Budzą mnie promienie słońca przenikające przez listowie u nade mną. Zauważam, że zasnąłem zwinięty w kulkę. W nocy musiało być zimno, bo moje futro pokrywa cienka warstwa wilgoci. Zrzucam z siebie obrzydliwy ciężar, gwałtownie potrząsając grzbietem. Przeciągam się długo, bo senne odrętwienie nie chce opuścić moich oczu. Przypominam sobie, że jestem sam. Wokół nie słyszę równych, dodających otuchy oddechów moich towarzyszy i zaczynam tęsknić za każdym z nich, nawet tym najmniejszym. Staram się odrzucić ponure myśli z głowy. Jesteś tu po to, żeby ich znaleźć., przypominam sobie, dokładnie tak, jak każdego ranka i wstaję. Ale mimo tego tak bardzo za nimi tęsknię... za piskiem kociąt w kociarni. Za szeptem starszych członków Stada, za Cedrem gotowym na wyruszenie ze mną na patrol. No i rzecz jasna za Szyszką. Tą, która ostatnio stała mi się tak bliska. To chyba jej zniknięcie zraniło mnie najbardziej. Potraktowałem je prawie jak osobistą zdradę. Przypominam ją sobie odchodzącą w formie kotki z pięknym Leafeonem u boku. Ciekawe, czy mogliby zostać partnerami. Czy zmiennokształtny może mieć... dzieci z pokemonem, jeśli wyglądają podobnie? W zasadzie to taki liściasty kot a jest nim przecież również Szyszka. Jest liściastą kotką. Zna się na roślinach lepiej niż ktokolwiek inny. Dobrali się doskonale. Wzdycham ciężko, przerywając te ponure rozmyślania. Mrugam kilkukrotnie powiekami, starając się przywrócić sobie trzeźwość umysłu.
Zabieram swój mały bagaż i ruszam przed siebie. Przy okazji rozglądam się dookoła, może uda mi się coś upolować. Co prawda nie jestem szczególnie głodny, przed wyruszeniem zjadłem resztę upolowanej wieczorem wiewiórki, ale kto wie kiedy znów będę miał okazję, dlatego przez chwilę rozważam ruszenie wzdłuż lasu. Strzygę uszami na każdy dźwięk, który usłyszę i zastanawiam się, czy nie odwiedzić jaskini, która wpadła mi w oko poprzedniego dnia podczas wędrówki. Zbaczam więc z trasy, kierującej mnie do tej pory na północ i idę bardziej na wschód, mając nadzieję, że dobrze zapamiętałem jej położeni. Zwierzęce zmysły pozwalają mi tam wrócić bez większych problemów. Staję w wejściu do jaskini i przez chwilę węszę z głową uniesioną do góry. Ogon porusza się na boki, niczym metronom oceniając bezpieczeństwo obcego mi miejsca. Wąsy czekają na drganie powietrza, które powiedziałoby mi, że trzeba uciekać. Jeszcze raz strzygę uszami i wkraczam w ciemność i wilgoć jaskini, w której odmętach ukryta jest kopalnia. Czuję się niepewnie, bo czuję okropną wilgoć w powietrzu i czuję dokładnie, jak opada mi na wąsy a długie i gęste futro robi się ciężkie i nieprzyjemnie klei się do skóry. Wyjmuję z torby pokeballa z ukrytym w nim moim przyjacielem i wypuszczam go z niego, żeby mnie osłaniał, podczas kiedy ja będę kopał. Biorę głęboki wdech i zanurzam łapy w węglowym pyle zalegającym ścianę kopalni. Czego właściwie szukam? Nie mam pojęcia. Pragnąłbym czegoś, co pomoże mi odnaleźć towarzyszy ze Stada, ale... sam nawet nie wiem, czym mogłaby być ta rzecz. Pokemonem, który potrafi latać. Pokemon, potrafiący odnaleźć dowolną osobę. Ale taki pokemon nie istnieje. Potrzebuję czegoś, co sprawi, że będę wierzył, że moja misja ma szansę powodzenia. Łapię się na tym, że coraz częściej mam myśli lekko depresyjne i niepokoi mnie to. Czuję, jak Król Artur pocieszająco ociera się o mnie, niczym kot. Uśmiecham się, bo to ja go tego nauczyłem. W milczeniu kontynuuję swoją pracę.
