Starter: Magnemite
Profesja: trener
Profesja poboczna: uzdrowiciel Karta Postaci: przejdź
Dołączył: 24 Cze 2014 Posty: 226
Wysłany: 2015-03-22, 23:12
Wszystko było w porządku, dopóki Johny nie usłyszał wyników głosowania. Gdy Delta wyłonił, jak się okazało, zwyciężczynię konkursu, Thread rozwarł powieki nieco bardziej, ukazując swoje czerwono-zielone oczy. Tak, był zaskoczony. Był przekonany, ze jego przekręt z głosowaniem wyjdzie i że to on będzie stał na miejscu Dorothy. Tylko... kim jest ta cała Dorothy? Dopiero teraz mógł jej się przyjrzeć nieco bardziej. Przypomniał sobie, że już ją widział, jednak w jego pamięci nie było miejsca na przypadkowe osoby, w tym większą część oddziału. Każdy wydawał się podobny charakterem do Johna, to jest introwertyk, który z nikim nie rozmawia, a co poniektórzy jeszcze by się pocięli, bo ktoś rzucił do nich jakieś prostackie "siema". No cóż. Będzie musiał jakoś z tym żyć. Był tylko ciekaw, jak ta... dziewuszka poradzi sobie z organizacja oddziału, nie znając nawet imion swoich nowych kolegów i koleżanek, będzie do nich wołać po numerkach, czy kolorze skóry? To już nie jego problem. On teraz zamierzał w pełni wykonać polecenie kierownika Delty i odpocząć po jedzeniu i zabawie na stołówce. Kolejnym dziwnym zabiegiem było nagłe zsunięcie się zegarków z rąk. Dezaktywują je już teraz? Faza kotów już za nimi i stali się pełnoprawnymi członkami organizacji? Już drugiego dnia? Niemożliwe, dlatego Johny nie pozwolił upaść swojemu sprzęcikowi na podłogę. On go złapał, jednak użył do tego jednej ze swoich nitek, która wystrzeliła z jego dłoni, owijając się wokół zegarka, by wciągnąć go z powrotem do dłoni mężczyzny i schować go do kieszeni. Następnie ruszył w stronę foteli, by zająć jeden z ustawionych bliżej kabiny pilotów. Gdy już usadził dupsko, zaczął się gapić w sufit, co jakiś czas zerkając przez okno, jeśli takie było i po reszcie "kumpli" z oddziału. O proszę, jeden już zdążył zostawić coś w bazie i teraz próbował wyżebrać miecz od laski z gnatami. Dobrze, że Johny był w swoim pełnym rynsztunku i nie musiał się martwić pozostawionymi rzeczami. I tak miał ich niewiele, a obecny strój przeżył więcej, niż jego pozostałe ciuchy. Z reszta to było widać. Spodnie wyraźnie znoszone, kamizelka też, o butach nie wspominając. Chłopak nałożył jeszcze swoje nakrycie na głowę, zakrywając usta. Spać nie będzie, ale może uda mu się pooglądać krajobrazy na dole.
REKLAMA
Starter: Magnemite
Profesja: trener
Profesja poboczna: uzdrowiciel Karta Postaci: przejdź
Dołączył: 24 Cze 2014 Posty: 3565
Lecimy na Alaskę? Super! W końcu zobaczę misia polarnego! Jeśli jeszcze jakieś żyją... nie zdziwię się, gdyby ktoś je wybił. W końcu, to napadli już na naszą bazę, więc wszystko jest możliwe! Mniejsza z tym, znów ze sobą nie rozmawiamy. Z jednej strony podoba mi się takie wyjście, ale z drugiej, to strasznie kijowe. Jesteśmy drużyną i powinniśmy zacieśniać więzi. Ciekawe co zrobimy, gdy trafimy na jakąś misję. Będę musiała to zmienić, ale nie teraz! Trzeba trochę odpocząć, żeby być w pełni sił na spotkanie z Alaską! Spałam w gorszych i mniej wygodnych miejscach, więc ten fotel, to po prostu królewskie łoże!
