Imię i nazwisko: Leonard
Nazwisko: Nightwalker
Wiek: 14 lat
Profesja: Trener
Profesja poboczna: Hodowca
Team: brak
Partner/partnerka: brak
Opis charakteru: Jak to mówią, charakter człowieka tworzy się przez całe życie. Choć nasz bohater przeżył już nie jedno, to jest jeszcze młody, więc to tylko drobny zarys, taki nieoszlifowany diament. Widząc Leonarda pierwszy raz, można by sobie pomyśleć, że to wieczny optymista. Zasadniczo rzecz biorąc, to tak właśnie jest. Przynajmniej przez większość czasu. Nie można mu jednak zarzucić roztrzepania, czy też niedbałości o różnego rodzaju szczegóły. Jest otwarty na świat i ludzi, a także pokemony. Zawsze chętny do pomocy innym, nieważne czy to człowiek czy pokemon. Chodź jest jeszcze dość młody, to wiedzą o pokemonach, która jest dość spora, z chęcią dzieli się z potrzebującymi. W trudnych chwilach stara się nie poddawać, chodź nie można powiedzieć że jest zawzięty. Wie kiedy trzeba odpuścić, a kiedy można przeć do przodu. Niestety nie jest nieomylny, co często zdarza mu się o tym przypomnieć, popełniając jakieś głupstwo. Mimo wszystko utrzymuje pogodę ducha, starając się dostrzec pozytywy, nawet w najgorszej sytuacji.
Opis wyglądu: Młody, w miarę wysoki, szczupły chłopak, o przeciętnej urodzie, kruczoczarnych włosach i niebieskich oczach. Może i Leo nie jest jakimś prawdziwym przystojniakiem, ale pomimo swojego dość niepozornego wyglądu tak naprawdę jest bardzo silny, wysportowany i zwinny. Na co dzień nosi swój ulubiony, nowiuśki plecak wraz z ekwipunkiem. Oczywiście nie tylko plecak kryje jego ciało. Zazwyczaj nosi lekkie i nie krępujące ruchów ubrania, gustując w przeróżnych barwach. Długie spodnie bojówki, zapewniające mu wystarczającą ochronę przed zimnem, jak i swobodę biegu, niebieska koszulka z krótkim rękawem, lekka, czarna bluza, a wszystko zwieńczone jakimś płaszczem, bądź rzadziej kamizelką. Na nogach nosi najczęściej swoje ulubione, czerwone buty.
Historia:
Prawdziwa opowieść Leonarda zaczyna się dopiero od czasu gdy skończył siedem lat, przedtem w jego życiu nie wydarzyło się nic ciekawego. Żar lejący się z nieba na Cinnabar Island dawał o sobie znać każdego dnia, dla turystów to było utrapieniem, dla bywalców niczym innym jak rutyną. Mały łobuziak przedzierał się wulkanicznymi szlakami coś mamrocząc pod nosem.
- Skoro nie chce mi go dać wujek, to złapię sobie własnego. Muszę tylko dobrze poszukać. – Chłopczyk najwyraźniej wyruszył na poszukiwanie czegoś, lub kogoś. Właściwie to prawda, mały Leo tego właśnie dnia poprosił swojego wujka o złapanie dla niego Magmara. Odpowiedź była oczywista skoro sam siedmiolatek podjął się tak karkołomnego wyzwania. Raz za razem, przygryzając coraz mocniej wargę piął się do góry. Co prawda nie dotarł na sam szczyt wulkanu, ale znalazł się na obrzeżach rzekomego legowiska Magmarów. Dziecko rozejrzało się dookoła, jednak wszędzie panowała szeroko pojęta pustka. Nie było to dla niego przeszkodą, zanurzył się w głąb by znaleźć swojego własnego pokemona. Oczywiście błędem by było gdyby został pominięty fakt braku jakiegokolwiek pokeball’a czy kompana którego mógłby użyć do ewentualnej walki. Cóż, roztropność nie była mocną stroną jego i jego rówieśników, w końcu był jeszcze dzieckiem i ledwo odrósł od ziemi. Fascynację Magmarem oczywiście zawdzięczał Blaine’owi, liderowi ognistego Gym’u na Cinnabar Island, z którym był spokrewniony. Chłopak całymi dniami potrafił przesiadywać razem ze staruszkiem i bawić się z jego Magmarem. Ostatecznie chłopczyk na swojej wyprawie wypatrzył wejście do jaskini. Wejście było średniej wielkości, ale przy jego wzroście nie przeszkadzało mu to specjalnie. Gdy wszedł do środka jego oczy ogarnęła wszechobecna ciemność przesłaniając mu cały widnokrąg. Szedł powoli, zachowując zupełną ostrożność bo zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli teraz coś zepsuje to może pożegnać się z wymarzonym pokemonem, a w najgorszym wypadku z życiem. Leo