Trupy zawsze przychodzą do mnie w nocy. Są tu, co noc, od kiedy tylko zacząłem zmieniać formę. Moja matka staje nade mną i uśmiecha się lekko, smutno. Wyciąga rękę. Chodź do mnie. Polej sobie łeb benzyną, podpal i dołącz do naszej małej świty. Miałem nadzieję, że mnie nie znajdzie, kiedy zacznę podróż. A gdzie tam! Moja mamuśka nie chce leżeć w grobie. Woli przychodzić w odwiedziny. Co noc. A ja wiem, że nie jest sama. Słyszę jej bosonogą świtę poruszającą się w ciemnościach. Tup, tup, tup, tupią małe nóżki. Klik, klak., mówi pistolet, którym się zastrzeliła. Widzę ziejącą na jej skroni wielką dziurę, ale poza tym, jest piękna, jak zawsze. Spływająca po długich, ciemnych włosach krew barwi je na dziwny kolor i sprawia, że wygląda jakby miała na głowie wieniec laurowy. Jasna skóra, niemal zupełnie blade policzki. Zimne oczy w takim samym kolorze, jak moje. Srogi wyraz twarzy, czyli dokładnie taka, jaką ją zapamiętałem. Co z tego, że nie żyje od jedenastu lat. Jest ze mną przez cały ten czas. Stoi w nogach łóżka i od jedenastu lat przepowiada mi rychłą śmierć. Moja matka chyba nie lubi zmian. Od moich szóstych urodzin, podczas których popełniła samobójstwo przychodzi tu co noc. Chce mnie ze sobą. Na swój sposób pewnie mnie kochała... parę lat temu. Trzy, może cztery lata, dołączył do niej mój ojciec. Ale on nie zawsze się pojawia. A jeśli już jest, to ma na szyi wspaniały naszyjnik z grubego sznura, ma zamknięte oczy i jedyne, co robi, to staje za moją matką i kładzie jej ręce na ramionach. Jakby chciał powiedzieć Zostaw go, Lydia. Ale jej to nie powstrzymuje. A moje serce przyspiesza za każdym razem tak, jakbym widział ich po raz pierwszy w życiu. A ja za każdym razem czuję się tak samo: budzę się z uczuciem, że ktoś ściskał mnie przed sekundą za gardło. Jak co rano wstaję, żeby ochlapać twarz wodą i budzę zwiniętego w dziwną kulkę Króla Artura. Mówię mu, że dziś kopalnia a on jęczy cicho i znów zwija się w kłębek. Psikam jego liście wodą dla ochrony przed okropnym upałem i z każdą minutą zapominam o śnie. Mam w tym niezłą wprawę i już po pół godziny ładuję do plecaka kilof, biorę pokemona pod pachę i ruszam w drogę. Nie zostawiam klucza do pokoju w recepcji hotelu, bo zamierzam tu spędzić jeszcze jedną lub dwie noce. Droga do kopalni zajmuje mniej więcej godzinę a praca tam około dwóch. Więc powinienem wrócić około południa. Droga daje mi mnóstwo możliwości do przemyślenia sensu swojego życia i bardzo mnie to w niej irytuje. Dotarcie do miejsca przeznaczeni zajmuje mi trochę mniej czasu, niż przewidywałem, bo zapomniałem, że jest niedziela i ruch na ulicy jest dużo mniejszy. Poza tym, idę znacznie szybciej, bo dopadają mnie dziwne wnioski. Po dotarciu do kopalni zrzucam z pleców ładunek, puszczam Oddisha i przez parę pierwszych minut szukam miejsca, gdzie poprzednio skończyłem. Kontynuuję od tego miejsca i staram się myśleć jak najmniej. Nie chcę znów oszaleć. Ostrze kilofa mocno i rytmicznie uderza w skałę a ja przyglądam się odpadającym z niej kawałkom. Skała, a właściwie Skała. Moją ostatnią myślą przed ostatecznym zatraceniem się w pracy jest: Tęsknię za tobą, Szyszko.
