodzie i owinąłem w ręcznik, następnie wypuściłem Colta z kuli.
O ile ulewa go ominęła, po walce był cały ubłocony, więc jemu też porządną kąpiel dałem.
Gdy już oboje byli czyści i owinięci w ręczniki, samemu też wziąłem prysznic, po czym założyłem na siebie suche, czyste ubrania i rozłożyłem się na łóżku. Byłem wykończony.

Odpoczywałem tak przez jakiś czas. Z chęcią bym nawet zasnął, ale żołądek się upominał.
Schowałem więc Colta, uczesałem Jeanne i ruszyliśmy do stołówki. Siostra wspominała o jedzeniu, więc powinna być czynna nawet w tych warunkach.

Zeit - 2015-02-01, 21:55

Colt nie miał pojęcia czym jest kąpiel, w końcu nigdy wcześniej jej nie brał, dlatego co nowego doświadczenia podszedł z czystym umysłem, na spokojnie, choć z nieukrywaną ciekawością.
Był malutki, mniejszy od Jeanne, dlatego spokojnie można było wyszorować go w umywalce. Malec posłusznie dał się umieścić w środku, ale gdy tylko woda polała się na jego piórka, wyskoczył z niej jak oparzony i zaczął otrzepywać się energicznie, pryskając błotem na wszystkie strony. Trener jednak nie dał za wygraną i, nie zważając na protesty malca, kontynuował zabieg, dopóki kurczaczek nie był w stu procentach czysty.
Obrażony na cały świat, puchaty bardziej niż zwykle Torchic wrócił do swojej kapsuły, podczas gdy czyściutka i uczesana Jeanne ruszyła wraz ze swoim trenerem na dół, gdzie w towarzystwie Siostry Joy wypili herbatę oraz zjedli kilka kanapek.

Prąd powrócił dopiero następnego dnia, dobrych kilka godzin po tym, jak skończyła się burza – dopiero rano awaria została naprawiona, a część miasta zdołała odzyskać zasilanie.
Po porannym ogarnięciu się, zjedzeniu śniadania i spakowaniu najpotrzebniejszych rzeczy, brunet opuścił Centrum Pokémon i udał się w miejsce zaznaczone na mapce dołączonej do broszury. Targ Pokémonów gospodarskich zaznaczony był wielką, czerwoną kropką, tak jakby to była właśnie główna atrakcja sezonu. Okazało się jednak, że był tylko skromnym dodatkiem do znacznie większej imprezy – w północno-wschodniej części miasteczka odbywał się najwyraźniej wielki piknik country, bowiem cała okolica została ucharakteryzowana jak filmowy plan pod niskobudżetowy western i zagospodarowana.
Wzdłuż ulicy rozstawiono drewniane kramy z jedzeniem, gdzie znaleźć można było wszystko, od przetworów warzywnych po pęta kiełbasy i wędzone wędliny. Między nimi dało się też znaleźć stoiska z wyrobami skórzanymi, drewnianymi, zarówno ubrania dla ludzi jak i najróżniejsze uprzęże oraz siodła dla Pokémonów.
Gdzieś w głębi całego tego zamieszania Azul zdołał odnaleźć miejsce, dla którego w ogóle przybył do miasta – w prowizorycznej zagrodzie, między stoiskiem na którym organizowano konkurs na najlepsze chillli, a inną zagrodą z zawodami w ujeżdżaniu dzikich Taurosów, kręciło się kilkanaście kopytnych stworków, uważnie oglądanych przez zgromadzonych dookoła ludzi, zapewne przyszłych nabywców. Szef całego tego interesu – pulchny mężczyzna w kowbojskim kapeluszu i trochę przyciasnych jeansach, z bujnym wąsem na twarzy i sympatycznym uśmiechem, który ukazywał pokaźną kolekcję złotych zębów – siedział przy biurku ustawionym obok bramy zagrody i odpowiadał na pytania zadawane przez interesantów. Przytwierdzona do blatu tabliczka informowała, że ma na sprzedaż wszystko, czego dusza może zapragnąć: Taurosy, Bouffalanty, Ponyty i Rapidashe, Miltanki, Mareepy, Gogoaty oraz kilka stworków, których Azul jednak z nazwy nie skojarzył. Przy żadnym z nich nie było niestety podanej ceny, co mogło oznaczać tylko jedno – negocjacje.

BlueCat - 2015-02-03, 18:01

Kręciłem się wokoło zagrody przyglądając się stworzeniom, nakierowując na nie także obiektyw pokedexa, by pozyskać nieco informacji. Zwłaszcza o tych których nie rozpoznawałem. Zdaje się, że niektóre z obecnych gatunków, nie występowały naturalnie na tym kontynencie.
Potrzebowałem zwierzęcia jucznego który by dźwigał nasz sprzęt i zapasy, więc nie mógł by to być pokemon mały, lub młody. W oko wpadł mi głównie purpurowo zabarwiony jak, o dość masywnej posturze.