klęknął a następnie przeszedł do opcji chodzenia na czworaka, macanie podłoża dłońmi było lepszą opcją niż badanie gruntu jedną stopą. Sprawdziwszy swój sposób rzucił się prosto w objęcia ciemności. Nie minęło kilka minut a jemu się zdawało, że zamienił swój świat na nicość. Cierpliwość jednak nagrodziła jego starania, po pewnym czasie doszedł do miejsca wyglądającego trochę jak środek wulkanu. Chłopak zdawał sobie z tego sprawę, gdyż sala jego wujka wyglądała podobnie. Krople potu nie zdążyły nawet spłynąć po jego skroniach, było tak upalnie, że z miejsca wyparowały. Leo popełzał do krawędzi i wychylił głowę. Rozejrzał się to w lewo, to w prawo i zauważył znajomą mu sylwetką stojącą w płomieniach. Nie było wątpliwości, zobaczył upragnionego Magmara. Dokładnie obserwował wszystkie ruchy stworka i pewnie wszystko byłoby w porządku, gdyby nie pył unoszący się w powietrzu, który ostatecznie zmusił chłopaka do pojedynczego kaszlnięcia. Echo bezczelnie rozniosło się po lokacji dając do zrozumienia pokemonowi, że ktoś go obserwuje, albo co gorsza, poluje na niego. Ognisty stwór nerwowo rozejrzał się dookoła i dostrzegł niewielką sylwetką, która wlepiała w niego swoje ślepia jednocześnie trzymając się za swoje niewyparzone usta. Wystarczyła chwila, żeby z lawy wyłoniło się jeszcze kilka następnych pokemonów tego gatunku a jeden nawet naprzeciw chłopaka i potraktował go swoim ognistym oddechem. Leo złapał się za twarz, wstał na równe nogi i zaczął uciekać w ciemność. Biegł jak poparzony, co akurat było trafną metaforą, nie zwracając uwagi na to co jest przed nim. Dłońmi tylko bił się po twarzy i włosach a Magmary z oddali obserwowały jarzący się, lecz powoli dogasający punkt. Chłopczyk nawet nie zauważył kiedy zdążył wybiec z jaskini, tylko biegł prosto przed siebie, w końcu był spanikowany a twarz piekła go jakby włożył ją do tostera na kilka minut. Jego przebieżka zakończyła się gdy w połowie drogi potknął się o wystającą skałę i sturlał do samego podnóża góry. Niewyobrażalny ból przeszył jego ciało niczym grad strzał, dziecko zemdlało. Gdy się obudził nie pamiętał zbyt wiele, nadal leżał na ziemi, ale czuł że się przesuwa. Odchylił lekko szyję do tyłu i zauważył żółtą kulkę z czymś na kształt rogów, co ciągnęło go do przodu. Próbował ruszyć rękoma, ale nie mógł, gdy na nie spojrzał były nienaturalnie wygięte. To samo stało się z jedną z nóg, była dziwnie ułożona, inaczej niż zwykle. Ponownie zemdlał. Gdy po raz kolejny otworzył oczy było już ciemno a on leżał na środku miasta. Przed nim stała ta sama kulka którą zauważył wcześniej, jednakże tym razem miał możliwość zobaczenia całokształtu. Niewielki wzrost, kulisty kształt, czarne paski i tej samej barwy piorun malujący się na tułowiu. Do tego zawadiacki uśmiech i pewny siebie wzrok. Stworek podszedł do poszkodowanego i zaczął potrącać jego twarz swoją łapką. Leo chciał coś wymamrotać, ale czuł się zupełnie sparaliżowany, do tego jego umysł ogarnęła absolutna konfuzja. Zemdlał po raz trzeci, nie miał nawet czasu myśleć o tym co się stało.
***
Pierwsze promienie słońca nieśmiało wkradły się do pokoju budząc Elekida wraz z chłopakiem. Zerwali się z łóżek i dzień zaczęli od przybicia sobie piątki.
- Dzisiaj nadchodzi nasz dzień, Flash! Minęło już siedem lat odkąd się poznaliśmy, w dodatku kończę dziś czternaście lat i wujek obiecał nam załatwić podróż po świecie! – Pokemon przytaknął swojemu kompanowi i ruszył za nim na dół. Dzień jak co dzień, poranna toaleta i śniadanie. Po tych czynnościach obaj wystrzelili z domu niczym bełty z kuszy i pobiegli w stronę laboratorium Blaine’a. Z impetem przekroczyli próg jego pracowni wydzierając się w niebogłosy ze szczęścia.
- Ohh, więc już jesteście gotowi, prawda? No cóż, nim wyruszycie w swoją podróż po świecie pokemonów musisz załatwić jeszcze jedną formalność. – Starzec serdecznie spojrzał na Elekida, pogrzebał chwilę w kieszeni i dał swojemu wychowankowi pokeball.
