Z jej ust wydobyło się jęknięcie, kiedy poczuła, jak ktoś ciągnie ją za kołnierzyk. Nie, żeby to bolało. Po prostu była zaskoczona.
- Co? – Rzuciła, kiedy usłyszała jego twardy ton. Poza tym… Znowu nazwał ją idiotką. Od razu wstała z miejsca, którym ją posadził. Ban nie znał ją na tyle długo. W sumie nawet Cat mógłby mieć co do tego wątpliwości, ale… Alice nie była pokorną dziewczyną.
- Nie za dużo sobie pozwalasz? – Zapytała, zadzierając głowę do góry. To, że był wyższy… Zdecydowanie psuło cały efekt. Przez chwilę nawet chciała wejść na te krzesełko, żeby się z nim zrównać, ale zrezygnowała.
- Nie wiem jak ty, ale ja nie mam nic wspólnego z tym, w co się wpakował teraz Cat. Nawet nie wiem w co się wpakował, bo nie chciał mi powiedzieć! Równie dobrze teraz też może kłamać z tym, że wróci. – Naburmuszyła się.
- S-słucham? – Zapytała, jakby nie dosłyszała. Ona? Egoistką? – To wy uknuliście jakiś plan, bez uwzględnienia mnie. – Powiedziała rozżalona. - Ja również nie chcę, żeby coś mu się stało. Jeśli mogę mu jakoś pomóc, to to zrobię, tylko...
„Niech mi powie jak.” – Dodała w myślach. Chciała, żeby również na niej polegał. Tak, jak ona polega na nim. On jej pomógł, kiedy miała kłopoty. Chciała więc chociaż spłacić swój dług.
- O czym Ty mówisz, Ban? – Zapytała, co chwilę dobiegając do długonogiego.
Całkowicie zignorowała tą pierwszą… Niewątpliwie grozbę. Zerknęła do niego dopiero, kiedy zaczął mówić jej o kłopotach. Przez chwilę miała zaprzeczać i bronić się, że umie o siebie zadbać. Prawda byłą taka, że czuła się ostatnio jak taki magnes na kłopoty, więc nie byłoby to zgodne z prawdą. Zdecydowała się więc tego nie komentować. Przynajmniej do czasu.
- Nie mogę ci obiecać czegoś takiego. - Rzuciła zatrzymując się. Odkryła, że w kryzysowych sytuacjach działa naprawdę lekkomyślnie. I… To chyba była jedna z takich sytuacji, bo naprawdę miała nadzieję na wypatrzenie Cata na ulicy. Zarumieniła się, kiedy Ban jej to wypomniał.
- Prowadz… - Mruknęła.
Była trochę zmartwiona tym, że Petra postanowiła sobie podróżować na własną rękę. Tyle się nasłuchała o tych trenerach, że mimowolnie bała się, iż ktoś może ją podwędzić i zmuszać do walk. Aż wzdrygnęła się na samą tą myśl.
Podążała na Banem, zawieszając wzrok to na nim, to na najciekawszych budowlach, strojach ludzi czy chociażby towarzyszącym im Pokemonom. Ich przystankiem okazała się niezwykle urocza kawiarenka.
- Nie spodziewałam się po Tobie takiego gustu. – Stwierdziła pełna podziwu, nie mogąc oderwać wzroku od zachęcającego wystroju. Prawdę mówiąc bała się, że Ban zaciągnąć ją chce na jakąś melinę. – Z chęcią. – Przyznała i uśmiechnęła się szczerze, co rzadko jej się zdarza. Ten uśmiech jednak zbladł, kiedy usłyszała resztę wypowiedzi.
- Przestępcą? – Niewątpliwie ją to zaciekawiło. Chciała na przykład zapytać, w jakim sensie, co takiego zrobił, ale… Odpuściła to sobie.
- To z pewnością jakieś nieporozumienie. – Zdecydowała się trzymać tej myśli. – Cat pomógł mi się tu odnaleźć, nie licząc na nic w zamian. Tym samym uratował mi życie, narażając własne… Nie może być złym człowiekiem.
Alice nie miała problemu z wydaniem takiej sumy, nawet jeśli kokardka dla Buneary stanowiła ¼ całego jej stroju. Było warto. Królieczek wyglądał nieziemsko uroczo. Byłą to też kwestia tego, ze dziewczyna nieszczególnie znała wartość tutejszego pieniądza. W swoim świecie się nimi nie obchodziła.
„Więcej odsłaniała.” – pomyślała zarumieniona, ale przecież nie trzeba było tego mówić głośno. Każdy wiedział, że to włąśnie o to chodziło Catowi.