Łapiąc kowboja w wolnej chwili, podszedłem do biurka i zacząłem wypytywać o owego jaka, o ogólnie pojętej opiece nad takim stworzeniem oraz o diecie. To że żywią się trawą i ziołami było jasne, jednak nie zaszkodziło zapytać się o dokładne specyfikacje kogoś kto faktycznie się na tym zna... zwłaszcza że zima już za rogiem.

Myślenie o zimie przypomniało mi, że mogę na nią nie być do końca gotowy. Po powrocie do centrum będę musiał raz jeszcze sprawdzić swój sprzęt, zwłaszcza namiot, czy nada się do biwakowania zimą... Tak czy inaczej za stosunkowo niewiele czasu czekały mnie kolejne zakupy, oby nie za duże. Teraz jednak będę miał możliwość transportu tego wszystkiego.

- a więc... Jaka jest cena?

Dafiar - 2015-03-29, 21:08

Kowboj wyglądał na bardzo zadowolonego z faktu, że ktoś zainteresował się jego hodowlą. A tych ktosi było całkiem sporo. Może niespecjalnie się na tym wszystkim znałeś, ale wszyscy jego podopieczni chyba byli całkiem zdrowi. Fakt, że wokół sprzedawcy zebrało się aż tyle ludzi też chyba przemawiał na jego korzyść.
Gdy w końcu dopchałeś się do pulchnego jegomościa, ten z wielkim zapałem począł na nie odpowiadać, instruując Cię dokładnie, jak obchodzić się z tym gatunkiem, który akurat Cię zainteresował. Dodał przy okazji, że jego rodzina zajmuje się tego typu hodowlą od kilku pokoleń, a wszystkie Pokemony przez przez bardzo szczegółową i restrykcyjną selekcję, zanim wylądują na targu.
Jednak dopiero gdy padło pytanie o cenę, oczy mężczyzny zaświeciły się, a on przyjął profesjonalną pozę.
- Hmm... Ostatnimi czasy jest niezły popyt na Rhyhorny... W tym wypadku cena będzie oscylowała mniej więcej w granicach siedemnastu tysięcy. Myślę, że to i tak dobry układ. - facet posłał Ci jeszcze dziwnie przyjazny uśmiech, po czym postawił na stoliku przygotowany już wcześniej Pokeball.

BlueCat - 2015-04-03, 23:41

Uśmiech mi zrzedł odrobinę. Zdawałem sobie sprawę z tego, że nabycie zwierzęcia użytkowego nie będzie tanie, ale to była większa część moich oszczędności, a zdecydowanie nie jestem nawet bliski bycia gotowym do podjęcia się oficjalnych walk... Nie mówiąc już o wygrywaniu ich, co jest wymagane by otrzymać nagrodę pieniężną.

Zapasy które zrobiłem powinny mi wystarczyć na jakiś czas, ale dla pewności będę musiał pewnie znaleźć jakąś pracę dorywczą. Od Adriena dowiedziałem się tylko o oficjalnych walkach, ale też nie wypytywałem się o szczegóły życia jako trener... Być może są jakiegoś rodzaju zlecenia dla ludzi którzy na co dzień obcują z dziczą? Złapanie i oswojenie jakiegoś dzikiego pokemona dla przykładu? Muszę popytać o to później.

Tymczasem jednak była sprawa Rhyhorna, który bądź co bądź, był mi niezbędny.
- W cenę wliczona jest uprząż i inne akcesoria juczne?
Zapytałem, starając się jednocześnie zasugerować ten pomysł.
Wątpiłem by chętnie chciał on zejść poniżej podanej przez siebie ceny, ale jeśli przystał by na mój pomysł, to chociaż w ten sposób udało by mi się nieco obniżyć ostateczne koszty.

Dafiar - 2015-04-04, 01:28

Sprzedawca uniósł jedną ze swoich krzaczastych brwi, dostrzegając nagłą zmianę Twojego nastroju. Pewnie był już pewien, że po usłyszeniu ceny zrezygnujesz z zakupu, a to przecież była dla niego strata czasu. W końcu czas to pieniądz.
Mężczyzna oparł się na swoich dłoniach, nachylając się w Twoją stronę i uważnie obserwując wszystkie zmiany na Twoim licu. Mogłeś być pewien, że wie on o licytacjach o wiele więcej od Ciebie, przez co ustalenie sprzyjającej Ci ceny było niemal zadaniem niemożliwym.
- Och... nie, wszelki sprzęt, karmy i przybory są kupowane już po nabyciu Pokemona. Moi klienci mogą zawsze liczyć na jakiś rabat, więc nie masz się o co martwić. Więc jak? Kupujesz? - zastukał palcami w blat stolika, sygnalizując Ci tym, że zaczyna się nieco niecierpliwić. - Już teraz widzę, że masz przy sobie spory bagaż, a będzie on tylko większy. To naprawdę dobra oferta, młody.