- Twoją powinnością jest złapanie Elekida. Nie musi siedzieć ciągle w zamknięciu, ale wtedy oficjalnie stanie się Twoim pokemonem. – Flash i Leo spojrzeli po sobie, po czym z uśmiechem na twarzy przytaknęli Blainowi. Młodzieniec skoncentrował się na kulce po czym cisnął nią w swojego kamrata. Czerwona wiązka wciągnęła go do środka, pojemnik opadł. Zakołysał się raz, drugi i stanął w miejscu.
- Formalność załatwiona wujku. Co dalej? – Opiekun sięgnął za siebie i wyjął spakowany do granic możliwości plecak po czym podał do chłopakowi.
- Teraz ostatnia formalność. W tym plecaku znajduje się trochę prowiantu, ubrania na zmianę i najważniejsze. Pięć pokeballi, byś mógł skompletować swoją wymarzoną drużynę. Portfel i trochę gotówki na czarną godzinę. A tu… - Mężczyzna sięgnął tym razem do drugiej kieszeni i wyciągnął czerwony przedmiot – …A tu masz pokedex, pozwoli Ci na skompletowanie wiedzy na temat pokemonów. Otwórz go, proszę. – Chłopak nie bawił się w żadne ceregiele i z miejsca otworzył elektroniczną encyklopedię. W środku znajdował się bilet na statek.
- Dzięki niemu dostaniesz się do Vermilion. Jeśli chcesz zawalczyć o jakieś odznaki, to stamtąd tylko rzut kamieniem do Pewter gdzie znajduje się pierwsza odznaka. Uważaj na lidera tamtej sali, to twardy gość tak samo jak jego pokemony. Dosłownie i w przenośni. – Chłopiec tylko kiwnął głową w akcie aprobaty, wypuścił Flasha z pokeball’a i ruszyli do przystani skąd miał ruszyć ich transport. Podróż przebiegła bezproblemowo, w końcu statek zacumował w Vermilion. Chłopak wyszedł z portu prosto do centrum miasta i to co zobaczył przerosło skalę jego wyobrażeń. Nastolatek z małej wysepki trafił do wielkiego świata w którym właściwie sam nie wiedział co zrobić prócz tego by zadbać o dobrą zabawę. W każdym razie, jego historia nie była skończona, czternaście lat życia było tylko wstępem do tego co dopiero miało go spotkać, historia miała spisywać się na oczach całego świata.
Rodzina:
Blaine – Lider sali na Cinnabar Island oraz utalentowany naukowiec. Jego specjalnością są ogniste pokemony. Kiedyś pracował dla Team Rocket, wraz z grupą innych naukowców odpowiadał za stworzenie pokemona zwanego Mewtwo. Przyszywany wujek Leonarda po tym, jak jego rodzice zginęli w katastrofie lotniczej. Blaine zgodził się zająć chłopakiem gdyż był w bliskich kontaktach z jego zmarłymi rodzicami. Jest bardzo inteligentny i uwielbia zagadki.
Pokemony:
Elekid
Imię: Flash
Poziom: 6
Typ:
Ewolucja: Elekid (30 lvl) -> Electabuzz (Electirizer) -> Electivire
Ataki: Quick Attack, Leer, Thunder Shock, Fire Punch
Charakter i historia: Jak pokemon głównie spotykany w regionie Johto znalazł się na Cinnabar Island? Są dwie realne opcje. Pierwsza jest taka, że ktoś go porzucił, a druga jest taka, że ktoś zostawił jajo pośród gorących wulkanów. Ta pierwsza jest bardziej prawdopodobna gdyż wykazał się przesadną ufnością w stosunku do rannego dziecka. Można powiedzieć, że charakterami świetnie zgrał się ze swoim partnerem. Obaj są zdeterminowani, pewni siebie i cechuje ich ten słynny „błysk” w oku. Nie daje za wygraną, często przekracza granice możliwości. Przyzwyczajony do przebywania poza pokeball’em co z resztą nie przeszkadza jego trenerowi. Wierny i oddany, nie posłucha nikogo prócz Leonarda.
Umiejętność: Static - Przy kontakcie fizycznym istnieje 30% szans na sparaliżowanie przeciwnika. Dodatkowo, jeśli Pokemon jest na pierwszym miejscu w drużynie, szansa na napotkanie elektrycznego Pokemona rośnie o 150%.
Trzyma: nic
Box |
Konto bankowe
Galeria z trofeami
Zawartość plecaka:
- 5000$
- Pokedex
- 5 Pokeball
- Pluszak Lucario
Bonusowe poziomy:
+ 1 lvl dla Elekida - Sierpień, 2015
Bonusowe ataki:
Fire Punch - Elekid - Sierpień, 2015