Wymieniła z Banem spojrzenia, kiedy wyłapała na sobie jego wzrok.
- W porządku, nie mam nic przeciwko. – Zwróciła się do Cata. Prawdę mówiąc wydało jej się to podejrzane, ale postanowiła tego nie drążyć.
Vincent przyglądał się każdej z osobna, kiedy wkładały na siebie kurki. Z Waszej trójki to Sophie wyglądała na mniej zachwyconą. Może jechała tam tylko dlatego, żeby przypilnować beztroską blondynkę?
- Faktycznie. – Przyznał Vincent mimochodem, kiedy rudzielec wyszedł już z progu by zaprowadzić obie dziewczyny na ich miejsce. Wyjął z kieszeni małą kuleczkę, która okazała się być czarnym Pokeballem z księżycem nad guziczkiem. – To moonball. Wykorzystaj go na Teddiursę. Sprawia wrażenie, jakby miał się zgubić w pierwszym, lepszym, ciemnym kącie. – Stwierdził i rzucił spojrzenie na Pokemona, który teraz, w ramionach dziewczyny ewidentnie przypominał pluszaka.
- Może dla bezpieczeństwa, zostawisz je na tą chwilę w domu? Natu nieszczególnie lubi przebywać w swoim Pokeballu, co? – Zapytał i wysilił się na słaby uśmiech.
Faktycznie może za bardzo się wczuła. Mimo wszystko jej ton nie był wyjątkowo arogancki i chłodny, jak wcześniej. Był zaskoczony, speszony i zdenerwowany – wszystko na raz. A to tylko dlatego, że Cat wziął ją na ręce.
- Cat, oszalałeś?! – Zapytała zarumieniona. – To znaczy… - Chyba próbowała znaleźć bardziej adekwatne do niej określenie. – Oszalałeś! – Widocznie się nie dało. Ale co ona miała do gadania? Starała się tylko (bardzo się starała) unikać spojrzeń innych ludzi. Gdyby nie to… Ta podróż byłaby pewnie całkiem przyjemna. Yup – w istocie byli baaardzo wyjątkową grupą. Wzrok Pani ze sklepu to mówił.
Tup, tup, tup, tup, tup. I tu zaczął się marathon dziewczyny. Jako, że zegarek jej (albo nie jej) przepadł, a ona miała swogo rodzaju „wizję” tej jeden jedyny raz postanowiła się nie śpieszyć w wybieraniu garderoby. Wyjątkowo była zawiedziona tym, że sklep nie oferuje mody dla lolitek i Alicji z Krainy Czarów. Ostatecznie zdecydowała się dobrać taki zestaw i podejść do kasy, wydać resztę swoich pieniążków.
Ona również była zaskoczona reakcją Bana. Szybko spuściła z niego wzrok i zarumieniła się. Znowu. Starał się tak brzmieć, bo w końcu… Nią była, prawda? Nie mogła ryzykować, że gdziekolwiek i kiedykolwiek brat przyłapie ją na nieodpowiednim zachowaniu. Może bała się, że wtedy zrezygnuje z powrotu z zabrania jej do domu? Stwierdzi, że ten świat ją zepsuł i nie da się nic z nią zrobić?
Westchnęła cicho. A więc jednak Ban idzie z nimi. To dobrze. Ona w końcu nie może ochronić Cata, więc będą się ochraniali nawzajem. Niesamowicie wygodna sprawa. Poza tym ten czerwonooki wyglądał na silnego. Była pewna, że prędzej, czy później zakumuluje się z Catem, a to… Stało się chyba szybciej, niż się spodziewała. Mimowolnie na jej twarzy pojawił się uśmiech, chociaż… Z jakiegoś powodu czuła, że ta znajomość może mieć też ciemną stronę.
- Nie powinieneś mówić takich rzeczy. – Upomniała go speszona dziewczyna, kiedy wspomniał o przystawianiu się. – Proponuję najpierw iść do sklepu z ubraniami. – Powiedziała jakoś tak… Podekscytowana. Cóż, w końcu była kobietką, lubiła grzebać w ubraniach.
Podeszła do nich, gotowa do drogi (pomijając brak butów), ale prawdę mówiąc bardziej zainteresowała się widokiem, który się przed nią rozpościerał. Jej dom był prawdziwą krainą z domkami, które mierzyły maksymalnie trzy piętra. Może dla tutejszych widok betonowej dżungli był słaby, ale dla niej to całkiem ciekawe, nowe przeżycie. Dopiero po chwili skierowała wzrok najpierw na Cata, potem na Bana i zorientowała się o czym rozmawiają.