BlueCat - 2015-04-27, 00:30

W ciszy rozważałem zakup, intensywnie wpatrując się w pokeball leżący na blacie. Cena była spora, ale też nikt przecież by nie sprzedawał niczego bez zysków dla siebie, jest to rzecz naturalna, na którą nic nie poradzę, a juczny pokemon był mi naprawdę potrzebny. Wydatki są nieuniknione, będę musiał się zadowolić ową zniżką na sprzęt, o której kowboj wspomniał.

Fakt, że Rhyhorna kupię był już praktycznie przypieczętowany, pozostała jedynie kwestia dodatków. Wyjaśniłem pokrótce w jakim celu w ogóle jucznego pokemona potrzebuję, oraz w przybliżeniu jakiego rozmiaru jest sprzęt który będzie nosił, w celu ustalenia co dokładnie będę musiał dokupić, oraz jaka w sumie będzie tego cena razem ze zniżką.

Dafiar - 2015-04-29, 01:34

Mężczyzna zatarł dłonie i uśmiechnął się szeroko, widząc zdecydowanie na Twoim obliczu. Niesamowite jak bardzo niektórzy ludzie potrafią być łasi na zysk... Niemal widziałeś, jak w oczach sprzedawcy świecą dwa symbole dolara. Kapitalistyczny wyzysk...
W ciągu kilkunastu sekund usłyszałeś podsumowanie, dzięki któremu dowiedziałeś się, że w zestawie możesz kupić komplet uprzęży, sakw, różnych skórzanych pasków, które możesz użyć do napraw, a nawet małe siodło, z którego możesz raz na jakiś czas korzystać.
- Za to wszystko, już ze zniżką... a niech stracę. Daj dwadzieścia tysięcy i leć dalej. - machnął na Ciebie ręką z wyraźnie zadowolonym uśmieszkiem.

BlueCat - 2015-05-14, 12:33

"Niech stracę"... Ciekawego zwrotu sprzedawca użył, zwłaszcza że wyraz jego twarzy bardziej tym słowom przeczyć już nie mógł, ale nie skomentowałem tego.
Po zapłaceniu całej sumy, schowałem pokemona do kuli otrzymanej od sprzedawcy, w celu zarejestrowania go w pokedexie. Następnie wypuściłem go znów, by założyć na niego uprzęże które wraz z nim zakupiłem.
Gdy już skończyłem, znów schowałem go do pokeballa. Większość bagażu zostawiłem w Centrum Pokemon, więc nie było potrzeby by teraz musiał cokolwiek dźwigać, zwłaszcza że z powodu festynu masa ludzi była wokoło, manewrowanie dość sporym pokemonem w takim tłumie nie było by najlepszym pomysłem.
Skinąłem głową kowbojowi na pożegnanie, po czym udałem się w kierunku Centrum Pokemon, rozglądając się po pobliskich stoiskach festynowych, z małym zainteresowaniem. Nie chciałem Jeanne zostawiać zbyt długo samej, a też i tak nie miałem nic więcej do zrobienia w tym mieście.

Soniacz - 2015-05-20, 01:21

Hej Blue! Póki Daf ma problemy w szkole, będę go zastępował. Właściwie, to powinienem ci odpisać wtedy, kiedy Lucławowi, czyli dwa dni temu, ale... zapomniało mi się. ;_;
--
No, tak. W istocie, na typowo festynowych stoiskach, raczej nie mogłeś znaleźć czegoś, co by mogło przykuć twoje oko. Niemal wszystkie atrakcje były przeznaczone dla osób ciut młodszych do ciebie, albo znacząco starszych. Nic fascynującego, młodzież w twoim wieku zwykle potrafiła sobie znaleźć o wiele ciekawsze zajęcia niż powolne gnicie pod tyłkiem pani o znaczącej tuszy, która najwyraźniej za swój życiowy cel postawiła wgniecenie cię jak najgłębiej w chodnik.
W końcu jednak udało ci się uwolnić z tej festynowej pułapki, z racji, że terenu, który zajmowała impreza, jeszcze nie przekroczyłeś, mogłeś się co nieco jeszcze porozglądać.
No i owszem, chyba udało ci się dopaść coś stosunkowo interesującego. Najpierw usłyszałeś głos mężczyzny.
-A więc, który śmiałek zechce podjąć wyzwanie?! Wygraj z jednym z moich specjalnie wyszkolonych do walki pokemonów, a będzie cię czekać wieczysta sława... i nagroda rzecz jasna! - Taa, sława. To jest wszak to, czego ci było teraz trzeba, prawda? Niemniej, gruby facet w ekstrawaganckim garniturze i piękną, odblaskową łysiną na głowie, który samym swoim głosem, bez użycia jakiegokolwiek nagłośnienia, przekrzykiwał się przez okoliczny hałas, zebrał całkiem sporą publiczność, składającą się głównie z młodzieży. I... nieoczekiwanie wskazał na ciebie palcem.
-TY! Wyglądasz na takiego, który chętnie pokaże, na co cię stać. Ty, tam z tyłu! To co? Chyba nie wzgardzisz taką szansą? - Wszystkie spojrzenia skierowały się w twoją stronę, krępująca sytuacja. Ale... to mogłaby być okazja do treningu, nie?


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group