Yhm. Więc jednak przywódcą została kobieta. Mam nadzieję, że Delta dobrze postąpił wybierając ją wbrew głosowaniu. Po co zatem były karteczki z głosami? Wyszło na to, że niepotrzebnie niektórzy wykazywali swoje chęci na zostanie liderem, bo i tak Delta zdecydował inaczej. Mniejsza z tym. Lecimy teraz na Alaskę. Mam jako tako czas na odpoczynek oraz inne bzdety, gdyż nie wiadomo co nas napotka na miejscu. Siedząc na skórzanym fotelu w ciszy przecierałam ściereczką lufy mych pistoletów. Tak się skupiłam, że nie zauważyłam jak podszedł do mnie mężczyzna. Słysząc jego głos, spojrzałam na okularnika. Moja zdolność się teraz na coś przyda. Uśmiechnęłam się lekko kładąc na bok bliźniaczą broń. - Katana. - Cicho szepnęłam przypominając sobie rozkład pokoi. Chciałam przyzwać konkretny miecz. Nie minęło kilka sekund, a w dłoni trzymałam przedmiot należący najpewniej do okularnika. - Proszę. Mam nadzieję, że o tą ci chodziło. Przyzwana prosto z twej sypialni. - Rzekłam podając mu katanę. Może i zmarnowałam energie na tą akcje, ale przynajmniej zrobiłam coś pożytecznego dla kolegi z drużyny. Wzajemna pomoc to klucz do sukcesu.
A więc weszliśmy do tej maszyny i ku mojemu wielkiemu zdumieniu ona naprawdę latała! Szybko jednak oswajam się z tym faktem. Nie było to jednak jedyne zaskoczenie. Wobec braku wyników tego niedorzecznego głosowania, Delta sam zdecydował się wybrać przywódcę oddziału. Została nim dziewczyna imieniem Dorothy, która spoglądała na mnie wcześniej w specyficzny sposób. Nie wiem na jakiej podstawie Delta ją wyznaczył na to stanowisko, ale pozostaje mieć nadzieję, że poradzi sobie. Sam nie znam swoich towarzyszy i nie jestem w stanie wytypować kogokolwiek lepszego.
Z ulgą przyjąłem jednak, gdy ta irytująca, piszcząca obręcz zleciała z mojego nadgarstka i z zadowoleniem pomasowałem to miejsce. Decyduję się usiąść na jednym z foteli. Dostrzegam, że powoli rusza się coś w kwestii kontaktów między członkami oddziału. Decyduję się na pewną próbę.
- Czy ktoś może mi wyjaśnić co to jest Alaska? – zapytuję, licząc, że ktoś udzieli mi odpowiedzi.
Wciąż zdezorientowana ostatnimi zdarzeniami, próbuję dojść do siebie. Atak kościoła, ucieczka na alaskę... Musiałam się z tym pogodzić. Delta wspomniał coś o głosowaniu. Prawdopodobnie odbyło się zanim jeszcze tu przybyłam. Ale cóż, zapewne ominęły mnie uroki wolności. Dobra, widzę grupkę ludzi i jednego humanoida, dokładniej hybrydę kota z człowiekiem. Cóż, nie sądziłam że one istnieją. Być może, ten jest jednym z oswojonych wersji dzikich bestii które widoczne były po apokalipsie? Wypadałoby się z nimi zaprzyjaźnić. Z każdym. Z kotoczłowiekiem też, toteż słysząc słowa naszego prawdopodobnie byłego już przywódcy o promocji jednego, a raczej jednej z nas, udaję się do szczęśliwej "zwyciężczyni" loterii i gratuluję jej nowego stanowiska, słowami: Cześć. Jestem Lu. Wraz z Shuusiem gratulujemy ci awansu. Powodzonka~! Zaraz po tym, próbuję kimnąć się na jednym z foteli. Jeśli jakaś duszyczka siedzi/leży/robi cokolwiek obok mnie, próbuję nawiązać z nią kontakt słowami: Czółko. Zastanawiałeś/aś się kiedyś, do czego tak naprawdę zostaliśmy powołani? Rozumiem, że do walki z potworami. Ale co począć później? Na razie, żadna z osób w naszej drużynie się nie zna, a tym bardziej nie komunikuje. Czas to zmienić, co nie?