- Istotnie, nie możemy czuć się bezpiecznie. – Spojrzała na Cata. - Nie ukrywam, że ulżyłoby mi, gdybyśmy mieli obok siebie kogoś takiego jak Ban, ponieważ za nic nie chciałabym powtórzyć sytuacji, która miała miejsce. Z naszej dwójki tylko ty jesteś zdolny do walki, ja w sytuacjach zagrożenia nie nadaję się do niczego. Król doskonale o tym wie, dlatego nasłał kobietę z dość imponującymi umiejętnościami, musisz przyznać. – Jej wzrok padł na Bana. – Niestety nie rozumiem, dlaczego chcesz się z nami wybrać. Powiedziałeś, że „nie zaszkodzi ochrona”, ale przez Twój brak obeznania w sytuacji, śmiem wątpić, czy wiesz co mówisz. Sprawa jest poważniejsza, niż może Ci się wydawać. - Wróciła do swojego tonu sprzed kilku dni. I chociaż czasem wahała się, bo znała o wiele bardziej pasujące zamienniki słów, to postanowiła się trzymać swojej natury, którą z resztą i tak musi nieco poszlifować, jeśli wróci już do zamku.
Zdecydowanie wolała uniknąć rozmowy o śnie, zważając na niewiedze Bana. Mógłby ją wziąć za idiotkę i to w zdecydowanie większym stopniu, niż po tej nocy. Zdziwiłby się, gdyby się okazało, że jej tytuł jest prawdą.
- Przepraszam, że czekaliście. Jesteśmy już w porcie? – Powiedziała niemalże się kłaniając. Nie – ona się ukłoniła. – Oczywiście, że nie. Nie widzę w tym Twojej winy, Ban. – Rzuciła z lekkim uśmiechem. I nagle jej się coś przypomniało. – Idź proszę beze mnie, zaraz dojdę.
Tup, tup, tup, tup, tup. Pobiegła po nic innego jak bezę, którą zrobił nie kto inny, jak Cat. Starannie zawinęła ją w serwetkę i schowała do pudełeczka, który wylądował w jej torbie. Coś, czy czym chłopak się napracował, nie mogło się zmarnować, prawda?
Tup, tup, tup, tup i wróciła na piętro główne. Tam, gdzie znajdowała się ta kładka. Musiała w końcu dołączyć do panów.
Pociągnęła cicho noskiem. - Racja, to Twoja wina. – Przyznała nieco rozbawiona. W sumie dużo frajdy jej to sprawiło, ale z drugiej strony było jej wstyd nawet, kiedy pomyślała, że sprawiło jej to frajdę. Paradoks frajdy po pijaku.
Patrzyła uważnie, jak Ban upił wodę z butelki, z której dziewczyna piła wcześniej. Czy to był… Czy to był właśnie bezpośredni pocałunek?!
- M-mamrotałam? – Wyjąkała zaskoczona. – Istotnie… Śniło mi się coś dziwnego. – I kolejna fala rumieńców wpłynęła na jej Poliki, kiedy usłyszała ten zwrot.
- Przepraszam. – Skinęła głową i błyyyyskawicznie zniknęła mu z oczu. Jak na skacowaną Alice to całkiem szybko udała się do łazienki, gdzie spędziła sporo czasu, z różnych względów. Przede wszystkim wzięła długi prysznic, kiedy w końcu odkryła, jak to działa. Sporo czasu układała też włosy, które jednak wciąż były oporne w niektórych miejscach. Niemniej totalnie odświeżona, ale wciąż bez butów była gotowa zmierzyć się z kolejnymi docinkami Bana. I bezą Cata, na którą znów przyszła jej ochota po spłukaniu z siebie kilogramów poczucia winy.
Naprawdę miała nadzieję, że Cat stwierdzi, że nie wie o czym mówi. Naiwnie myślała, że to jej się śniło? Niestety rzeczywistość sprowadziła ją na ziemię, a w tym przypadku w podziemie, gdzie chciała się zapaść.
Nie umiała się z tego wytłumaczyć. Już nawet boląca głowa jej tak nie przeszkadzała. Wzięła to za rodzaj odpokutowania za zgubienie swojej godności między deskami pokładu.
Upiła nieco wody, żeby nie powiedzieć „wychlała pół butelki”, bo to nie przystoi księżniczce, która jeszcze wczoraj domagała się bezy za pośrednictwem swojego nic niewartego tytułu. A jeśli o tym mowa to… Jakie było jej zaskoczenie, kiedy to właśnie ten deser wniósł Cat. Uchyliła delikatnie usta, ale nic się z nich nie wydobyło.