_________________
PrzygodaKarta PostaciJezioroKopalnia Bank Underneath the skin there's a human
Buried deep within there's a human
And despite everything I'm still human
But I think I'm dying here
Musiałem zapomnieć o pełni. A to naprawdę dziwne, bo do tej pory moje życie obracało się wokół czekania od pełni do pełni a teraz... tak zatraciłem się w poszukiwaniach przyjaciół, że zapomniałem o pełni i budzę się, jako rudy kocur w... łóżku hotelowym. I jest to naprawdę dziwne przeżycie i na pewno nie pozytywne, bo teraz muszę zebrać ludzki bagaż i opuścić hotel w miarę niezauważonym. Nawet nie wiem, która jest godzina... zdaje się, że jestem w kropce, bo muszę zebrać ludzkie ubrania do torby, schować Oddisha do pokeballa i jeszcze jakoś wymknąć się z hotelu. Robię to, więc na tyle szybko, żeby móc wyjść zanim większość gości hotelowych otworzy oczy. I wtedy moje spojrzenie pada na okno. Uchylone okno. Nie mogę się uśmiechnąć w kocim ciele, ale unoszę wąsy i stawiam prosto uszy, co mniej więcej równa się temu gestowi. Biorę torbę, która już łaskawie zmniejszyła się do odpowiedniego rozmiaru i nagle przypominam sobie, że wziąłem najtańszy pokój na drugim piętrze. Na drugim, cholera jasna. I jak ja mam wyskoczyć przez takie okno? Decyduję się jednak przez nie wyjrzeć, mając nadzieję na jakieś drzewo czy cokolwiek, co zmniejszyłoby odległość pomiędzy mną a podłożem. Macham ogonem na boki, bo moje wcześniejsze chwilowe zadowolenie zniknęło tak szybko, jak się pojawiło. Po wyjrzeniu przez okno ujawnia się fakt, że nie mam tyle pecha, ile mi się początkowo wydawało, że mam. Dokładnie dwa okna dalej nad wejściem do hotelu jest wielki betonowy łuk, reklamujący hotel, informujący o trzech gwiazdkach i takich tam. Łuk jest na tyle szeroki, że zdołam na niego skoczyć a potem dystans do ziemi nie będzie już zbyt duży, ale będę musiał zaryzykować pojawienie się nad głównym wejściem do hotelu. W zasadzie to koty często robią takie rzeczy, ale niecodziennie widzi się kota z skórzana torbą na boku. Okazuje się, że znów muszę dużo zaryzykować i zrzucić torbę pierwszą na dół. Zastanawiam się, czy pokeballe mogą ulegnąć uszkodzeniu w wyniku upadku... pewnie nie, ale dla bezpieczeństwa zawijam dom Oddisha w spodnie a potem jeszcze w koszulkę, co jest bardzo trudne do zrobienia kocimi łapami i pyskiem, ale jakoś mi się udaje. Zabezpieczam też komórkę i zaczynam dziwną podróż po dwóch parapetach, które dzieliły mnie od miejsca, skąd miałem skoczyć na łuk. Biorę głęboki wdech przed każdym krokiem i dwa razy dłużej niż zwykle odmierzam długość skoku i siłę odbicia, wiedząc, czym mogę przypłacić pomyłkę. Może nie śmiercią, ale na pewno złamaniem jakiejś kości. A kot ze złamaną nogą równa się niemal martwy kot. Polowanie i jedzenie... Bez tego nie wytrzymałbym pewnie dwóch tygodni a mam do przeżycia cały miesiąc. Kilka osób mnie zauważa. Próbuję wmówić sobie, że nie mam na czole napisane "zmiennokształtny" i wyglądam teraz jak zwykły kot. Zeskakuję na ziemię, lekko obijając prawą przednią łapę. Odszukuję w krzakach torbę i już mnie tam nie ma. To dziwne, ale nabieram ochoty na wyprawę do kopalni. Kocie łapy średnio się nadają do tego celu, ale czuję, że dziś właśnie powinienem się tam znaleźć. Idę, więc szybciej niż powinienem przy obitej łapie. Kiedy docieram do miejsca przeznaczenia wspominam jeszcze raz przeżytą przygodę i zaczynam kopać. Nie wypuszczam Oddisha, pamiętając tym razem że nie przepada za chłodem i wilgocią jaskini.