Chłopak, który już smacznie sobie drzemał, został zbudzony wraz z donośnym głosem delty i... podobnie jak wielu innym osobom, szczęka opadła mu aż do ziemi. I leżała tam przez najbliższe parę minut. Ona?! Podsumujmy, co na jej temat wiedział: umiejętności, brak albo nieznane; talent przywódczy: kompletny brak; inteligencja: powyżej przeciętnej, prawdopodobnie; cycki: ano, jak widać. Słowem, jedyny powód, dla którego mogła zostać dowódcą to fakt, że dowódca zawsze idzie do odstrzału jako pierwszy – w nagłych wypadkach.
Niemniej, nie interesowało go to, przynajmniej do czasu, kiedy nie nadarzy się konkret potrzeba do współpracy z nią. On działał na własną rękę i z tym się czuł najlepiej, o.
_________________
Idzie szarość, ciągle przypomina mi
Że kiedyś chciałem coś, a już tego nie trzeba mi
Ciągle mało, coraz więcej mniej
Twego ciała coraz bardziej nie trzeba mi
Więc idź tam, gdzie chcesz, nie mówiąc nic
I wróć, kiedy przyjdzie czas
Może to tylko kilka dni
Starter: Toge(3.141)
Profesja: trener
Profesja poboczna: hodowca Karta Postaci: przejdź
Wiek: 24 Dołączył: 27 Cze 2014 Posty: 291 Skąd: wiesz, że nie wiem?
Wysłany: 2015-04-04, 01:39
Dwusetny post Dragge, yay. c:
- - -
Wasz lot przebiegał w miarę spokojne. Niektórzy z was zdecydowali się zdrzemnąć. Nic dziwnego, musieliście nabrać siły, gdyż nie mieliście pewności co dalej się wydarzy. Do snu ukołysał was cichy szum silników. Inni z was byli w gotowości do ewentualnej wysiadki z samolotu, gdyby zaszła taka potrzeba. Nie ważne co robiliście, w waszych głowach echem odbijała się słowa delty. Jedno słowo, a wywołało tyle zamieszania. Szczególnie Dorothy, która nie przyjęła zbyt przychylnie tej decyzji.
Den
W ostatniej chwili chwyciłeś swój zegarek. W chwili obecnej wydawał się tylko zimnym, bezużytecznym kawałkiem metalu. Ale, kto wie? Może kiedyś niespodziewanie ocali ci życie. Na chwilę obecną jedyną funkcję jaką pełnił, to coś, co nie pozwoliło ci zasnąć uwierając cię w udo, kiedy siedziałeś ściśnięty na fotelu. Ale ty nie należałeś do takich, którym by to przeszkadzało, prawda?
Snazzy i Yuki
Podjęliście próbę magicznego odzyskania broni Japończyka, tak aby ten był chociaż w najmniejszym stopniu przydatny na polu bitwy. Dziewczyna skupiła się mocno, próbując przyzwać owy przedmiot z bazy. Ale jej umiejętność poruszania się w tak zwanym "Hammerspace" nie była tak dobrze opanowana, jak jej się wydawało. Na początku, przyzwała jedynie prost nóż kuchenny, nieco ubrudzony sosem pomidorowym, a przy kolejnej próbie podgniłą szczoteczkę do zębów. Dopiero trzecia i ostatnia próba przyniosła pozytywne skutki. Powietrze zaiskrzyło a na ziemię z głośnym brzękiem upadła owa katana. W ten oto iście czarodziejski sposób Azjata odzyskał swoją broń, a jego zbawicielka pozyskała dwa nowe, ciekawe przedmioty codziennego użytku. Przynajmniej nie będzie musiała martwić się o to, że nie będzie miała czym pokroić kotleta, albo umyć zębów.