I wygląda na to, że chyba nie znosiła tego tak dobrze, jak się Catowi mogło wydawać. Zasłoniła pół twarzy kurtką, którą trzymała i… Ledwo powstrzymywała płacz. – Przepraaaaszam, że widziałeś mnie w tym stanie. Nie chciałam wyrzucić butów do morza. – Wyłkała tak przejęta, jakby to było jego buty.
Naprawdę dziwny to był sen. To wszystko wyglądało, jak swego rodzaju przepowiednia, albo coś w podobnym guście. Dziewczyna jednak nie zajmowała sobie tym dłużej głowy, która chyba pierwszy raz w życiu dawało o sobie znać tak mocno.
Półprzytomna nie dźwignęła się nawet do pozycji siedzącej. Po prostu oparła się na wyprostowanych rękach i zmrużonymi oczyma rozejrzała się po pokoju. Z wolna zaczęło do niej dochodzić to, dlaczego leży między dwoma facetami, z czego jeden był bez spodni.
Usłyszała Cata. On jak zwykle brzmiał spokojnie, ale ona nie mogła ukryć swojego zażenowania – Od razu się zarumieniła i złapała kurkę tak, żeby zakryć swoje walory, które wczoraj jeszcze były na wierzchu.
Jej wzrok mimowolnie poleciał na jego usta, których wczoraj o mały włos nie pocałowała z własnej woli. O ile to możliwe – zarumieniła się jeszcze bardziej i zasłoniła usta dłonią. Zupełnie nie wiedziała co powiedzieć. Była między zażenowaniem, paniką, a chęcią zostania w łóżku przez najbliższy tydzień.
- Ja… Naprawdę wrzuciłam buty do morza? – Zapytała czując dziwny ścisk w żołądku. I to nie z powodu kaca.
Zmarszczyła brwi, kiedy usłyszała uwagę Cata. Pierwszy raz wyglądała na tak naburmuszoną. W jej stanie jednak nie dało się tego wziąć na poważnie. Popatrzyła chwilę na Bana, który padł przy jej nogach, albowiem dalej stała na łóżku. Nie długo jednak, bo jej druga podpórka też postanowiła się położyć. Tym samym i ona nie miała szans się utrzymać.
Siadła sobie między nimi i pokiwała głową na komentarz o Banie. – Ano. Nie to co my, nie? – Zapytała rozbawiona i z uwagą słuchała jego propozycji. Normalnie to by uciekła i zapadła się pod ziemię, teraz wyglądało na to, że naprawdę to rozważa. W sumie nie zastanawiała się długo.
- Okej. – Powiedziała z uśmiechem i nachyliła się na nim. Delikatnie uniosła palcami jego podbródek i przymknęła oczy, zbliżając swoje usta do jego. I w końcu, kiedy dzieliły ich milimetry… Ona odsunęła się i położyła głowę na poduszce obok. Wymamrotała coś niewyraźnie o tym, że jednak chce iść spać i… Odpadła od razu, podobnie jak Ban.
- Caaat, zboczeniec. – Powiedziała, oznajmiając jeden z najoczywistszych faktów. Wyglądało na to też, że nie rozumie z czego chłopak się śmieje.
- Nie wiem… Wolałabym tam gdzie chłodniej jest. – Wymamrotała wieszając się lekko na szyi chłopaka, żeby złapać równowagę.
- Łaskocze. – Przyznała rozbawiona, kiedy Ban dotknął jej kosmyków, a tym samym przerzuciła się na niego.
- Nie wiem… - Udawała, że się zastanawia, bo tylko w sumie na to było ją stać, biorąc pod uwagę jej procesy myślowe. – A maaaasz... – I tu dla przykładu zapomniała, jak leciało to kluczowe słowo. – Coś białego, dobrego. – Zmarszczyła brwi, próbując przywołać to w myślach. – Słodkiego takiego. – To chyba była ostatnia podpowiedz, bo ucichła na dłuższą chwilę, macając w międzyczasie włosy Bana.
- Beza! Zjadłabym bezę, hm? - Zachichotała. - Jestem jedyną księżniczką krainy czarów i domagam się bezy.
Design by Did, Yuki & Daisy7.Only for Pokemon Crystal
Wszystkie prawa zastrzeżone./All rights reserved. Copyright 2014 by Daisy7.
Pokemon Crystal launched 2011-03-23.