_________________
PrzygodaKarta PostaciJezioroKopalnia Bank Underneath the skin there's a human
Buried deep within there's a human
And despite everything I'm still human
But I think I'm dying here
Tym razem dokładnie w południe rozpoczynam swoją wędrówkę. Zdążyłem zauważyć, że moje wyprawy do kopalni przynoszą o wiele większe zyski w porównaniu z tym, jak mało wysiłku mnie kosztują. Więc z coraz większą ochotą i z coraz większą ciekawością. Co spotka mnie tym razem? Teraz, jako człowiek mam do pokonania o wiele większą drogę niż zwykle. Jako swojego towarzysza wybieram tym razem nie Oddisha, który ma już serdecznie dość tych naszych wypraw, a Siłaczkę, którą wystarczy poprosić a pójdzie za mną z wielka ochotą. Uparła się, żebym trzymał ją za rękę. Jest teraz wielkości trzyletniego dziecka i sięga mi prawie do biodra. Kiedy wyciągnie rękę mogę w miarę wygodnie ją za nią trzymać. Czuję się dziwnie zażenowany, gdyż nie trzymałem nikogo w ten sposób... no właśnie. Od kiedy sam byłem dzieckiem. Właściwie to długo blokowałem w sobie myśli o tym, jak wyglądałoby moje życie, gdybym nie stał się Wybranym. Przede wszystkim skończyłbym szkołę. Skończyłbym ją i może nawet poszedł na studia? Jeśli tak, to, na jakie? Historia, podpowiada cichy głosik w mojej głowie. Teraz nie mam szans na studia, bo według prawa nie żyję. Gdyby nie wychowywał mnie Skała i inni starsi Członkowie, kim bym dzisiaj był? Bez tej przekazywanej z ust do ust elementarnej wiedzy. Każdy uczył mnie tego, o czym wiedział na pewno, że jest prawdą. Trochę zrzędliwa i już niemłoda Kura uczyła mnie o prawach rządzących światem fizyki. Młody i bystry Jeleń o przyrodzie i ewenemencie, jakim jesteśmy. Skała uczył mnie dziejów świata, kraju i Stada. Niemal każdy Członek włożył swoje trzy grosze do mojego wychowania. Bo zostałem zmieniony, jako jeden z najmłodszych kiedykolwiek. Oprócz Brzozy, którego sam zmieniłem jakiś czas temu. Może miałbym teraz dziewczynę? Znów przez chwilę myślę o Szyszce i znów przeklinam się z tego powodu. Najpierw ją znajdź, potem będziesz mógł fantazjować. Znów boli mnie serce i znów nie mam pojęcia, co robić. Zatroskana mina Siłaczki przypomina mi, po co właściwie tu szedłem. Kopalnia, skarby ukryte w litej skale. Tłumaczę jej, że wszystko w porządku i ruszam dalej, starając się jak najmniej myśleć o życiu, które straciłem dla zmieniania się, co jakiś czas w czworonoga. Ale moja głowa mnie nie słucha i cały czas nasyła mi wizje twarzy dziewczyny, która zaczęła mi się już nieco rozmywać, co uznaję za złą wróżbę. Docieramy do kopalni a ja od razu biorę się do pracy, tylko pokrótce tłumacząc pokemonowi, po co się tu właściwie znaleźliśmy. Uderzam kilofem tak mocno, jak się da, jakby siła uderzeń mogła wyjąć te myśli z mojej głowy. Siłaczka mi pomaga i trenuje tym samym swoje mięśnie.
_________________
PrzygodaKarta PostaciJezioroKopalnia Bank Underneath the skin there's a human
Buried deep within there's a human
And despite everything I'm still human
But I think I'm dying here
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
Design by Did, Yuki & Daisy7.Only for Pokemon Crystal
Wszystkie prawa zastrzeżone./All rights reserved. Copyright 2014 by Daisy7.
Pokemon Crystal launched 2011-03-23.