Po kilku godzinach spędzonych w samolocie część z was poczuła, że ich nogi zaczynają drętwieć, a kojący jak dotąd szum silników zaczął was irytować. Co więcej, światło które spokojnie przyświecało wam nad waszymi łepetynami zaczęło świrować. Szybko gasło i zapalało się z powrotem, zupełnie niczym w horrorach tuż przed nagłym atakiem ducha lub psychopaty. W ten oto sposób podzieliliście się na dwie grupy, w zależności od tego jak głębokim snem spaliście. Ta druga grupa, składająca się z osób które spały już w mniej komfortowych warunkach pozostała by w tym stanie do czasu przybycia na miejsce, gdyby nie jasny rozbłysk, który dostrzegliście za okienkiem ulokowanym z tyłu samolotu, po którym nastąpił głośny huk. Przebijał się przez niewielką szybkę z mocą tysiąca słońc. Znaczna część z was gwałtownie wybudzona ze snu zastanawiała co się dzieje. Wasze zdziwienie spotęgował fakt, że nagle wasze kończyny przypięły do siedzeń pasy wykonane z szeregu cienkich, metalowych płytek. Wywołało to nie mniejsze zdziwienie i panikę, niż fakt, iż to Dorothy została przywódczynią. Czekaliście tak w napięciu na następstwa tej dziwacznej procedury. Niektórzy nawet nie omieszkali spróbować dowiedzieć się co tu się wyprawia wołając Deltę. Ale ten nie przychodził, nie ważne jak głośne były wasze krzyki. Nagle, w ostatniej chwili wyszedł on, patrząc na was bez słowa. Było to jego nieme pożegnanie, sugerujące, iż poznanie was było dla niego niezmiernym honorem, pomimo tego, iż nie zdołaliście się jeszcze niczym przysłużyć. Niektórzy z was dostrzegli niewielką łzę, kręcącą się w jego oku. Powoli spłynęła po jego policzku bezgłośnie opadając na ziemię. Spoglądając Johnny'emu głęboko w oczy, zasalutował. Stał tak przez chwilę w bezruchu, gdy nagle, podłoga tuż przed jego stopami błyskawicznie pękła, po chwili do waszych uszu dobiegł ogłuszający odgłos wybuchu, rozrywający powietrze, zmieszany z odgłosami łamanego metalu. Nawet nie musieliście myśleć, by spostrzec, że był to wybuch. Przedzielił on samolot na dwie części, oddzielając go od kadłuba. Setki odłamków metalu, powstałych w wyniku wybuchu, poszybowało, tnąc niektórych z was po twarzy (Did, Yuki, Feli) i wbijając się w sufit. Ostatnim widokiem jaki zobaczyliście, to kurczowo trzymający się kadłuba Delta, ciągle salutujący bez słowa. Zaczęliście spadać, przypięci do waszych fotelów. Z początku wyglądało to strasznie, szybowaliście szybko w dół, znajdując się na wysokości, z której upadku byście nie przeżyli. Nagle, niczym chwyt anioła, z waszych siedzeń wysunęły się spadochrony. Na wasze szczęście, wybuch odrzucił was wystarczająco daleko od siebie, aby mogły one swobodnie się rozłożyć. Widzieliście teraz tylko oddalający się, spadający kadłub maszyny, który stał w płomieniach oraz różne części samolotu spadające na ziemię w odległości kilkuset metrów od was. W waszych uszach wył wiatr, a wystawieni na gwałtowną zmianę ciśnienia mieliście wrażenie, że wasze głowy zaraz ulegną deformacji. Gdy wasze prędkość waszego spadania w miarę się ustabilizowała, jedyne co widzieliście, to smugi dymu zawieszone w powietrzu, niczym szkice tragedii jaka miała przed chwilą miejsce. Swobodnie już opadając, nareszcie dotarliście na ziemię, o czym upewniło was mocne, gwałtowne uderzenie o podłoże. Pasy nagle się odpięły. Mogliście stanąć na nogi, chociaż to nie było takie proste. Czuliście bezsilność i odrętwienie, byliście wyziębieni, nieco otępieni a niektórzy z was mięli pocięte twarze. Jedyne co wiedzieliście to to, że zniosło was na środek zniszczonej autostrady, jak zwykle- na pustyni. Nie mieliście pojęcia gdzie jesteście. Część z was wylądowała bezpośrednio na jezdni, a niektórzy kilka metrów dalej, na piasku. Pozostaliście bez Delty ani środku transportu, poturbowani, na pustkowiu bez najmniejszego pojęcia o tym gdzie się znajdujecie. Cóż więcej można powiedzieć? Nie urodziliście się pod szczęśliwą gwiazdą.
Starter: Pancham
Profesja: koordynator
Profesja poboczna: ewolucjonista Karta Postaci: przejdź Karta Postaci Pokemona: przejdź
Wiek: 27 Dołączyła: 23 Cze 2014 Posty: 2228 Skąd: Stettin an der Oder
Wysłany: 2015-04-04, 22:16
O cholera.
Po raz pierwszy nie mam bladego pojęcia, jak opisać to, co przed chwilą zobaczyłem, a w końcu w tym dawnym życiu przed tą całą apokalipsą byłem pisarzem i codziennością było dla mnie pisanie opisów. Cóż, jak widać, nawet typowe nawyki nie zawsze się sprawdzają. Hm... jedyny plus tego, co się rozegrało? Mam swoją katanę, więc dam radę przeżyć... No i co z tego, skoro negatywnych stron jest więcej? Delta zapewne już nie żyje. Nie mamy kontaktu z resztą HLR. Jesteśmy na środku głupiej, amerykańskiej pustyni. Pół biedy, gdyby była to jakaś japońska lokacja, ale na USA to ja się nie znam i nawigatorem po tym terenie jestem kiepskim, dlatego... Staram się przewidzieć najbliższe minuty, by wiedzieć, czego moglibyśmy się spodziewać, a w razie co szykuję swoje dłuższe ostrze.
_________________
"Ta myśl sprawiła, że chciałam się stąd ulotnić jeszcze prędzej. I najlepiej zastosować Domestos do mózgu" ~ Alliana, "Przygoda Alliany"
wizja dwóch bishowych braci do poke KP
Biedny Delta... nawet go zaczęłam lubić, a już umarł. Fajnie! Nie dość, że go nie ma, to jeszcze pocięli mnie! Czuję się, jakbym miała okres. Wszędzie krew i krew!
- Proponuję zacząć ze sobą rozmawiać, bo jesteśmy trochę w chujowej sytuacji i nie zamierzam tutaj kurna ginąć. - westchnęłam, wyczarowując sobie loda. - Wszędzie jest piach, więc to prawdopodobnie stepy czy coś takiego. W końcu lecieliśmy na Alaskę, więc przypuszczalnie możemy znajdować się w Kanadzie albo tym kraju niżej. - przerwałam na chwilę. - Nie ma sensu wracać się do samolotu, więc proponowałabym zorientować się, gdzie jesteśmy i wybrać kierunek drogi. Sama szłabym na północ, ale ostateczną decyzję zostawię tobie, Dorothy. - dodałam, zaczynając schładzać rany oraz wycierać krew.
Pewnie pokręciłam mapę tego kraju, ale w końcu... geografia, to nie mój żywioł. Wolę śnieg.
Starter: Magnemite
Profesja: trener
Profesja poboczna: uzdrowiciel Karta Postaci: przejdź
Dołączył: 24 Cze 2014 Posty: 226
Wysłany: 2015-04-09, 21:55
Johny odruchowo zasalutował Delcie, gdy kadłub był jeszcze połączony z resztą samolotu. Taki nawyk, by zawsze zasalutować, gdy ktoś salutuje Tobie. Tylko dlaczego akurat to Johnyemu przypadł wątpliwy zaszczyt ostatniego pożegnania przełożonego, a nie naszej nowej koleżance, która ma dowodzić? Może Delta zrozumiał błąd i postanowił zmienić zdanie? Raczej nie. Wyglądał jak wojskowy, a tacy nie robią sobie jaj z takich rzeczy, jak powierzanie oddziału w ręce konkretnej osoby. Może to przez wojskowe "zaplecze" bohatera. Reszta tych dzieciaków, no może prócz samuraja, nie miała bladego pojęcia o jakimkolwiek przeszkoleniu.
Gdy Johny spojrzał po twarzach kilku z jego nowych kumpli widział niemal to samo u każdego. Dezorientacja, dezorganizacja, niepewność. Choć jedna z dziewczyn nawet zaczęła coś bełkotać, coś jakby ustalenie ich aktualnej pozycji, wyczarowując do tego loda?
-Nie.-odparł krótko i stanowczo.
-Pierwsze co zrobimy, to właśnie pójdziemy do samolotu. Może ocalały jakieś zapasy wody, albo jedzenia, a jak się nam poszczęści, to odnajdziemy radio. Do tego dochodzi schronienie.-Thread spojrzał w niebo, milknąc na chwilę.
-Po takim czasie w samolocie jesteśmy gdzieś po zachodniej stronie kraju. Nie wiem dokładnie gdzie i to jest nasz drugi priorytet. Musimy ustalić aktualne położenie.-mężczyzna ponownie się zamyślił, po chwili wyjmując swój zegarek, który postanowił zachować na wypadek niespodziewanych okoliczności, jak choćby rozbicie się na zadupiu bez środków do życia. Podniósł go na wysokość twarzy, po czym rzekł:
-Mamy tu jakiegoś speca od komputerów? Może uda mu się to odpalić i nawiązać kontakt z...kimkolwiek.-jeżeli byli dzieleni jak w woju, to w każdym oddziale był ktoś, kto latał z radiem na plecach i zdawał raporty z akcji na polu. Choć jeżeli nikogo takiego nie było, to Johny miał zamiar sam spróbować ogarnąć to mini ustrojstwo.
-Nie ma co pierdolić, ruszajmy. Noce na pustyni nie są najprzyjemniejsze.-po czym poczekał chwilę na resztę i jeżeli ktoś zechciał za nim ruszyć, to Johny będzie miał towarzystwo.
-I na marginesie, jestem Black Thread, albo Johny, jak komu wygodniej.-dodał chwilę przed wymarszem.
-Kurwa mać, za co... Na północ... Ten kraj niżej... Dobrze, że przynajmniej umie sobie loda zrobić...-mężczyzna pokręcił głową lekko na boki, przypominając sobie słowa dziewczyny.
Starter: Gengar
Profesja: trener
Profesja poboczna: hodowca Karta Postaci: przejdź Karta Postaci Pokemona: przejdź
Wiek: 30 Dołączył: 30 Wrz 2014 Posty: 971 Skąd: Kraków
Wysłany: 2015-04-13, 10:45
- Myślę, że dobrym pomysłem jest ruszenie do wraku samolotu i rozglądnięcie się czy nie zostało tam coś, co może nam się przydać. Szczerze powiedziawszy możemy tam znalezć jakąś mapę, która nie spłonęła, albo zapasy żywności o których wspomniał Thread. Korzystając z tej chwili wcale nie jestem zadowolona z rzekomego przywództwa jakie powinnam pełnić w naszej drużynie. Szczerze powiedziawszy byłabym za tym, byś ty - kieruję tutaj swoje słowa do faceta imieniem Johny.- Przejął stery. Byłeś w wojsku jak mniemam i znasz się na tym, a ja zielonego pojęcia nie mam.
Hm, wracając jednak jesio do tematu - według mnie jesteśmy gdzieś na terytorium Kanady - dużego państwa położonego na kontynencie Ameryki Północnej. - Wyjaśniam zwierzęciu, jako, że pytał wcześniej czym jest Alaska. - A Alaska to - że tak powiem - kraina wiecznego mrozu. - Tutaj puszczam oko do Zmarźluchy. -Przyda Ci się twoje futro. - Rzucam ponownie w stronę Kota, po czym przeczesuje włosy i wiąże je w kucyk gumką, którą zawsze trzymam na nadgarstku. - Okej, nic wam nie jest? Wszyscy wyszli cało? - Rozglądam się po ludziach.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
Design by Did, Yuki & Daisy7.Only for Pokemon Crystal
Wszystkie prawa zastrzeżone./All rights reserved. Copyright 2014 by Daisy7.
Pokemon Crystal launched 2011-03-23.